Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Muzułmańscy imigranci nie chcą się asymilować, chcą praw dla siebie

Rozmawiał ADAM WILLMA [email protected] tel. 56 61 999 24
Andrzej Lubowski, ekonomista, publicysta, specjalista w dziedzinie zarządzania, od 20 lat w amerykańskim sektorze finansowym
Andrzej Lubowski, ekonomista, publicysta, specjalista w dziedzinie zarządzania, od 20 lat w amerykańskim sektorze finansowym fot. nadesłane
Rozmowa z ANDRZEJEM LUBOWSKIM, publicystą ekonomicznym

- Szwajcarzy głosują przeciwko minaretom, w Niemczech rozpoczyna się właśnie wielki kongres antyislamski, w Warszawie trwa protest przeciwko budowie centrum kultury muzułmańskiej, a uczestnicy Zjazdu Gnieźnieńskiego ostrzegają przed ekspansją islamu. Nowe widmo krąży nad Europą?

- To manifestacje rosnącego zaniepokojenia. Co ciekawe, jeśli spojrzeć na statystyki, to okazuje się, że cały czas liczba muzułmanów w Europie jest znikoma.

- 20 milionów.
- Czyli mniej niż 5 proc. ogółu ludności. A do tego spora część z nich to ludzie urodzeni w Europie. Jednak w ciągu ostatnich 10 lata mieliśmy serię poważnych wydarzeń, które zmieniły nastawienie Europejczyków do tej grupy. Ataki terrorystyczne w Stanach Zjednoczonych, w Londynie i Madrycie. Przywódcy ugrupowań muzułmańskich nigdy jednoznacznie nie odcięli się od tych wydarzeń. To wszystko sprawia, że wzrasta niechęć. Ale jest też drugi ważny powód - zachodnie państwo dobrobytu zaczyna przeżywać trudności i coraz powszechniej kwestionowany jest pogląd, że korzyści ekonomiczne związane z napływem imigrantów do Europy równoważą zmiany społeczne, do jakich w ich rezultacie dochodzi.

- W Polsce pojawia się dziś argument, który kilkadziesiąt lat temu skłonił do otwarcia granic Niemcy i Francję: ktoś będzie musiał zarobić na nasze emerytury.
- Jeśli w Europie Zachodniej pojawiają się protesty przeciwko imigracji, to nie dlatego, że Turek czy Węgier pracuje w naszych firmach, ale przede wszystkim wskutek dyskomfortu związanego z różnicami kulturowymi. Prawdziwym problemem jest brak asymilacji. Te społeczności na ogół nie tylko się nie asymilują, ale wręcz zamykają się w swoich kręgach.

W założeniu o konieczności wspierania się imigracją wiele jest iluzji, mitów i niedopowiedzeń.

- Cudzoziemcy podejmują się prac, których Europejczycy nie chcą.
- Nie chcą się podjąć przy obowiązujących stawkach. Od dwudziestu lat mieszkam w Kalifornii, gdzie fach ogrodniczy przejęli niemal całkowicie Meksykanie. Jeśli jednak bezrobocie powiększy się, również amerykańscy nastolatko- wie zainteresują się tą pracą.

- Niech pan to powie pracodawcom. Odpowiedzą, że znaczna część bezrobotnych to ludzie zawodowo unikający pracy. I że tania i konkurencyjna siła robocza opłaca się budżetowi, czyli również bezrobotnym.
- To kolejny mit - że ciężka praca imigrantów pozwoli Europejczykom nadal grać w golfa na portugalskich polach i każde wakacje spędzać na Majorce. Otóż imigranci mają pewien feler: podobnie jak my - starzeją się i mało prawdopodobne jest, że gdy osiągną wiek emerytalny, spakują walizki i wyjadą do ojczystego kraju. Do tego w większości kwalifikacje imigrantów są niskie, pensje również, a to powoduje, że wpłaty do systemu emerytalnego niewielkie. Zwykle więc imigranci są netto nie płatnikami, ale beneficjentami tego systemu. Warto przyjrzeć się danym statystycznym z Niemiec - 40 lat temu 2/3 Turków żyło z własnej pracy. Dziś pracuje niespełna 40 proc.

- I nadal wykonują najbardziej niewdzięczne prace.
- Z dzisiejszej perspektywy można ocenić, że otwarcie na imigrantów przedłużyło życie niektórych gałęzi przemysłu, ale były to gałęzie i tak skazane na zagładę, takie jak włókiennictwo w Wielkiej Brytanii czy kopalnie w Niemczech.

Owszem, warto rozważyć zapraszanie imigrantów, którzy odnajdą się w nowoczesnych gałęziach gospodarki, ale za imigrację niekontrolowaną zapłacimy niebawem wszyscy. Pułapką jest tu prawo unijne. Wśród imigrantów jest wielu, którzy ciężką i uczciwą pracą chcą polepszyć sobie warunki bytowe, ale są też tacy - i nie jest to marginalny odsetek - którzy szukają łatwego chleba.
Mam wielu przyjaciół wśród muzułmanów, zwłaszcza Turków. Kilka lat temu byłem w Istambule, dokładnie w tym samym czasie, gdy Austriacy zapowiedzieli, że wystąpią przeciwko przystąpieniu Turcji do Unii. Ku mojemu zaskoczeniu, okazało się, że byłem bardziej proturecki niż oni. Usłyszałem: "A czy byłeś w tureckich dzielnicach Wiednia? To nie są Turcy, których ty znasz - to ludzie, którzy chcą w Wiedniu tworzyć swoją małą, bardziej dostatnią Turcję. Na miejscu austriackiego ministra głosowałbyś podobnie".

- Głosowałby pan?
- Pamiętam, co mówił mi kiedyś Zbigniew Brzeziński: "Główny dylemat, przed którym stoi Europa: co zrobić z Turecką aplikacją?" Cokolwiek byśmy zrobili - rezultat będzie zły. Na przyjęcie Turcji zwyczajnie nas nie stać, ale odmowa przyjęcia bez konkretnego alibi będzie równoznaczna z popchnięciem Turcji w kierunku muzułmańskiego fundamentalizmu.

- Imigranci traktują Polskę jako kraj tranzytowy.
- Przekonanie, że "nasza chata z kraja" jest podwójnie mylne. Po pierwsze - nie będziemy wiecznie tylko beneficjentami Unii, ale staniemy się też płatnikiem netto. Będziemy też krajem coraz bardziej zamożnym, a więc nasza atrakcyjność będzie rosła. Nie znalazłem nigdzie i zapewne - wskutek zasady politycznej poprawności - nie znajdę wyliczeń, jak bilansuje się udział społeczności imigrantów z gospodarce, ale stawiam hipotezę, że jest to raczej bilans ujemny.

- Według demografów płaczemy nad rozlanym mlekiem. Jeśli obecna dynamika utrzyma się, jeszcze za naszego życia islam stanie się, np. we Francji największą religią.
- Można zetknąć się z opinią, że w miarę przejmowania przez muzułmanów europejskich wzorców kultury spadać będzie przyrost w tej grupie, ale jak dotąd nie widać przekonujących dowodów, które by to potwierdzały. Nie ma też dowodów na postępującą sekularyzację tych środowisk, której się spodziewano. Mylne przekonanie wzięło się stąd, że pierwsza fala emigrantów napłynęła z krajów rządzonych przez świeckie reżimy o zabarwieniu nacjonalistycznym. Tak było z Algierią, Egiptem ale i z Turcją. Dzisiejsi imigranci to jednak inny islam.
Elity polityczne nie dopuszczają dyskusji na ten temat, bo "moralnego obowiązku nie poddaje się pod głosowanie". W efekcie fala emigracji się nie zmniejsza, ale przyzwolenie na nią - owszem. Przewidywalny scenariusz jest taki, że niepokoje będą narastać, a władze zamożniejszych państw będą zachęcać imigrantów do powrotu. To byłoby możliwe, pod warunkiem, że poprawiłby się rynek pracy w Algierii czy Maroku, ale nie bardzo w to wierzę. A zatem czeka nas rozwiązanie bardzo trudnego problemu.

- Ale już w poważnych mediach, takich jak "Der Spiegel", o problemie imigracji mówi się otwartym tekstem.
- Gdy Niemcy sprzeciwiali się wysłaniu wojsk do Iraku, w Stanach odebrano to wprost jako obawę kanclerza przed utrata głosów niemieckich muzułmanów.
Niestety, unikanie debaty o imigracji będzie tylko wzmacniać napięcia. Dodatkowo sprzyjać będzie temu fakt, że dialog z islamem przypomina jednokierunkową ulicę. Duchowni muzułmańscy chętnie mówią o tolerancji i akceptacji, ale milczą, gdy pytamy o chrześcijan w świecie arabskim. Podwójna retoryka jest zresztą powszechnie przez nich stosowana. Co innego słyszymy w oficjalnych wypowiedziach, a co innego mówi się współwyznawcom w mniej oficjalnych okolicznościach. Uważam, że muzułmańskim liderom należy wprost zadawać pytanie, czy w ich pojęciu możliwe jest zaakceptowanie człowieka, który nie jest wyznawcą islamu. Ja nie usłyszałem dotąd z ich kręgu jasnej i ostatecznej odpowiedzi.

- Nie przesadzamy z uogólnieniami?
- Wspomniany prof. Brzeziński tak mówił kiedyś o różnicy pomiędzy czasami obecnymi a przeszłością sprzed 150 lat: "Kiedyś niewielka grupa ludzi była w stanie kontrolować miliony (tak jak czynił to niewielki kontyngent brytyjski w Indiach), dziś niewielka grupa ludzi potrafi miliony zabić". Nawet jeśli przyjmiemy, że 99,9 proc. muzułmanów to ludzie miłujący pokój, pozostaje promil ludzi, który jest w stanie użyć każdej siły przeciwko tym, których uważa za wroga.

- Znawcy islamu mówią o 10 proc. wyznawców jego radykalnej wersji.
- A zatem mamy do czynienia z armią 100 milionów ludzi. Jest to siła wielokrotnie większa niż NATO. Musimy przyznać, że względna jednolitość kulturowa ma swoje dobre strony. Szanujmy ją, oczywiście odrzucając wszystko, co pachnie rasizmem. Zanim jednak zaczniemy zastanawiać się nad ściągnięciem do pracy Turków, Somalijczyków czy polonusów ze Wschodu, pomyślmy jak skłonić do pracy tę grupę, która pracy dziś nie ma. Warto też uczyć się na doświadczeniach amerykańskich - czego by nie mówić o Ameryce, to proces asymilacji imigrantów przebiega tam znacznie lepiej niż w Europie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska