Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Katastrofa śmigłowca. Pilot nie meldował o problemach technicznych

Anna Nowicka, Roman Laudański
Z helikoptera został tylko kadłub
Z helikoptera został tylko kadłub
Na terenie poligonu wojskowego rozbił się śmigłowiec wojskowy Mi-24. W wyniku katastrofy zginął 32-letni por. Robert Wagner. Był żonaty, osierocił dwuletnie dziecko.
Infografika Jerzy Gliszczyński
Infografika Jerzy Gliszczyński

Infografika Jerzy Gliszczyński

Maszyna rozbiła się w piątek, po godzinie 22 w okolicy miejscowości Chorągiewka (powiat toruński). Śmigłowiec wykonywał nocne loty szkoleniowe przed misją w Afganistanie.

Jak się dowiedzieliśmy, pilot nie meldował o problemach technicznych. Śmigłowiec zaczepił o drzewa i rozbił się. W chwili wypadku pogoda była dobra, widoczność dochodziła do 10 km, a podstawa chmur była rzędu 700 m.

Porucznik Robert Wagner

Na zdjęciu: jeden z poszkodowanych lotników
Na zdjęciu: jeden z poszkodowanych lotników

Na zdjęciu: jeden z poszkodowanych lotników

Porucznik Robert Wagner

pilot, który zginął w katastrofie, urodził się 19 stycznia 1977. Był absolwentem Wyższej Szkoły Oficerskiej Sił Powietrznych w Dęblinie. Po ukończeniu szkoły został skierowany do 49. Pułku Śmigłowców Bojowych. Dwukrotnie uczestniczył w misji w poza granicami kraju.

- Był bardzo doświadczony, ale cały czas nabywał kolejne stopnie wtajemniczenia. Lotnicy uczą się cały czas. Zmieniają się technologie i możliwości. Piloci muszą cały czas doskonalić swoje umiejętności - mówi nam mjr Flis

Na miejscu są już przedstawiciele Komisji Badań Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego.

- Powołana została specjalna komisja, która działa pod przewodnictwem pułkownika Drozdowskiego. Liczy 25 członków - powiedział rzecznik Komisji Ryszard Michałowski.

Komisja w pierwszej kolejności ma zamiar dotrzeć do rejestratora lotu (czarnej skrzynki). Zbada też, czy pilot zachował się poprawnie oraz stan techniczny maszyny i wpływ pogody.
Poszkodowanym dowódcą śmigłowca był 36-letni kapitan Marcin Gwizdowski, drugi członek załogi to 39-letni młodszy chorąży sztabowy Marek Wojciechowski. Obaj z 49. Pułku Śmigłowców Bojowych w Pruszczu Gdańskim.

Dowódca ma lewą rękę w gipsie i podejrzenie pęknięcia kości. Obaj zostali przewiezieni do szpitala wojskowego w Bydgoszczy.

- Personel szpitala w Toruniu zajmował się nimi bardzo troskliwie. Zdecydowaliśmy jednak wspólnie, że lepszym miejscem będzie szpital wojskowy - mówi mjr Krzysztof Flis z pułku w Pruszczu Gdańskim.

- Cała załoga była bardzo doświadczona. Uczestniczyli w misjach poza granicami kraju. Ich piątkowy lot był etapem przygotowań do wyjazdu na kolejną zmianę.

- Wszystkie rodziny osób które uczestniczyły w katastrofie, a w szczególności zmarłego tragicznie porucznika Wagnera, są pod opieką psychologa. Pomaga im także kapelan wojskowy. Ksiądz kapelan uczestniczył w trudnych misjach w Iraku i wie, jak subtelnie i z wyczuciem otoczyć troską rodziny. Jego doświadczenie jest bardzo duże - dodaje mjr Krzysztof Flis.

Na miejscu katastrofy trwają prace specjalistów z komisji. Technicy wykonują m.in. dokumentację fotograficzną. Zdjęcia posłużą do wyjaśniania przyczyn wypadku. Już w niedzielę wrak śmigłowca ma zostać przetransportowany do hangaru w Inowrocławiu. Wrak jest w bardzo złym stanie. Strażacy zabezpieczali go specjalną pianą zabezpieczającą przed wybuchem w czasie akcji ratunkowej.
Wstępne przyczyny katastrofy poznamy za około dwa tygodnie.

Sprawą zajmie się prokuratura
Śledztwo w sprawie wszczęła wojskowa prokuratura garnizonowa w Bydgoszczy. - Zawsze w tego typu wypadkach w postępowaniu uczestniczy prokuratura - mówią wojskowi. Helikopter podczas lotu był uzbrojony w ostrą amunicję.

Wojska Lądowe już ogłosiły żałobę. Flagi zostały opuszczone do połowy masztów.

Udało nam się dotrzeć do szczegółów przebiegu akcji ratunkowej

- Około godziny 22.34 w piątek dyżurny Państwowej Straży Pożarnej w Inowrocławiu odebrał zgłoszenie od jednostki pożarniczej z jednostki wojskowej 1641. Wojskowi przekazywali informację o tym, że wyjeżdżają do awaryjnego lądowania śmigłowca gdzieś w okolicach poligonu toruńskiego - mówi Artur Kiestrzyn, rzecznik strażaków z Inowrocławia.

Teren poligonu jest dość duży. Udało się jednak dość szybko odnaleźć miejsce katastrofy - miejscowość Chorągiewka, poligon Suchatówka.
- Około godziny 23.40 byliśmy na miejscu - relacjonuje Artur Kiestrzyn. - Na ziemi znajdował się wrak śmigłowca.

Pojechało tam aż 6 zespołów przeciwpożarowych z Inowrocławia. Na miejsce udały się także jednostki wojskowe i strażacy z Torunia, policja i pogotowie. Dwóm członkom załogi ratownicy szybko zaczęli udzielać pomocy medycznej. W środku wraku znajdowała się kolejna osoba.

Strażacy początkowo zakładali, że jest nieprzytomny. Niestety, okazało się, że nie żyje.

Raport będzie jawny

Pomoc rodzinom rannego pilota i technika pokładowego oraz wdowie i dziecku drugiego pilota, który zginął w katastrofie śmigłowca Mi-24 pod Toruniem zadeklarował Bogdan Klich, minister obrony narodowej, który w sobotę w Bydgoszczy odwiedził rannych w szpitalu. Później minister oraz towarzyszący mu wojskowi spotkali się z dziennikarzami.

Minister rozpoczął konferencję od złożenia kondolencji rodzinie porucznika Wagnera, który zginął w katastrofie oraz wyrazów współczucia rodzinom kapitana Gwiazdowskiego i chorążego Wojciechowskiego, którzy zostali ranni. Rodziny rannych oraz wdowa po poruczniku Wagnerze mają otrzymać pomoc i wsparcie od resortu obrony.

Jednak to katastrofa
- Nie było to awaryjne lądowanie, a katastrofa - ujawnił minister Klich, co przecięło falę wcześniejszych dywagacji, że maszyna - dzięki autorotacji - lądowała awaryjnie. - Okoliczności i przyczyny zbada Komisja Badania Wypadków Lotniczych. - Ranni żołnierze są otoczeni dobrą opieką lekarską i wierzę, że po kilku tygodniach będą w stanie wrócić do służby. Obydwaj mieli wiele żołnierskiego szczęścia, że wyszli cało z katastrofy. Ocaleli dzięki uśmiechowi Opatrzności. Los żołnierski - niestety - to także takie wydarzenia. Po zakończeniu prac komisji lotniczej ujawnię całość raportu tak jak uczyniłem to po ubiegłorocznej katastrofie samolotu CASA - zapowiedział minister.

Sprawna maszyna
Śmigłowiec Mi 24, który uległ katastrofie, wcześniej wykorzystywany był podczas misji w Iraku. Po ich zakończeniu, maszyna była przetransportowana do Szczecina, skąd przyleciała do jednostki w Pruszczu Gdańskim. Wojskowi zapewnili dziennikarzy, że wszystkie agregaty śmigłowca zostały szczegółowo przebadane, a po dokonaniu oblotu - Mi 24 został dopuszczony do dalszej eksploatacji.

Na razie nie wiadomo, jaki był przebieg ostatnich minut feralnego lotu. Minister Klich powiedział, że na pewno maszyna nie runęła z wysokości 200 metrów, a wszystko wskazuje na to, iż w ostatnie fazie śmigłowiec leciał lotem koszącym. Nie ma żadnych informacji, by przed katastrofą piloci sygnalizowali jakąkolwiek awarię. Momentu katastrofy nie pamiętają także ci, którzy ją przeżyli. - Żołnierze są jeszcze w szoku. Nie należy pogłębiać ich stresu - dodał Bogdan Klich.

Ćwiczą przed Afganistanem
Wojskowi poinformowali, że śmigłowce szturmowe Mi-24 mają tzw. czarne skrzynki, które rejestrują najróżniejsze parametry lotu, a rozmowy załogi zapisują rejestratory głosu. Na razie nie wiadomo, jaki był zapis.

Gen.broni Waldemar Skrzypczak, dowódca Wojsk Lądowych poinformował, że śmigłowce Mi 24 nie będą uziemione (taka procedura obowiązuje po katastrofie samolotu bądź śmigłowca - przyp. Lau.).

Osiem maszyn ochrania naszych żołnierzy w Afganistanie, a trzy w Czadzie. Za cztery dni żołnierze przygotowujący się do piątej zmiany w Afganistanie mają rozpocząć ćwiczenia "Bagram 5" - z wykorzystaniem tych śmigłowców - na poligonie w Wędrzynie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska