Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wielka ucieczka - dwaj bydgoszczanie, ryzykując życiem, pomogli brytyjskim jeńcom ze Stalagu XXA

Hanka Sowińska [email protected] Współpraca Wojciech Mąka Tłumaczenie listu Agata Kozicka
W latach 80. ubiegłego wieku red. Marek Dopierała, szef gazety zakładowej w "Zachemie" pokazał to zdjęcie Jerzemu Rieglowi. - Dowiedziałem się, że jest na nim bydgoszczanin Czesław Gorynia (stoi w środku). Pozostali mężczyźni to zapewne uratowani Anglicy - mówi Jerzy Riegel.
W latach 80. ubiegłego wieku red. Marek Dopierała, szef gazety zakładowej w "Zachemie" pokazał to zdjęcie Jerzemu Rieglowi. - Dowiedziałem się, że jest na nim bydgoszczanin Czesław Gorynia (stoi w środku). Pozostali mężczyźni to zapewne uratowani Anglicy - mówi Jerzy Riegel. Repr. Jerzy Riegel
Kiedy w marcu 1944 roku alianccy lotnicy osadzeni w obozie w Żaganiu kończyli drążyć "Harrego", oni byli już bezpieczni. Wtedy napisali list, informując, że po ucieczce ze stalagu pomoc okazali im bydgoszczanie - Czesław Gorynia i Jan Kujawski.

Listy znalezione w "Zachemie"

DAG FABRIK BROMBERG

Była największą niemiecką fabryką amunicji, której pozostałości znajdują się na obecnych terenach Polski. Rozpoczęto ją budować zaraz po wkroczeniu Wehrmachtu do Bydgoszczy. Do końca wojny fabryka nie pracowała pełną parą - była w ciągłej rozbudowie.

Przepustka wydana polskiemu monterowi, która pozwalała mu na wejście do DAG, wydana 3 marca 1942 r., miała numer 10 780. Ausweiss pochodzący z połowy lipca 1943 r., wydany zatrudnionej w DAG Polce, nosił już numer 22 188. Te numery dają dziś tylko nikłe pojęcie o dziesiątkach tysięcy osób, którzy budowali DAG Fabrik Bromberg i w niej pracowali.

Częściowe pojęcie o planach rozwoju fabryki daje raport Straży Zakładowej z 1943 roku. Siedem i pół tysiąca ludzi miało być zatrudnionych bezpośrednio przy wytwarzaniu materiałów wybuchowych i amunicji. Wśród nich najwięcej było zwyczajnych robotników - 7 tysięcy. Poza produkcją miało pracować aż 9250 ludzi.

Wokół DAG Fabrik Bromberg - dziś już można tak oceniać - zlokalizowano co najmniej szesnaście obozów, w których mieszkali jeńcy wojenni, pracownicy przymusowi i dobrowolni, więźniarki obozu koncentracyjnego Stutthof, junacy ze "Służby Pracy Rzeszy" R.A.D. Obozy skupiono w Brahnau (Łęgnowo) i Kaltwasser (rejony ul. Glinki i Solnej).

- Brytyjskich jeńców przetrzymywano w dwóch miejscach - mówi Jarosław Butkiewicz, badacz historii DAG, autor filmu o obozach pracy i prezes bydgoskiego Stowarzyszenia Miłośników Zabytków "Bunkier". - Pierwszy obóz był przy ul. Glinki, od 4 do 6 baraków, po 96 osób każdy. Drugi w rejonie Łęgnowa, tam przetrzymywano Anglików, Francuzów i Włochów.

Jak mówi Butkiewicz, dotąd udokumentowano tylko jedną ucieczkę - Brytyjczyk wymknął się z obozu w Łęgnowie, ale podczas ucieczki został zastrzelony.
- Odnalezione i publikowane w tej chwili dokumenty potwierdzają drugą ucieczkę - mówi Butkiewicz. - Jedno jest istotne - w zaświadczeniach podpisanych przez Brytyjczyków widnieje nazwa Stalag XXa. To prawdopodobnie obóz w Łęgnowie, bo tam powstałe stalagi miały wysokie numery.

Alianccy lotnicy ze Stalagu Luft III w Żaganiu planowali ucieczkę przynajmniej 300 razy. W nocy z 24 na 25 marca 1944 r. tunelem "Harry" wydostało się 80 jeńców (prawie wszystkich Niemcy złapali, 50 rozstrzelali!). Pewnie nigdy się nie dowiemy, ile prób podjęli brytyjscy jeńcy zatrudnieni w bydgoskiej filii niemieckiego koncernu Dynamit-Aktien-Gesellschaft vorm. Alfred Nobel & Co., Bromberg (DAG), zanim odzyskali wolność. O tym, że z pomocą bydgoszczan udało im się dotrzeć do neutralnego terytorium, dowiedzieliśmy się niedawno.

Jerzy Riegel, bydgoski mistrz fotografii ma w swoim archiwum "prawdziwe perełki". Do nich bez wątpienia należą zreprodukowane ponad dwadzieścia lat temu listy; zostały napisane w marcu 1944 r. przez Brytyjczyków - Thomasa Henryego Cullena i Johana Greiga. Oprócz korespondencji pan Jerzy ma także odbitkę zdjęcia, na którym są obaj Anglicy i ten, który im pomógł - Czesław Gorynia.

- Pokazał mi je Marek Dopierała, który w latach 80-tych był redaktorem naczelnym gazety zakładowej w "Zachemie". Od niego dowiedziałem się, że brytyjskim jeńcom zatrudnionym w DAG, po ucieczce z obozu, pomógł Czesław Gorynia. Wiem, że Gorynia pracował po wojnie w "Eltrze", a mieszkał na Jachcicach - mówi pan Jerzy.

Z listu (są dwa egzemplarze, w treści prawie się nie różnią, pisane były natomiast różnymi charakterami pisma) dowiadujemy się Czesław Gorynia i Jan Kujawski (na jednej z fotokopii nad nazwiskiem Kujawski widnieje inne - Grolewski E.) pomogli Greigowi i Cullenowi, sami ryzykując życiem.

Pomogli sprawie alianckiej

W latach 80. ubiegłego wieku red. Marek Dopierała, szef gazety zakładowej w "Zachemie" pokazał to zdjęcie Jerzemu Rieglowi. - Dowiedziałem

W latach 80. ubiegłego wieku red. Marek Dopierała, szef gazety zakładowej w "Zachemie" pokazał to zdjęcie Jerzemu Rieglowi. - Dowiedziałem się, że jest na nim bydgoszczanin Czesław Gorynia (stoi w środku). Pozostali mężczyźni to zapewne uratowani Anglicy - mówi Jerzy Riegel.
Repr. Jerzy Riegel

Reprodukcja listu napisanego 7 marca 1944 r. przez byłych brytyjskich jeńców, którzy pracowali w DAG

(fot. Repr. jerzy Riegel)

Oto co 65 lat temu napisali Brytyjczycy, którym w wydostaniu się z okupowanego miasta pomogli dwaj bydgoszczanie.

"Polacy Czesław Gorynia i Jan Kujawski zaraz po naszej ucieczce ze stalagu XXA udzielili nam istotnej pomocy, sami ryzykując życiem. Z ich pomocą dotarliśmy do neutralnego terytorium w ciągu kilku następnych dni. Planują oni nadal pomagać sprawie alianckiej w Polsce, udzielając podobnego wsparcia innym obywatelom brytyjskim. Będziemy rekomendować ich nazwiska polskiemu rządowi w Anglii. Kiedy ich praca w Polsce będzie skończona mają zamiar dotrzeć do terytorium Wielkiej Brytanii; wierzymy, że ta rekomendacja zapewni im taką pomoc i wsparcie, jakich będą potrzebować" .

Pod listem podpisali się: porucznik lotnictwa R.A.7.V. Thomas Henry Cullen i chorąży John Greig. Podali też adresy - Kelvedon w hrabstwie Essex i Aberdeen w Szkocji.

Sensacja historyczna? Bez wątpienia. Niestety, na wiele pytań na razie nie potrafimy odpowiedzieć. Nie wiemy, gdzie znaleziono listy. W rozwikłaniu zagadki nie pomoże nam Marek Dopierała. Pod koniec lat 80. opuścił Polskę; przez wiele lat mieszkał zagranicą. - Powrócił do Bydgoszczy przed dwoma laty by tu umrzeć - dodaje pan Jerzy.

Wujek dziadka był przystojny

W 1943 r. Wacław Szmelter (Przyjaciel Albumu Bydgoskiego) miał 14 lat, gdy z nakazem pracy trafił do DAG
W 1943 r. Wacław Szmelter (Przyjaciel Albumu Bydgoskiego) miał 14 lat, gdy z nakazem pracy trafił do DAG Fot. Wojciech Wieszok

W latach 80. ubiegłego wieku red. Marek Dopierała, szef gazety zakładowej w "Zachemie" pokazał to zdjęcie Jerzemu Rieglowi. - Dowiedziałem się, że jest na nim bydgoszczanin Czesław Gorynia (stoi w środku). Pozostali mężczyźni to zapewne uratowani Anglicy - mówi Jerzy Riegel.

(fot. Repr. Jerzy Riegel)

Szukaliśmy rodziny Czesława Goryni. - To rzadkie nazwisko. Może uda się trafić na właściwy ślad - nie tracił nadziei bydgoski artysta fotografik.

Odnaleźliśmy dalekich krewnych Goryni. - To wujek mojego dziadka. Był inżynierem. Babcia wspomina, że był bardzo przystojnym mężczyzną - mówi pani Maja.

Z opowiadań bliskich wie, że w czasie II wojny światowej zginęło wielu członków rodziny Goryniów. - Więcej powiedziałaby ciocia Maria, szwagierka babci, ale straciliśmy z nią kontakt po tym, jak musiała wyprowadzić się z kamienicy przy ul. Grunwaldzkiej - dodaje pani Maja.

Brytyjscy jeńcy dostawali paczki

W 1943 r. Wacław Szmelter (Przyjaciel Albumu Bydgoskiego) miał 14 lat, gdy z nakazem pracy trafił do DAG
(fot. Fot. Wojciech Wieszok)

Fabrykę zbrojeniową, największą na okupowanych przez III Rzeszę ziemiach Polski, budowało (potem w niej pracowało) tysiące osób z całej Europy- robotnicy dobrowolni i przymusowi, jeńcy z wielu krajów "starego" kontynentu i więźniowie obozów koncentracyjnych. Wśród jeńców na pewno byli Brytyjczycy (czytaj: ramka). Pisze o nich m.in. Zbigniew Gruszka, autor wydanej w 2000 książki pt. "Tabliczki z Dynamit AG vorm. Alfred Nobel & Co. Bromberg" oraz autorzy "Historii Bydgoszczy 1939-1945". O angielskich jeńcach opowiadali nam także ci, którzy w DAG pracowali (odsyłamy PT Czytelników do IV tomiku"Albumu bydgoskiego" z 2008 r.).

W 1943 r. do DAG trafił bydgoszczanin Wacław Szmelter. Jeszcze nie miał skończone 14 lat, gdy z Arbeitsamtu dostał nakaz pracy w "fabryce śmierci". - Obóz brytyjskich jeńców mieścił się przy ul. Glinki, ja natomiast pracowałem w Łęgnowie. Najpierw trafiłem "pod skrzydła" Belga, po nim moim przełożonym był Francuz. Zimą chodziłem na dworzec PKP i dojeżdżałem koleją, latem rowerem. Zostałem przydzielony do grupy montażowej, która zajmowała się zakładaniem instalacji elektrycznej. Niewiele umiałem, nosiłem więc kable i narzędzia.
Pracowałem tam do końca wojny - wspomina.

W DAG zatrudniony był także Zbigniew Podliński. W rozmowie z dziennikarzem "Pomorskiej Wojciechem Mąką wspominał: - Angielscy jeńcy na pierwszy rzut oka stanowili odrębną społeczność. Dostawali paczki z Czerwonego Krzyża. Były w nich rzeczy, o których mogliśmy pomarzyć. Czasami udawało się coś wymienić. W zamian za mydło, konserwy czy papierosy z paczek dostarczaliśmy angielskim jeńcom przyprawy, nici i igły.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska