Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sądny październik w Radziejowie. Najgorzej było w kwietniu: 19 zgonów. No, ale teraz, to się dopiero porobiło!

Barbara Szmejter [email protected] tel. 54 23 22 222
Czy gdyby te psy nie zjadły Stacha, to gazety pisałyby o Radziejowie? Tak, bo za dużo tu śmierci.
Czy gdyby te psy nie zjadły Stacha, to gazety pisałyby o Radziejowie? Tak, bo za dużo tu śmierci. Fot. autor
- Uf, jest nowy miesiąc, wierzę, że zła passa już się skończyła - mówi Marcin Krasucki, oficer prasowy KPP w Radziejowie. Wygląda jednak na to, że się myli. Spokojny do niedawna powiat nawiedzają kolejne nieszczęścia, a miejscowi twierdzą, że "coś wisi w powietrzu".

Od drugiego listopada radziejowscy policjanci szukają kierowcy, który spowodował kolizję i uciekł. Wiadomo jedynie, że poruszał się terenowym autem marki Kia, którym rozbił dwa samochody na obwodnicy miasta. Dwa dni wcześniej na ulicy 1 Maja w Radziejowie pijany motorowerzysta uderzył w hyundaia, którym kierowała pijana kobieta, nie posiadająca w dodatku prawa jazdy. Takie zdarzenia mogłyby wywoływać emocje i być tematem plotek, gdyby nie to wszystko, co zdarzyło się kilka dni wcześniej i przyćmiło zwykłe, pijackie wybryki.

Własne psy Stacha z Żakowic zjadły
Do Żakowic, rozległej wsi między Włocławkiem i Radziejowem, znów przyjechała telewizja. I dziennikarze z różnych gazet. Rozłazili się po wsi, rozmawiali z miejscowymi i wywęszyli, że o Stachu i jego bracie Julianie raz już usłyszała cała Polska. To było wtedy, gdy bracia, którzy przygarnęli z pięćdziesiąt psów, nie mieścili już w stodole wytrybowanych kości. Kości, dla swoich zwierzaków, dostawali z masarni. Trzymali je w stodole, ale wkrótce było ich tam tak dużo, że zaczęły wydostawać się na zewnątrz. - Same wyłaziły, tyle w nich było robali - wzdryga się jeden z miejscowych.

Służby sanitarne uporały się z kośćmi, psy jednak w obejściu pozostały. I było ich coraz więcej.

- One tak same ze sobą, no wie pani... - opowiada jedna z sąsiadek. Psów się bała, bo nieraz na drogę wyłaziły, że przejść było strach. Kiedyś nawet cały drób jej zagryzły.

Ostatnio tych psów było z pięćdziesiąt. Mieszkały tylko ze Stachem, bo Julian trafił do więzienia, między innymi za te kości. Stacha widziano jeszcze w piątek, 22 października, jak kupował w sklepie 15 flaszek denaturatu. Potem zniknął, a psy, biegające po podwórku wyglądały na coraz bardziej zagłodzone. Sąsiedzi zaalarmowali opiekę społeczną, przyjechała też policja. Zajrzeli przez okno i zobaczyli leżącego Stacha, częściowo zżartego przez psy.

To było rano, w czwartek, 28 października, ale dopiero w nocy, po unieszkodliwieniu psów, udało się zmarłego wydostać z domu. Do prosektorium odwieziono tylko ludzkie szczątki. Sąsiedzi nadmieniają, że braci nawiedzały już wcześniej różne nieszczęścia. Jeden był żonaty, miał syna. Żona odeszła, wróciła do rodziców, dzieciaka zabrała. Kiedy jednak chłopak podrósł, przyjechał do ojca, aby z nim zamieszkać. Nie był tu jednak długo, zmarł w wieku dwudziestu kilku lat, nawet nie wiadomo na co.

Razem pójść do nieba

Zaledwie kilka godzin po dramatycznych wydarzeniach w Żakowicach radziejowska policja znów została postawiona na równe nogi. W piątek, 29 października, nad ranem, komendę zaalarmowała młoda, zaledwie 20-letnia dziewczyna, stażystka w miejscowym sklepie.

Roztrzęsiona opowiadała, że jej były chłopak, 26-letni mieszkaniec wsi Borucinek, próbował ją zabić. Zacisnął na jej szyi przyniesiony sznur, doduszał kolanem na tyle skutecznie, że straciła przytomność, potem zamknął ją w mieszkaniu i uciekł. Po jakimś czasie dziewczyna ocknęła się i rozpoczęła walkę o życie. Wyswobodziła się, odcięła pętlę z szyi i powiadomiła policję.

Rany na ciele dziewczyny potwierdzały jej wersję wydarzeń, natychmiast rozpoczęto więc poszukiwania niedoszłego zabójcy. Został zatrzymany w okolicach kompleksu leśnego w gminie Kruszwica i dowieziony do Radziejowa. W jego mieszkaniu policjanci znaleźli list pożegnalny, rzucający nieco światła na tę sprawę. Młody człowiek, nie mogąc pogodzić się z rozstaniem z dziewczyną, z którą mieszkał przez pewien czas w Radziejowie, wymyślił sobie, że razem pójdą do nieba...

- Rzeczywiście, to był trudny miesiąc - przyznaje Romuald Grosman, prokurator rejonowy w Radziejowie. - Tak jednak bywa. W kwietniu tego roku mieliśmy chyba z dziewiętnaście nagłych zgonów, wymagających naszej obecności, w tym samobójstw i wypadków. W październiku był kolejny taki zły czas.

Ziemniaki albo... śmierć
O październiku 2010 roku już nigdy nie zapomni Abdul E., Libijczyk, od 20 lat mieszkający w Polsce. Również dla niego to nie był dobry czas. Brak pracy coraz bardziej dawał się we znaki. W sobotę, 23 października, wypił trochę alkoholu, potem poszedł do domu, na obiad. Wtedy okazało się, że jego polska żona, Renata, obiadem z ugotowanymi wcześniej ziemniakami poczęstowała chłopaka starszej córki. To Abdula bardzo zdenerwowało, nie chciał ani rosołu, ani mięsa bez ziemniaków. - Pożałujesz - powiedział do żony. Wyszedł, jak się okazało, po broń, na posiadanie której nie miał zezwolenia. Załadował, na podwórku oddał strzał próbny i wrócił do kuchni gdzie żona stała nad zlewem. Kazał się jej odwrócić, a gdy nie odpowiadała na zaczepki, przystawił jej pistolet do ucha i wypalił.

42-letnia mieszkanka Dobrego żyła jeszcze jakiś czas, jednak uszkodzony mózg nie podjął pracy. Zmarła, a jej mąż, już trzeźwy, został oskarżony o zabójstwo. - Z tą rodziną nigdy wcześniej nie było problemów - zapewniają policjanci. - Nie notowano u nich żadnych awantur, żadnych interwencji.

Zagranica nie dała im szczęścia

We wrześniu Ilona, piękna radziejowianka, wróciła do domu w trumnie. W dalekim Oregonie w USA została zastrzelona przez swego amerykańskiego męża, Jeffreya, z którym była w separacji. - To wielka tragedia całej rodziny, do dziś nie możemy zrozumieć, dlaczego tak się stało - mówi jeden z krewnych.

Na radziejowskim cmentarzu leży też Agnieszka, mieszkanka Opatowic pod Radziejowem, zamordowana przez mężczyznę, którego chciała obdarzyć uczuciem. Podejrzany o dokonanie tej zbrodni uciekł do Irlandii. Po procesie ekstradycyjnym wrócił do Polski, by przed Sądem Okręgowym we Włocławku odpowiedzieć za tę zbrodnię. Proces wciąż trwa.

- Wszystko zaczęło się od tego gościa z Bodzanowa, który w 2004 roku zamordował żonę i synka - ocenia pan Zenek, radziejowianin z dziada pradziada i smakosz piwa prosto z butelki. - Pamięta go pani? Zamierzał zabić jeszcze dwójkę dzieci, ale mu się odechciało. On trafił do czubków, a na nas wszystkich wciąż spadają jakieś nieszczęścia.

Pan Zenek spluwa przez lewe ramię. Może to pomoże?
Udostępnij

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska