Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rektor UMK: - Mamy problem z przestrzeganiem prawa

Rozmawiała Kamila Mróz
Rektor Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu
Rektor Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu Fot. Lech Kamiński
Rozmowa z prof. Andrzejem Radzimińskim, historykiem, rektorem Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu.

www.pomorska.pl/student

Czytaj też Serwis Student www.pomorska.pl/student

- 8,5 milionowa dziura w budżecie, wstrzymana część remontów i protesty związkowców. To chyba nie był łatwy rok akademicki dla Pana?

- Myślę, że w dzisiejszych, bardzo dynamicznych czasach, czasach koniecznych zmian i reform, kryzysu gospodarczego, każdy rok akademicki jest trudny. Wbrew pozorom jednak, ten ostatni przyniósł wiele pozytywnych rozstrzygnięć.

- Poproszę o przykłady.

- Jednym z przykładów może być ostateczne, jak się wydaje, rozstrzygnięcie integralności Collegium Medicum z toruńską częścią uniwersytetu. Wierzę głęboko, że udało nam się w tej kwestii porozumieć ze społecznościami trzech wydziałów medycznych znajdujących się w Bydgoszczy.

- Zirytowała Pana propozycja prezydenta Konstantego Dombrowicza, aby oderwać medyków od UMK?

- W 2004 r., w obecności prezydenta Konstantego Dombrowicza, w świetle jupiterów, dokonywało się połączenie ówczesnej Akademii Medycznej z UMK. Wówczas to połączenie było ważną wartością dla medycznego środowiska bydgoskiego, gdyż stwarzało szanse na dalsze jego istnienie w strukturach uniwersytetu. Część działaczy politycznych i samorządowych Bydgoszczy nie jest w stanie zrozumieć, że nasze wspólne funkcjonowanie jest zgodne z tendencjami istniejącymi w Polsce i Europie, że pokrywa się ze standardami wyznaczanymi przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Nie rozumieją oni również, że to nie władze samorządowe mają decydujący wpływ na łączenie się lub dzielenie szkół wyższych w Polsce. Do tego potrzebna jest zgoda Senatu uniwersytetu oraz uchwała sejmowa.

- Mieszkańcy Torunia i Bydgoszczy niekoniecznie muszą zdawać sobie sprawę z przepisów dotyczących wyższych uczelni.

- I pewnie dlatego używa się takich haseł, czysto wyborczych, aby zyskać wsparcie części lokalnego środowiska bydgoskiego, które wolałoby mieć najsłabszy uniwersytet medyczny w Polsce, byle tylko nie być częścią jednego z najlepszych polskich uniwersytetów, czyli UMK.

- Dużo niepokojów było także wokół szpitali uniwersyteckich.

- Ostatnie zmiany dyrekcji obydwu szpitali uniwersyteckich i zapoczątkowane wprowadzanie zmian strukturalnych, daje wreszcie nadzieję na naprawdę poważne reformy, bez których trudno byłoby w przyszłości funkcjonować szpitalom.

- Mówiliśmy o pozytywnych efektach. Na tym koniec?

- W żadnym razie. Od roku akademickiego 2009/2010 planowanie zajęć, ich wykonanie przez nauczycieli akademickich oraz dokumentowanie osiągnięć studentów odbywa się za pomocą Uniwersyteckiego Systemu Obsługi Studentów (USOS). To na pewno sukces. Równocześnie jednak mieliśmy okazję przekonać się, jak wiele nieprawidłowości istnieje w organizacji procesu kształcenia na wydziałach i jaki to ma wpływ na stan finansów uniwersytetu.

- Jaki?

- Okazało się, że na wydziałach dość powszechnie nie przestrzega się przepisów uniwersyteckich określających liczebność grup podczas różnego rodzaju zajęć. Nieprawidłowości dotyczą m.in. przestrzegania przepisów wewnątrz uniwersyteckich odnośnie liczebności grup. Jest to zjawisko dość powszechne, które pociąga za sobą drastyczny wzrost kosztów kształcenia w uniwersytecie. Uważam, że uporządkowanie tych spraw to jedna z najważniejszych dróg do zmniejszenia deficytu w naszej budżecie.

- Ale np. lektorzy mówią, im mniejsze grupy, tym lepiej.

- Tu nie chodzi jednak o lektorów, ale o zajęcia organizowane na wydziałach. Często słyszę, że konsekwencją tworzenia małych grup jest wyższy poziom kształcenia. Owszem, na kierunkach eksperymentalnych dostosowujemy np. liczebność grup do liczby miejsc w laboratoriach. To oczywiste. Jednak dlaczego konwersatorium na kierunkach humanistycznych, czy społeczno-prawnych ma mieć wyższy poziom przy liczebności 15 osób w grupie, zaś niższy przy 20 osobach? Jako wykładowca akademicki zupełnie tego nie pojmuję. Tak naprawdę poziom kształcenia w dużej mierze jest uwarunkowany poziomem kandydatów podejmujących studia, często - niestety - pozostawiający wiele do życzenia. Nie jest przecież przypadkiem, że profesorowie na filologiach mówią mi, że muszą uczyć nowych studentów pisania, zaś profesorowie fizyki i matematyki - liczenia. I to jest jedna z przyczyn coraz niższego poziomu studiowania.

- No tak, kiedyś był jeden nabór na studia, teraz drugi, być może i trzeci

- Wynika to jasno z sytuacji demograficznej. Dobrych kandydatów do studiowania jest coraz mniej. Obserwuję to również na swoich zajęciach, które coraz częściej pozbawione są dyskusji na dobrym poziomie z uwagi na słabe przygotowanie studentów.

- A czy władze uczelni monitorują dyżury pracowników? Od wielu lat studenci skarżą się, że profesorowie i doktorzy lekceważą je sobie i po prostu nie przychodzą na nie.

- Pytanie to powinno być skierowane do władz wydziałowych: dziekanów, dyrektorów instytutów i kierowników katedr. Mogę powiedzieć tylko tyle, że pracownicy naukowo-dydaktyczni uczelni mają obowiązek odbywania swoich dyżurów i udzielania studentom konsultacji. Niestety, mam świadomość, że dochodzi w tym zakresie do uchybień i nieprawidłowości stanowiących poważny problem dla uniwersytetu.

- I wpływa na negatywny jego wizerunek.

- Niestety tak. Dodatkowo sprawę komplikuje system zarządzania uniwersytetem. Gdybym bowiem był właścicielem lub kanclerzem prywatnej uczelni, to po stwierdzonych kilku takich sytuacjach, podjąłbym bardzo radykalne kroki, z wypowiedzeniem umowy o pracę włącznie. W uniwersytecie zaś system podległości, czy podejmowania decyzji jest tak złożony i długotrwały, że często takie poważne uchybienia nie są dostrzegane, względnie lekceważone. A szkoda, gdyż taki sposób postępowania, nie pomaga w działaniach rekrutacyjnych.

- "Chcemy wiedzieć, jaki jest pomysł UMK na ciężkie czasy" - pytała w ubiegłym roku szefowa "Solidarności". Jaki on więc jest?

- Stosunkowo prosty. Musimy zrobić wszystko, aby dostosować koszty kształcenia do przychodów uzyskiwanych przez uniwersytet na ten cel. Robimy bardzo wiele, aby przekonać dziekanów wydziałów, a za ich pośrednictwem społeczność akademicką, że jeżeli liczba studentów w ostatnich kilku latach spadła o ok. 8 tys. studentów, to liczba pracowników w uniwersytecie również musi ulec zmniejszeniu. Jeżeli wpływy ze studiów niestacjonarnych spadają, gdyż maleje liczba studentów niestacjonarnych, to stawki wynagrodzenia za godzinę zajęć dla tej grupy studentów muszą być mniejsze. To taki uczelniany alfabet, którego część społeczności akademickiej nie rozumie albo nie chce rozumieć. Poza tym mamy problem z przestrzeganiem w uczelni prawa stanowionego np. przez Senat, szczególnie w zakresie organizacji dydaktyki. Stąd też, mimo znaczącego zmniejszenia się liczby studentów, liczba godzin dydaktycznych, o dziwo, wcale nie zmalała. W nowym roku akademickim musi się to zasadniczo zmienić. Dodam jeszcze tylko, że w okresie ostatnich dwóch lat udało się odwrócić tendencję w zakresie zatrudnienia. Liczba pracowników uniwersytetu zmniejszyła się w tym okresie o ok. 100 etatów, w tym ponad 60 nauczycieli akademickich.

- Szykują się kolejne zwolnienia?

- Mamy w uniwersytecie wydziały, gdzie trudno mówić o przeroście zatrudnienia (np. wydział prawa i administracji), jednak są i takie, na których pracowników jest zdecydowanie za dużo (np. wydział biologii i nauk o ziemi). Poza tym - sytuacja jest dynamiczna - może się okazać, że z uwagi na niewielkie nabory na niektóre kierunki studiów, nie będzie potrzeby utrzymywania tam licznej kadry naukowo-dydaktycznej.

- Na początku kadencji mówił Pan, że nierentowne kierunki będą zamykane. Jakie są zagrożone?

- Rekrutacja powoli się kończy, więc niebawem będziemy musieli zadecydować o konieczności zawieszenia niektórych kierunków studiów. Rozważamy taką decyzję na studiach niestacjonarnych w odniesieniu do np. filozofii, polityki społecznej, czy drugiego stopnia filologii romańskiej oraz fizyki.

- Uniwersytet prowadzi kilka poważnych inwestycji, jak Collegium Humanisticum, a wkrótce Centrum Sportowe UMK. Czy w tej sytuacji finansowej uda się je wybudować w założonych terminach?

- O ile podmioty, które przyznały nam środki na ten cel nie będą zawodziły, to ja osobiście nie widzę żadnych przeszkód, aby wszystkie inwestycje zostały zakończone w terminie. Chcę wyraźnie powiedzieć, że żadna z dużych inwestycji uniwersytetu nie jest finansowana z naszych środków. Na wszystkie pozyskaliśmy środki zewnętrzne. Bardzo jestem rad, że rozpoczynamy jeszcze w tym roku budowę Centrum Sportowego, zaś w przyszłym, o ile nasze plany się ziszczą, rozpoczniemy rozbudowę klubu "Od Nowa".

- Jeśli już mowa o pieniądzach, rada ministrów niedawno przyjęła projekt znowelizowanej ustawy o szkolnictwie wyższym. Pani minister Barbara Kudrycka zaproponowała bezpłatne studia na drugim kierunku dla 10 proc. najlepszych, tłumacząc, że zwiększy się w ten sposób dostęp do studiów stacjonarnych. Jaki proc. studentów UMK teraz studiuje na drugim kierunku?

- W minionym roku akademickim drugi kierunek studiów na UMK studiowało trochę ponad 2 proc. studentów. Tak więc powiększymy liczbę studiujących na drugim kierunku. Argumentowanie wprowadzenia tej zasady większą dostępnością do studiowania na studiach stacjonarnych jest cokolwiek chybione. Z uwagi na niż demograficzny publiczne szkoły wyższe są w stanie przyjąć znacznie więcej studentów niż tych, którzy w ostatnim czasie chcą podejmować studia wyższe. Problem studiowania jednocześnie na dwóch kierunkach polega na czymś zupełnie innym. Część studentów ogarnęła swoista choroba studiowania wszystkiego. Często dwa kierunki studiują bardzo przeciętni studenci, którzy zupełnie sobie z tym nie radzą.

- Studenci coraz częściej nie tylko studiują na dwóch kierunkach, ale też wyjeżdżają na wymianę zagraniczną. Po powrocie, zaskoczeni, nagle muszą podchodzić do kilku, kilkunastu egzaminów, mimo że UMK powinien im zaliczyć egzaminy zdane podczas wyjazdu.

- Dotknęła pani kolejnej patologicznej sytuacji, o której już wielokrotnie była mowa na spotkaniach z dziekanami. A problem ten jest prosty i uregulowany w naszym uniwersytecie. Otóż student, wyjeżdżając za granicę w ramach programu Erasmus, wcześniej omawia z prodziekanem program swoich zagranicznych studiów. Dziekan określa, które zajęcia mogą być mu zaliczone zamiast - podkreślam - zamiast, zajęć będących w programie studiów na jego wydziale. I nie ma żadnych problemów - oczywiście o ile przestrzega się zasad obowiązujących w uniwersytecie.

- Według nowych przepisów uniwersytety same będą mogły tworzyć programy studiów, zapraszając do tego także osoby z zewnątrz, np. pracodawców. Nie obawia się pan, że profesorowie będą kwestionować ich kompetencje i utrudniać współpracę?

- Uniwersytet nie jest i nigdy nie powinien być szkołą zawodową. Jednak zmiany zachodzące w otaczającym nas świecie będą zmuszały nas do podejmowania nowych, odważnych decyzji, m.in. do współpracy, na niektórych kierunkach studiów, także z przedsiębiorcami.

- Projekt zakłada też m.in. konkursy na stanowiska kierownicze, również rektora. Jako alternatywę pozostawia jednak obecne zasady. Nie sądzi Pan, że tak naprawdę jest to sztuka dla sztuki i wszystko pozostanie po staremu?

- Mój pogląd jest w tej sprawie nieco odmienny i w ogóle nie rozpatrywany w projektowanej ustawie. Wiadomo bowiem, że system menedżerski nie przyjmie się w polskich publicznych szkołach wyższych. W tej sprawie jasno wypowiedziała się Konferencja Akademickich Szkół Polskich. W moim przekonaniu rektorami uczelni publicznych mogliby być odpowiednio przygotowani ich pracownicy. Należałoby jednak skonsolidować system zarządzania uczelniami w uczelniach wyższych. Nie może być bowiem tak, że jako jedyny za uczelnię odpowiada rektor, natomiast władze wydziałów, wybierane przez te gremia, nie tylko nie podlegają rektorowi, ale niekiedy nie poczuwają się do odpowiedzialności za swoje działania, które niosą poważne konsekwencje finansowe. Nie mam żadnych wątpliwości, że gdybyśmy mieli system zarządzania, w którym rektor mianuje wszystkie władze uniwersyteckie, które przed nim odpowiadają, to nasz uniwersytet można by zreformować w okresie 4-6 lat. W obecnym systemie zarządzania potrwa to pewnie dwa razy dłużej.

- Najpoważniejsze wyzwanie, które więc czeka Pana w nowym roku akademickim?

- Po raz kolejny próba przekonania społeczności akademickiej, że zmiany które proponujemy prowadzą prostą drogą do ustabilizowania uniwersytetu i do jego dalszego rozwoju. Mam na myśli rozwój wyłącznie jakościowy, a nie ilościowy. Zrozumienie tego przynajmniej przez większość społeczności akademickiej jest dla mnie bardzo ważne.

- Dziura budżetowa się zmniejszy?

- Czy nastąpi to już w tym roku, tego nie jestem w stanie zagwarantować. Zapewniam jednak, że zrobimy wszystko, aby w kolejnych latach nasz uniwersytet był coraz bardziej stabilny finansowo.
Udostępnij

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska