Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zapomniany aptekarz z ulicy Niedźwiedzia

Hanka Sowińska [email protected] tel. 52 32 63 133
Kiedyś był symbolem apteki "Pod Niedźwiedziem”. W latach 80. ubiegłego wieku w tej kamienicy była całkiem przyzwoita kawiarnia.
Kiedyś był symbolem apteki "Pod Niedźwiedziem”. W latach 80. ubiegłego wieku w tej kamienicy była całkiem przyzwoita kawiarnia.
Przed wojną był jednym z najbardziej znanych bydgoskich farmaceutów. - Za to, że już w polskiej Bydgoszczy odważył się kupić niemiecką aptekę, że należał do inteligencji - musiał zginąć. Szkoda, że do tej pory miasto nie ufundowało tablicy Ignacemu Rochonowi - żałuje Bartłomiej Wodyński, właściciel apteki "Pod Łabędziem" i Muzeum Farmacji, znawca historii bydgoskiego aptekarstwa.
fot. wojciech wieszokStefania i Tadeusz Rochonowie na ul. Niedźwiedzia. W tle kamienica, w której znajdowała się apteka.
fot. wojciech wieszok
Stefania i Tadeusz Rochonowie na ul. Niedźwiedzia. W tle kamienica, w której znajdowała się apteka.

fot. wojciech wieszok
Stefania i Tadeusz Rochonowie na ul. Niedźwiedzia. W tle kamienica, w której znajdowała się apteka.

Gdy będą Państwo szli ulicą Niedźwiedzia, w kierunku ul. Jezuickiej, proszę przyjrzeć się kamienicy pod numerem 11. Nad wejściem do budynku posadowił się sporych rozmiarów niedźwiadek. Jest symbolem dawno nieistniejącej apteki, którą pamiętają już tylko najstarsi mieszkańcy.
- Właścicielem tej apteki był mój ojciec Ignacy Rochon - przypomina syn Tadeusz Rochon (rocznik 1921).
Od ponad 30 lat mieszka z żoną w Republice Południowej Afryki. - Lepszy tam klimat, bardziej stabilny - uzasadnia wybór "swojego miejsca na ziemi", na odległych krańcach południowej półkuli Stefania Rochon.

Choć państwo Rochonowie żyją tysiące kilometrów od rodzinnego miasta doskonale wiedzą, co dzieje się w Bydgoszczy. Bardzo interesują się przeszłością miasta.
Tadeusz Rochon: - Tu się urodziłem, chodziłem do szkoły. Tu jesienią 1939 roku Niemcy zamordowali mojego ojca.

Przeprowadzka z Niemiec do miasta nad Brdą

Jest 1920 rok. Po prawie półtora wiekowym zaborze Bydgoszcz wraca do Macierzy. Zanim wejdą w życie postanowienia traktatu wersalskiego z miasta wyjedzie ogromna większość Niemców. Wcześniej sprzedadzą swoje mieszkania, zakłady, warsztaty.
W mieście osiedlają się przybysze z Kresów i z Galicji. Powracają także ci, którzy w poszukiwaniu lepszego życia wyjechali w zachodnie rejony Niemiec.
W tym czasie w Bydgoszczy osiedla się Ignacy Rochon. - Był aptekarzem wykształconym w Niemczech. Jego pierwsza żona była Niemką. Gdy owdowiał, z córką przyjechał do Bydgoszczy. Dwaj synowie zostali z rodziną zmarłej żony. Potem ożenił się z Polką, Heleną Sobiecką - opowiada Bartłomiej Wodyński, przyjaciel państwa Rochonów, znawcą historii bydgoskiej farmacji.
Przez cały okres międzywojenny Ignacy Rochon prowadził aptekę "Pod Niedźwiedziem". - Kupił ją od Niemca - przypomina pan Wodyński. - Była to druga w tej części miasta apteka (najstarszą jest apteka "Pod Złotym Orłem"). Istniała od końca XVIII wieku. Wtedy jej symbolem był czarny orzeł, znak pruskiej dominacji.

W maju 1939 r. Tadeusz Rochon zdał maturę w liceum na pl. Wolności. - Mam zdjęcie z Januszem Barciszewskim, synem prezydenta. Był moim kolegą szkolnym. Janusza, jego ojca i mojego zabili Niemcy - mówi pan Tadeusz.
Niepotrzebnie prezydent Barciszewski wracał do Bydgoszczy. Wierzył, że wytłumaczy władzom okupacyjnym, iż jest niewinny (oskarżono go m.in. o defraudację pieniędzy z kasy miejskiej). Mówił, że zna Niemców. Tymczasem w 1939 r. przyszli urodzeni mordercy.
Tadeusz Rochon: - Moi rodzice, ich krewni i znajomi wyjeżdżali w drugiej połowie lat 30. za granicę. Czy oni nie wiedzieli, jakie są nastroje w Niemczech?

Niemieccy synowie przyjechali ratować ojca

Wybuchła wojna. - 2 września 1939 roku Jan Montowski (powinowaty pana Tadeusza, jego przyrodnia siostra Elżbieta Charlotta Rochon wyszła w 1930 r. za mąż za Jana Montowskiego, bydgoskiego lekarza, znakomitego chirurga - przyp. red.) zabrał mnie ze sobą do szpitala. Musiał usunąć pacjentowi wyrostek. Pamiętam, że powiedział: "Choć ze mną, bo nie wiem, czy kogoś tam zastanę". Asystowałem mu przy operacji, ocierając pot z czoła, bo było nieprawdopodobnie gorąco. To był ostatni raz, kiedy się widzieliśmy. Mówił, że trzeba stąd wyjeżdżać. Nie wyjechał.

Ignacego Rochona gestapo zabrało z apteki. Bliscy już go nie zobaczyli. - Tato miał dwóch synów z pierwszego małżeństwa. Byli Niemcami. Kiedy przyjechali, by go ratować, zostali wyrzuceni. Na gestapo usłyszeli, że powinni się wstydzić takiego ojca.

Tablica o wyjątkowym aptekarzu i aptece

Bartłomiej Wodyński: - Ignacy Rochon, za to że był Polakiem, aptekarzem - poniósł śmierć. Był postacią wyjątkową, należał do inteligencji. Niemcy mścili się na tych, którzy po 1920 r. stali się właścicielami b. niemieckich majątków. Pan Rybicki, aptekarz z drugiej strony rynku, z apteki "Pod Złotym Orłem" uciekł do Generalnej Guberni. Dlatego przeżył. Postać Ignacego Rochona powinna być upamiętniona na specjalnej tablicy. Powinna również na niej znaleźć się informacja o aptece.
Propozycję Bartłomieja Wodyńskiego popiera redakcja "Albumu".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska