Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

29. rocznica wprowadzenia stanu wojennego. - Zawsze powiem, że warto było walczyć, bo przecież człowiek rodzi się wolnym - mówi Ewa Paluszek

Rozmawiała Hanka Sowińska [email protected] 52 326 31 33
Ewa Paluszek, członkini "Solidarności", działaczka opozycji demokratycznej, w stanie wojennym aresztowana i skazana
Ewa Paluszek, członkini "Solidarności", działaczka opozycji demokratycznej, w stanie wojennym aresztowana i skazana Fot. Nadesłane
W 1980 roku współtworzyła "Solidarność" w Bydgoskich Zakładach Chemii Gospodarczej "Pollena". Była wiceprzewodniczącą Komisji Zakładowej NSZZ "S" i łącznikiem między Komisją a Zarządem Regionu NSZZ "S". W marcu 1982 r. została aresztowana m.in. pod zarzutem działania na szkodę władz i uderzania w obronność PRL. Pytana, czy żałuje, że zaangażowała się w solidarnościowy ruch i walkę o demokratyczną Polskę, za co spotkały ją represje, mówi: - Zawsze powiem, że warto było. Jeszcze raz bym to zrobiła. Człowiek przecież rodzi się wolnym!

- Gdzie zastał panią 13 grudnia 1981 roku?

- Byłam w domu, razem z kilkoma osobami z Komisji Zakładowej "S" w Bydgoskich Zakładach Gospodarczej "Pollena", w których pracowałam. Wiedzieliśmy, że coś się szykuje. Docierały do nas niepokojące wiadomości od naszych ludzi, rozstawionych na rogatkach miasta. Po północy, gdy telewizja przerwała program i zamilkły telefony, postanowiliśmy iść do siedziby Zarządu Regionu.

- A tam SB i ZOMO zdążyły już "złożyć wizytę"...

- Drzwi były wyłamane, pomieszczenia splądrowane. Zastaliśmy mnóstwo ludzi. Była tam m.in. moja przyjaciółka Krystyna Tkacz, etatowy pracownik ZR NSZZ "S". Jeszcze nie znaliśmy słowa "stan wojenny", "internowanie". Wiedzieliśmy o aresztowaniach. Informowaliśmy się nawzajem, kto jest, kogo nie ma. Byłam tam do godziny 13. Wtedy ZOMO przypuściło szturm. Pamiętam, że nie wróciłam do domu. Pojechałam do rodziców.

- Po pierwszy szoku postanowiła pani nie składać broni.

- Benedykt Lewandowski, który pracował w "Zachemie" założył nieformalną grupę, do której należało pięć kobiet i czterech mężczyzn. Już w grudniu organizowaliśmy w Bydgoszczy akcję plakatową. Domagaliśmy się przede wszystkim zniesienia stanu wojennego. Wtedy też dowiedzieliśmy, że w więzieniu w Potulicach siedzą działacze "Solidarności", m.in. z Bydgoszczy i Torunia. Postanowiłam z koleżanką zawieźć im świąteczną paczkę. Udało się, ale pewnie dlatego, że panował jeszcze duży chaos. Internowani mieli akurat widzenie z rodzinami. Wpuszczono nas do sali. Powiedziałyśmy strażnikowi, że chcemy przekazać paczkę. Komukolwiek.

- Kiedy esbecja zainteresowała się panią na dobre?

- Dwa miesiące po wprowadzeniu stanu wojennego.15 lutego, o tej samej godzinie, SB weszła do kilku bydgoskich zakładów. Wtedy po raz pierwszy byłam przesłuchiwana, ale wypuścili mnie. Zatrzymali natomiast Benka Lewandowskiego. Darowali mi miesiąc wolności. Zostałam aresztowana 18 marca. Ten sam los spotkał jeszcze 9 osób.

- Utrata wolności i przesłuchania musiały wywołać traumę. Jak pani to przetrzymała?

- Bałam się, nie wiedziałam, co mnie czeka. Miałam wtedy 28 lat. Esbecja nie była brutalna, ale funkcjonariusze zachowywali się wyniośle. Ohydna była rewizja osobista. Szczególnie dobrze zapamiętałam kpt. Pawłowską, która mnie przesłuchiwała. Początkowo trzymano mnie na komendzie - wsadzono do celi z konfidentką, potem z kryminalistkami. Kiedy mnie przewożono do więzienia w Fordonie, jechaliśmy przez Bartodzieje. Kpt. Pawłowska radziła, abym popatrzyła sobie na moje osiedle, bo nie wiadomo, czy tu kiedykolwiek wrócę. Jej słowa: "Ten uśmiech zniknie ci z twarzy" były groźne. W Fordonie, na znak solidarności z pobitą Magdaleną Leś przez sześć dni prowadziłam z koleżankami głodówkę. Domagałyśmy się przyznania nam statusu więźniów politycznych i postawienia przez sądem funkcjonariusza, który pobił Magdę. W lipcu stanęłam przed sądem wojskowym. Dostałam 1,5 roku w zawieszeniu na 3 lata. Miałam zapłacić wysoką grzywnę. W części, na poczet grzywny, zaliczono mi dni, które odsiedziałam w areszcie. W spłacie pozostałej kwoty pomógł mi Komitet Prymasowski, który opiekował się i wspierał internowanych, aresztowanych oraz ich rodziny. Po wyjściu z więzienia nie mogłam znaleźć pracy. Zaoferowano mi etat w ubojni w zakładach mięsnych. SB inwigilowała mnie aż do grudnia 1989 roku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska