Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdyby chciała, mogłaby być ministrem

ADAM WILLMA
- Rozczarowanie przyszło, gdy uświadomiłam sobie, że zło nie tkwi w systemie, ale w ludziach
- Rozczarowanie przyszło, gdy uświadomiłam sobie, że zło nie tkwi w systemie, ale w ludziach Fot. Autor
Dawni koledzy z opozycji spotykają ją w lesie, gdy zbiera chrust. - Zbieranie chrustu to najprzyjemniejsza część tygodnia - odpowiada z uśmiechem Krystyna Kuta, legenda toruńskiej opozycji.

Ania, córka Krystyny: - Nie miałem pretensji o ten czas, który spędziła w więzieniu, o przeszukania w domu też nie. Z perspektywy dziecka to było jak przygody Tomka Saywera. Pretensję miałam o pralkę, której nie mieliśmy, bo według mamy była zbytkiem. I o te wełniane kraciaste spódnice, które musiałam nosić do szkoły. Zasada była taka, że szkoda pieniędzy na nowe ubrania, więc chodziłam w prehistorycznych ciuchach po dzieciach innych opozycjonistów.

Jan Wyrowiński, poseł, dawny działacz podziemnej Solidarności: - Kika prowadziła życie na granicy. Zwłaszcza te podróże do Warszawy, po ulotki i literaturę... Autostopem, z dzieckiem na ręku. Ale bez patosu i zadęcia.

Krystyna Sienkiewicz, była senator: - Ładna dziewczyna o odwadze Wołodyjowskiego. Cichy bohater tamtych czasów.

Krzysztof Ćwikliński, historyk literatury: - Znam wielu poetów "przyuczonych", a ona jest poetką z łaski Boga. Krzywdzi czytelników pisząc jedynie do szuflady. Ta skromność ociera się o nieprzyzwoitość.

Kamienica z Kazachstanu

W system nie uwierzyła. Aby wyrobić sobie poglądy, nie musiała wychodzić poza własną kamienicę w Szczecinie. Prawie wszyscy lokatorzy mieli na koncie zsyłkę do Kazachstanu. Na liście lokatorów nie było dziadka, zastrzelonego w Miednoje. W grudniu 1970 roku ćwiczenia z systemu widziała na własne oczy.

Więc gdy pod koniec lat 70. trafiła na studia polonistyczne do Torunia, szukanie kontaktu z ludźmi rozprowadzającymi bibułę było naturalnym odruchem.
Redagowała podziemne gazetki, rozprowadzała książki. Jeździła po nie do Warszawy. Dla Jacka Kuronia była "córeczką".

- Ale przede wszystkim była niezależna - podkreśla Konrad Turzyński, przyjaciel Krystyny od końca lat 70. - Jacek Kuroń był dla Krysi największym autorytetem. Ale chyba nawet on nie byłby w stanie skłonić jej do czegoś, do czego nie była w pełni przekonana. Na przykład, aby rzuciła palenie (śmiech).

Jeśli od czegoś jest zależna, to od papierosów. Paliła od zawsze i zawsze będzie palić. Ograniczyła jedynie na czas ciąży. Zawsze te najtańsze, kiedyś popularne bez filtra, dziś poznańskie.

Strefa nadgraniczna

Ance te wizyty u Kuroniów kojarzą się ze smakiem gorącego mleka, którym gospodarze częstowali w progu. Zapamiętała, bo w Warszawie lądowały często zziębnięte i zmoczone, po wielu godzinach drogi. Jako dziecko nauczyła się oglądać za siebie w poszukiwaniu "ogona" i biegać z ostrzeżeniem do znajomych, gdy do matki przyjeżdżali panowie z bezpieki:

- Jedno z najwcześniejszych wspomnień mojego dzieciństwa wiąże się z wybuchem stanu wojennego. Mamę już wówczas zabrali, ja idąc z babcią zobaczyłam patrol wojskowy. Ostrzelałam ich przy pomocy jakiegoś kija, a oni na to "Jaki miły chłopczyk".

Jeszcze na studiach Kika (pseudonim z czasów konspiracji) dorabiała sobie sprzątając i pracując w kuchni. Później dostała etat w "Solidarności". Na krótko, bo za chwilę w towarzystwie kilku innych kobiet z Torunia wylądowała w "internacie" w Gołdapi.

Krystyna: - Bałam się tylko jednego. Odezwał się wyniesiony z domu lęk przed wywózką. I gdy po krótkim pobycie w więzieniu w Fordonie wywieźli nas na wschód, wydawało się, że to właśnie ten scenariusz. Zatrzymaliśmy się przed tabliczką "STREFA NADGRANICZNA", dopiero kawałek dalej zobaczyłam budynek domu wczasowego w Gołdapii.

K...y z Torunia

Po powrocie z internowania nie było dla niej żadnej pracy. Nawet oferty z gazet okazywały się nagle nieaktualne. W końcu dostała biurowy etat w "Polonie". Nie wytrzymała roku: - Mozolne, wystukiwanie na maszynie. To była dla mnie straszliwie otępiająca praca. Wolałam iść sprzątać, bo nigdy nie bałam się fizycznej pracy.
Została sprzątaczką w internacie toruńskiego spożywczaka. Na krótko, bo przy kolejnym przeszukaniu, esbecy znaleźli u niej całą konspiracyjna bibliotekę.
- Ukryłam to tak dokładnie, że znaleźli dopiero przy drugim przeszukaniu, ale i tak skończyło się wyrokiem. - wspomina z uśmiechem. - Miałam z nich wtedy niezły ubaw.

Przesłuchanie prowadził funkcjonariusz O.
Kika: - On dokładnie wiedział, że nic ze mnie nie wyciągnie, a ja byłam zbyt doświadczona, żeby na czymkolwiek dać się złapać. Szkoda było czasu, więc opowiadaliśmy sobie kawały.

Trafiła do więzienia we Włocławku. Tam już nie było taryfy ulgowej. Dwa miesiące w pojedynczej celi pomogła jej przetrwać wychowawczyni, która, gdy tylko się dało, prowadziła Krystynę do biblioteki.

- Tam można było czytać do woli. W dodatku radio było nastawione na Trójkę. Na antenę wszedł właśnie "Obcy astronom" Grzegorza Ciechowskiego. Lżej mi się robiło na sercu, gdy słuchałam głosu swojego kolegi ze studiów.

Krystyna Sienkiewicz, była senator: - W całym tym ponurym systemie znajdowali się niespodziewanie życzliwi i porządni ludzie. Zatrzymywano nas z Kiką od czasu do czasu na 48 godzin. Zwykle wywożąc na drugi koniec województwa, żebyśmy później miały kłopot z powrotem. Jednego razu zamknęli nas na komisariacie w Wąbrzeźnie. Rano przyszedł milicjant ze śniadaniem. Byłyśmy tak zmęczone, że chciałyśmy tylko spać. Powiedziałam, że nie będziemy jeść. On na to: "A wy cholery bułków chceta?" I proszę sobie wyobrazić, że przyniósł nam bułki z salcesonem! Poprosił nas potem, żebyśmy mu pomogły posprzątać komisariat. W pewnej chwili krzyczy: "Uciekajta do celi! Kurwy z Torunia jadą!". Te "kurwy", to było o esbekach. Innego razu wywieźli nas do miasta, którego nie byłyśmy w stanie rozpoznać. Aby wrócić jakoś do domu, zatrzymałyśmy piękną zachodnią limuzynę na stopa. No i tłumaczymy, że nas wywieźli, że nie wiemy, gdzie jesteśmy. Do dziś pamiętam przerażenie w oczach tamtego kierowcy.

Dobra w sprzątaniu

Rok 1989 był zaskoczeniem dla Kiki. Nie spodziewała się, że tak szybko. Nie spodziewała się, że ludzi tak to wszystko zaboli: - Zwłaszcza drastyczne bezrobocie mnie rozczarowało. To rozczarowanie nie wynika z tego, że mam poczucie, że za komuny było lepiej. Nie było lepiej. Rozczarowanie przyszło, gdy uświadomiłam sobie, że zło nie tkwi w systemie, ale w nas. Ludziach.
Koledzy z opozycji przebrali się ze swetrów w garnitury, zagościli przy Wiejskiej. Ale nie Kika.

Jan Wyrowiński: - Nie mam wątpliwości, że kobieta tak inteligentna i doświadczona jak Krysia, gdyby tylko chciała, mogłaby być ministrem, gdzieś koło Jacka Kuronia. Ale nie chciała. Pozostała miedzy nami jak wyrzut sumienia sprzątając nasze biura. I - paradoksalnie - jej oferta była najtańsza.

Sprzątanie było świadomym, dobrowolnym wyborem.
Ania: - Mama zawsze przede wszystkim ceniła sobie wolność. W pewnym momencie założyła jednoosobowa firmę sprzątającą. Jest sobie sama szefem i podwładnym. A jeśli jeden z klientów zrezygnuje z jej usług, pozostanie dziesięciu innych.

Sprawiła sobie jeden luksus. Po latach spędzonych w wynajętych pokojach odłożyła na domek gospodarczy. Tu nikt się nie czepia jej psów i kotów. Może do woli kopcić papierosy.
Krystyna, z przekąsem: - W każdej pracy muszą być tacy, którzy wykonują ja dobrze. A ja jestem dobra w sprzątaniu.

Ania: - Nie jest typem egzaltowanej polonistki, potrafi siarczyście przekląć, bywa wojownicza i surowa w ocenach. Niedawno złożyła mi życzenia urodzinowe: "Obyś zobaczyła klęskę swoich wrogów". Ale jestem z niej dumna. Podoba mi się, że zrezygnowała z 25 tysięcy złotych odszkodowania za więzienie, choć wiem jak bardzo te pieniądze by się przydały.

Krystyna: - Za co miałabym je brać? Spotkało mnie tylko to, na co się godziłam. Trzeba pamiętać o tych, którzy w latach 50. spędzali całe lata w więzieniu za opowiedzenie dowcipu.

Opowiadanie kryminalne
Z funkcjonariuszem O. Kika spotkała się już w latach 90. na pogrzebie znajomej.
- Pan tu służbowo? - zapytała zgryźliwie.
- To moja ciocia - odpowiedział.
Odnalazł ja później. Odszedł ze służb i z braku zajęcia zaczął pisać opowiadania kryminalne, poprosił, aby pomogła mu je zredagować.

Pomogła.
- Dlaczego miałam nie pomóc? Sama cieszę się, gdy na swojej drodze odnajduję ludzi, którzy działają bezinteresownie. Spotkałam na przykład cudownych weterynarzy. Gdy przychodzi do nich dziecko z potrąconym psem, nie pytają o pieniądze. Ratują. O takich ludziach warto napisać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska