Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sentyment Polaków do PRL-u

Rozmawiał Roman Laudański
Doktor Agnieszka Jeran, socjolog z Wyższej Szkoły Gospodarki w Bydgoszczy
Doktor Agnieszka Jeran, socjolog z Wyższej Szkoły Gospodarki w Bydgoszczy Fot. autor
Skąd bierze się u nas sentyment do PRL-u? Czy rzeczywiście były to lepsze czasy dla Polaków? Rozmowa z dr Agnieszką Jeran, socjologiem z Wyższej Szkoły Gospodarki w Bydgoszczy.

- Skąd w Polakach tak silny sentyment do PRL-u?

- Sprecyzujmy: on jest u części Polaków, którzy część dorosłości przeżyli w PRL-u. Najprostszym wyjaśnieniem jest psychologiczny mechanizm: to, co zapamiętaliśmy jest zawsze lepsze niż to, co mamy na co dzień. Zapamiętane jest bardziej jednoznaczne. Albo przeszłość jest jednoznacznie negatywna, wtedy nie ma za czym tęsknić, albo jednoznacznie pozytywna.

- Jeśli część z nas uważa przeszłość za jednoznacznie pozytywną, to czy dobre były tygodniowe, jeśli nie miesięczne kolejki po meblościankę, pralkę lub telewizor? Dziś tych sprzętów są pełne sklepy!

- Teraz można wejść i kupić wszystko. Sklepy prześcigają się w promocjach, ale nie ma za co. Towary stoją, ale nie stać nas na nie! To jest jeszcze bardziej przykre niż jak ich nie było.

- Wyliczono, że nasze obecne pensje mają większą moc nabywczą niż wynagrodzenie z czasów np. Edwarda Gierka.

- Ale mamy więcej do kupienia. Wtedy cała rodzina intensywnie myślała i marzyła o jednej pralce. I jak ją po dwóch tygodniach wystała, bo akurat "rzucili" pralki do sklepu, to człowiek był szczęśliwy. Dziś lista zakupów jest zdecydowanie dłuższa. Trzeba zmienić telewizor, żeby miał nie 20 cali a 32 cale i jeszcze więcej. Trzeba zmieniać komputer, kupić nowy model komórki, bo dwuletnia jest przecież zabytkiem. Mogę dalej wymieniać. Teoretycznie możemy dziś więcej kupić, ale rzeczy, na które rozkłada się nasza siła nabywcza, też jest coraz więcej!

- Ludzie wspominają, że wtedy wszyscy mogli jechać do zakładowego ośrodka na wczasy i na plaży spotykał się robotnik z dyrektorem. Chyba że dyrektor pojechał na wczasy do Bułgarii. Dziś jednych w ogóle nie stać na wypoczynek, a inni podróżują po świecie, co powoduje uczucie zazdrości.

- Zawsze zazdrościmy, to naturalny mechanizm, który sprzyja rozwojowi społecznemu i przemianom. To nas motywuje. W PRL wszyscy byliśmy do siebie bardzo podobni. Rozpiętość między dyrektorem a załogą była mniejsza. Dziś robotnik od kilku lat nie może wysłać dziecka na kolonie, bo go nie stać, a dyrektor co pół roku jest na Malediwach. Mamy dziś więcej do zazdroszczenia. To boli.

- Może w Polsce doszło do zbyt wielkiej i niespotykanej w Europie rozpiętości pomiędzy zarobkami?

- Zdecydowanie tak. Ale prawdą jest i to, że od 1989 roku próbujemy zmieniać system, który wcześniej stał na głowie. Wtedy zarobki w wielu przypadkach nie zależały od wykształcenia, kompetencji i wykonywanej pracy. Teraz próbujemy to prostować. Przez 20 ostatnich lat doszliśmy do skrajności. Próbowaliśmy coś z tym robić, np. ustawą kominową, ale to się różnie sprawdzało.

- A ponadto całkiem sporą cześć społeczeństwa transformacja wykluczyła z życia społecznego? Np. środowiska popegerowskie.

- Możemy długo dyskutować o błędach transformacji. O kim zapomnieliśmy. A 20 lat sprawiło, że ci ludzie nie są stanie już nic zmienić w swoim życiu. Są bierni, często już w wieku emerytalnym.

- Oprócz konsumpcji wspominamy jeszcze coś pozytywnie z czasów PRL-u? Np. mówimy, że wtedy było bezpieczniej na ulicach.

- Różne badania pokazują, że społeczeństwo PRL-u było specyficzne pod względem więzi społecznych. Socjolodzy mówią o próżni społecznej. W PRL-u istniała bardzo duża sfera życia prywatnego, rodzinnego. Wspieraliśmy się w rodzinach, załatwialiśmy sobie w rodzinie różne rzeczy. Później była wielka dziura - owa próżnia i dalej - władze. Ta dziura sprawiała, że w patrzeniu na otaczających nas ludzi widzieliśmy znacznie większe wsparcie. Czuliśmy więzi, pielęgnowaliśmy rodzinne spotkania. O polityce można było rozmawiać tylko z zaufanymi ludźmi. Żyliśmy pomiędzy innymi, znaliśmy ich, pomagaliśmy sobie. Zaczynając od sąsiadów, a kończąc na kolegach z pracy. Ta więź była najsilniejsza. Dziś starszy człowiek wspomina, że jak się 40 lat temu wprowadzał do bloku, to wtedy wszyscy razem wychowali dzieci, one do dziś się im kłaniają, nazywają wujkiem i ciocią. Sąsiedzi mieli klucze do swoich mieszkań, bo sobie ufali. Dlatego uważamy, że może i konsumpcja była wtedy zła, może i polityka niedobra, ale za to ludzie byli ze sobą bliżej.

- I nic nie zmieni tej nostalgii.

- Będzie się ona tylko pogłębiać. Nie da się powiedzieć, że czasy, w których ktoś miał 25 lat, zakochiwał się, zakładał rodzinę, były złe i niedobre. Zawsze tęsknimy za młodością.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska