Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Truskawki, ostry zakręt... Buszkowo

Roman Laudański [email protected]
fot. sxc
Z czego może być znana wieś? Z truskawek. Niebezpiecznego zakrętu. Wypadków sławnych ludzi. To Buszkowo.

Trasa Bydgoszcz - Koronowo - Koszalin to jeden wielki stragan owocowo-warzywny. Im bliżej Buszkowa, tym więcej truskawek w przydrożnych budkach. Bo buszkowskie mają swoją markę i dobrze w jej cieniu sprzedać swój towar. Tylko jedź uważnie, bo droga niby normalna, a ma w kraju złą sławę i niejeden wypadek na sumieniu.

Zupa z reklamówki, a nie owoc
Producent, który kiedyś prowadził duże plantacje truskawek, dziś z rozgoryczeniem mówi, że za chwilę pozostaną nam tylko hiszpańskie owoce i to, co trafia do nas z Chin. Nasze, najsmaczniejsze odmiany pójdą w zapomnienie. A szkoda, bo truskawka, po porzeczce, ma w sobie najwięcej witaminy C.

- Zabito potężne plantacje w naszym kraju - denerwuje się były producent (prosi, by nie podawać nazwiska). - Co było szlachetne - odejdzie w niebyt. Na bazarach ludzie kupują przemysłowy chłam nakładany szufelką do plastikowych reklamówek. Tego nie ma już nigdzie indziej w Europie, tylko u nas. Przyniesiesz takie coś do domu i masz zupę, a nie piękny owoc. Zaorałem wszystko łącznie z matecznikiem. Dziękuję, do widzenia. Teraz nastawiłem się na produkcję tego, co mogę zebrać maszynami, a nie ręcznie.

Bo z truskawką kłopot polega na tym, że jest bardzo pracochłonna. Trzeba ją umiejętnie zebrać i przygotować dla klienta. A zdobycie pracowników sezonowych z roku na rok jest coraz trudniejsze.

Mariola Markiewicz zaczynała z mężem truskawkową przygodę trzydzieści pięć lat temu. - Mam wrażenie, że byliśmy wtedy truskawkowymi pionierami nie tylko w okolicy, ale i w regionie - uśmiecha się do wspomnień.

Ze stuhektarowej plantacji w tym roku zostawiła tylko 20 i dlatego może lepiej sypiać, choć przy produkcji owocu tak zależnego od pogody nigdy nie można być spokojnym.

Przyrody nie oszukasz
- Nie lubię narzekać, ale truskawek w tym roku będzie mało - mówi Mariola Markiewicz. - W kwietniu i na początku maja nie spadła kropla deszczu. Musieliśmy uruchomić studnię głębinową i wszystko podlewać. Cały naród wyjechał na długi weekend, a my laliśmy wodę, żeby ograniczyć straty.

- Później było tych trzech ogrodników i zimna Zośka. To już nie były przymrozki, a prawdziwy mróz - wtrąca Agnieszka Markiewicz-Januszewska, córka. - Codziennie rano był szron na polach.

W efekcie wczesne odmiany nie nadawały się do zebrania. Na krzaczkach wisiały zawiązki wielkości paznokcia. - Owoce twarde i do niczego - prezentuje Mariola Markiewicz.

Produkcję odmian wczesnych odżałowali, licząc na średnio wczesne, późne i bardzo późne. Ale czy się nie przeliczą? W Buszkowie byłem tydzień temu. Padało codziennie od dwunastu dni. Część owoców nie może już chłonąć wody i pęka.
Nie ma słońca - owoce nie dojrzewają, przyrody nie oszukasz.

- Rzepak, buraki i zboża - wszystko czekało na deszcz, nawet w kościołach były nabożeństwa w intencji deszczu. No i zaczęło lać - przypominają producenci truskawek. - Bogu dziękować, na razie ominęło nas gradobicie, a w Pasłęku spadł właśnie śnieg - wylicza pani Mariola.

Kiedy Polacy masowo zaczęli wyjeżdżać za chlebem z kraju, Markiewiczowie zorganizowali grupę młodych Ukraińców do zbiorów. Okazało się jednak, że bardziej interesowało ich zwiedzanie i handel niż truskawki. Złożyli też zapotrzebowanie na stu więźniów, dostali kilkunastu, ale złego słowa na nich nie dadzą powiedzieć. Dobrze zbierali.

Kogo wykończą chłodnie
Z Ewą Konarzewską, inną buszkowska producentką, jadę na oddalone o kilka kilometrów pole, które dogląda jej mąż - Krzysztof. Narzeka na ceny proponowane przez chłodnie. Dają dziewięćdziesiąt groszy za kilogram truskawki z szypułką i 1,3 złotego bez szypułki.

Krzysztof Konarzewski na polu robi mi krótki kurs opłacalności produkcji. Na jednym hektarze sadzi się 40 tys. sadzonek po 30 groszy sztuka. Z opryskami wychodzi ok. 15 tys. zł. Z tego Konarzewscy zbiorą osiem ton przy dobrej pogodzie lub pięć przy gorszej. Jeszcze trzeba zapłacić za rwanie. A co proponują chłodnie? Dla porównania - świeża truskawka w Niemczech kosztuje 4 - 4,5 euro, czyli 16-17 złotych za kilogram.

- Przy tych cenach truskawka zniknie z Buszkowa - prorokuje Krzysztof.
Były plantator spoza regionu: - Trzeba to sobie powiedzieć prosto w oczy: wykończą nas cenami! To działanie zachodnich koncernów, które kupiły u nas chłodnie.
Konarzewscy z 14 hektarów plantacji już zeszli do dziewięciu. A co będzie w przyszłym roku?

- Człowiek nie wie, za co się wziąć - kręci głową Krzysztof Konarzewski. - Mieliśmy trzy hektary porzeczek. Cena stanęła na 60 groszach, z czego pół złotego musiałem zapłacić za rwanie. Trzeba było porzeczki zlikwidować. Tak wygląda produkcja na wsi. A wszystko wokół drożeje!

Fotoradaru im trzeba!
Wojciech Radgowski, sołtys Buszkowa też zmniejszył plantację truskawek z 1,5 hektara do 0,3 ha.

- Tu każdy na swoim gospodarzy i ludzie przywiązali się do swojej ziemi - mówi sołtys. - Mamy we wsi kościół, zabytkowy most i niebezpieczny zakręt na drodze. Walczyliśmy o gimnazjum, ale nie dało rady. Została tylko podstawówka.

Niebezpieczny zakręt ułożył się akurat u stóp buszkowskiego kościoła. Niedaleko przed laty zginął aktor Bogumił Kobiela. A na odcinku prostej drogi rozbił się samochód prowadzony przez Krzysztofa Krawczyka.

Sołtys pamięta wypadek Kobieli, wymienia nazwisko gospodarzy, u których stał wrak dużego fiata, którym jechał Krzysztof Krawczyk. Wspomina następne śmiertelne wypadki w ich wsi. Pamiętają je też miejscowi.

Teraz wcale nie jest bezpieczniej. Schody prowadzące do kościoła niedawno rozbił kolejny samochód.

- Pisałem do Generalnej Dyrekcji Dróg i Autostrad prośbę o fotoradar, bo tylko on może zmobilizować kierowców do wolniejszej jazdy - opowiada Wojciech Radgowski. - Odpisali, że w tym roku ustawiali na drogach krajowych do dziesiątego numeru. Może uda się w następnych latach?

A poza tym? We wsi nie ma chodnika, a ruch na krajówce jest tak straszny, że nie idzie bezpiecznie przejść poboczem.

Tu bliżej Boga
No i brakuje we wsi młodych, bo w miastach szukają łatwiejszego chleba. Choć niektórzy wracają na gospodarkę. Tak jak córki Markiewiczów. Skończyły studia i wróciły do domu.

- Dorastałam w tych truskawkach - opowiada Agnieszka. - Studiowałam w Warszawie, a po zajęciach czekał na mnie stos faksów i spraw do załatwienia. Chciałam wrócić do domu. Koleżanki i koledzy stąd uciekli. A ja ciągle mam wrażenie, że nie są do końca szczęśliwi. Przecież oprócz pracy i pieniędzy liczą się inne wartości. Człowiek na wsi jest bliżej Boga.

Córki Markiewiczów wyszły za mąż. Zięciowie zaangażowali się w rodzinny biznes. Pasją rodziny stały się podróże po świecie. Szykują się na urlop w Japonii. Byli w m.in. Brazylii, Argentynie, Chinach czy Indiach. Ale przy tej pracy wyjazdy muszą planować "na raty". Zawsze część zostaje, by dopilnować bieżącej produkcji.

Zabierz mnie na drugi brzeg
I tak właściwie można by już opuścić Buszkowo, bo z czego może być bardziej znane? Ewa Konarzewska, z którą wracam z plantacji truskawek, przypomina swojego siostrzeńca Aleksandra "Olassa" Mendyka.

- Kiedy był w drugiej klasie, nauczyciel muzyki zapytał go: Olek, kim zostaniesz jak dorośniesz? Odpowiedział: - Gwiazdą. Nie miał co do tego żadnych wątpliwości.
- Pierwszą gitarę zrobił sobie sam z drewna, później babcia kupiła mu prawdziwą - opowiada Ewa Konarzewska. - Ćwiczył na piętrze, babcia była na dole i nic jej nie przeszkadzał, a przecież grał ciężką muzykę. Talent miał po dziadku, który od 14 roku życia grał jako organista w kościele. Dziadek potrafił płynnie zagrać prawie na każdym instrumencie i miał piękny głos.

- Olek chciał grać w Acid Drinkers i dostał się do zespołu - dopowiada mama, Jolanta Mendyk. - Od małego czytał poważne książki, m.in. o historii. Był erudytą i dobrym chłopcem, który też dorastał wśród truskawek i chętnie przy nich pomagał.
Puszczają film zrobiony przez ekipę Jurka Owsiaka o "Olassie". Opowiada o muzyce, życiu.

W listopadzie ubiegłego roku kończyli właśnie trasę koncertową promującą nową płytę. Ostatni koncert zagrali w Krakowie. "Olass" cieszył się na zwiedzanie miasta, które lubił. W hotelu po koncercie zrobił koledze kanapki. Powiedział, że jest tak szczęśliwy, że już mógłby umrzeć.

Nie obudził się rano.

Miał 29 lat.

To była niewydolność serca.

- Całe życie pracował, żeby dobrze umrzeć, a my mogliśmy go pożegnać - mówili muzycy podczas pogrzebu. Dziś na jego grób w Buszkowie przyjeżdżają fani z całego kraju. Na grobie "Olassa" zawsze palą się lampki.

Dzieci z Arki Noego śpiewały na jego pogrzebie: "Zabierz mnie na drugi brzeg, za tobą będę do niego biegł".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska