Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Janusz Wojciechowski: - Do Unii Europejskiej wchodziliśmy na kolanach. Poświęcono polskie rolnictwo!

Lucyna Talaśka-Klich, [email protected], tel. 52 32 63 132
Janusz Wojciechowski zasiada w Parlamencie Europejskim od 2004 roku. Wcześniej był między innymi prezesem Polskiego Stronnictwa Ludowego i prezesem Najwyższej Izby Kontroli. Jest członkiem Prawa i Sprawiedliwości
Janusz Wojciechowski zasiada w Parlamencie Europejskim od 2004 roku. Wcześniej był między innymi prezesem Polskiego Stronnictwa Ludowego i prezesem Najwyższej Izby Kontroli. Jest członkiem Prawa i Sprawiedliwości Fot. Archiwum europosła
Rozmowa z Januszem Wojciechowskim, europosłem, wiceprzewodniczącym Komisji Rolnictwa w Parlamencie Europejskim.

E-wydanie Gazety Pomorskiej

E-wydanie Gazety Pomorskiej

Nie możesz kupić papierowego wydania naszej gazety? Teraz możesz dowiedzieć się, co dzieje się w twoim regionie, kraju i świecie także czytając e-wydanie "Pomorskiej".

- Polskich rolników bardzo denerwują informacje na temat wysokości dopłat. W tym roku po raz pierwszy dostaną sto procent tego, co rzekomo mają gospodarze w tzw. starej Unii. Przecież to nie jest do końca prawda, bo nawet przy wyrównaniu poziomu tej pomocy (do 100 procent), polski rolnik dostanie mniej więcej jedną trzecią tego co gospodarz niemiecki! Czy to jest, pana zdaniem, sprawiedliwe?

- To nie jest sprawiedliwe dla polskich rolników, ale w Unii Europejskiej to określenie jest różnie pojmowane. W dowcipie o dwóch braciach, którzy dostali od ojca torbę cukierków, było tak: starszy chciał je podzielić sprawiedliwie, młodszy wolał, żeby było po równo.

My - polscy europosłowie - chcemy, żeby w przypadku dopłat dla rolników obowiązywała zasada "po równo", zaś kraje starej Unii Europejskiej wolą, żeby było sprawiedliwie, czyli tak jak dotąd.

- Zasady wyliczania dopłat dla nowych krajów członkowskich negocjowano z udziałem przedstawicieli rządów tych krajów. Dlaczego wtedy Polska nie powalczyła o to, żeby było naprawdę sprawiedliwie?

- Wtedy zabrakło pełnej woli politycznej, by powalczyć o polskie rolnictwo! Mało tego - były obawy, że jak za bardzo będziemy się stawiać, to nas nie przyjmą do Unii Europejskiej. Do Wspólnoty wchodziliśmy na kolanach!

- I dlatego poświęcono nasze rolnictwo? Słyszałam, że przedstawiciele polskiej strony mówili nawet, iż nasi rolnicy nie mają takich potrzeb jak gospodarze z Niemiec. Bo np. są przyzwyczajeni do życia w gorszych warunkach, więc niższe dopłaty też powinny ich zadowolić. Czy to prawda?

- Tego nie mogę potwierdzić, bo nie pamiętam, co się mówiło osiem lat temu. Jednak można powiedzieć, że poświęcono polskie rolnictwo. Od początku założono, że nasi gospodarze będą dostawać mniej niż gospodarze w starej Unii.

Bo wtedy rolnicy z krajów "piętnastki" dostawali wsparcie do produkcji, a u nas miał obowiązywać system dopłat obszarowych.

Znaleziono przelicznik - plon referencyjny. I z sufitu wzięto dane, z których wynikało, że polski rolnik na hektarze wyprodukuje trzy tony pszenicy, a niemiecki aż sześć! I taki przelicznik był sprawiedliwy tylko dla tych państw, które już były we Wspólnocie.

- Jednak w negocjacjach przed akcesją uczestniczyli także przedstawiciele PSL-u. Przecież wtedy miał pan dużo do powiedzenia w tej partii. Nie oburzały pana wyniki rozmów?

- Oczywiście, że oburzały, ale wtedy była ogromna presja ze strony SLD, żeby zgodzić się na te warunki.
To i tak sukces, że w ogóle nasi rolnicy od 2004 roku dostawali chociaż część dopłat. Pewnie, że można było powalczyć o sto procent, ale z drugiej strony SLD podnosiło krzyk, że przez polskich rolników nie wejdziemy do Unii Europejskiej. Tak jak Białoruś.

--Mleko się już rozlało. Czy jest szansa, by naprawić błędy z przeszłości?

- Owszem. Teraz rozmawiamy na temat kształtu Wspólnej Polityki Rolnej po 2013 roku. Trzeba zrobić wszystko, by obalić koncepcję utrzymania dopłat w takiej wysokości jak dotychczas. W 2008 roku Komisja Europejska wyliczyła kwoty, które mają dostać unijni rolnicy w latach 2014-2020.

No i wyszło, że za cztery lata polski gospodarz może dostać rocznie 187 euro do hektara, niemiecki - 344 euro, francuski około 260 euro a grecki aż 550 euro!

- To oznacza, że polscy gospodarze nadal nie będą mogli konkurować z rolnikami francuskimi, czy greckimi. Jakie są szanse, by te różnice wyrównać?

- Szanse mogą być spore, choć sytuacja finansowa (w związku z kryzysem) nie jest w Unii najlepsza. Ale warto powalczyć! Nowa propozycja w sprawie Wspólnej Polityki Rolnej i dopłat ma się pojawić w listopadzie.

Jednak europosłowie z Polski niczego nie będą w stanie zdziałać, jeśli nie dostaną silnego wsparcia ze strony premiera Donalda Tuska czy prezydenta Bronisława Komorowskiego. A pan Komorowski - kiedy był kandydatem na stanowisko Prezydenta RP - mówił o tym, że polscy rolnicy dostaną dopłaty na poziomie stu procent i z jego wypowiedzi wynikało, że nie ma potrzeby, by o coś jeszcze walczyć.

O interesy francuskich rolników walczy Nicolas Sarkozy. Jeśli chodzi o premiera Tuska, to nie słyszałem jeszcze jego głosu w obronie polskich gospodarzy! A w Brukseli jest tak, że w ważnych sprawach - dotyczących na przykład dopłat - bardzo liczy się głos przedstawicieli rządu danego kraju. Eurodeputowani ich w tym nie wyręczą.

- Wielu polskich rolników mówi, że unijne dopłaty narobiły im tylko kłopotów. Bo mieszkańcy miast patrzą na nich jak na ludzi, którym manna spadła z nieba. Pojawiła się zawiść, a mało kto - poza rolnikami - zdaje sobie sprawę, że pieniądze z dopłat "zjadły" im podwyżki cen środków do produkcji.

- To prawda, że sporo producentów, na przykład nawozów, wykorzystało tę sytuację. Ale dopłaty są potrzebne.

- Do czego? Coraz częściej nasi gospodarze mówią o tym, że woleliby, żeby dopłaty zostały zniesione w całej Unii Europejskiej. Wtedy byłoby "po równo". Co pan na to?

- Też słyszałem takie głosy, ale ci którzy tak mówią nie mają racji. Dopłaty dla rolników z Unii Europejskiej muszą zostać utrzymane.
I ta pomoc to nie jest jakiś przywilej gospodarzy, choć rzeczywiście wiele osób tak myśli. Chodzi o to, by rolnictwo w Europie mogło przetrwać. Musimy do niego dopłacać.

- Czy chodzi o zagrożenie ze strony producentów żywności mieszkających w Ameryce Południowej?

- Rzeczywiście produkcja żywności na przykład w Brazylii stanowi bardzo niebezpieczną konkurencję dla naszych rolników, ale nie chodzi tylko o kraje Ameryki Południowej. Konkurencję stanowią też Stany Zjednoczone czy Indie.

A nie możemy zapominać o tym, że ludności na świecie przybywa w szybkim tempie i trzeba będzie produkować coraz więcej jedzenia.
Żywność stanie się towarem strategicznym. Unijne rolnictwo musi przetrwać! I trzeba utrzymać dopłaty. Także dlatego, abyśmy mogli jeść to, co jest bezpieczne.

Udostępnij

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska