Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ubezpieczenie - iluzja zabezpieczenia?

Redakcja
- O ten rynek toczy się wojna - mówi bydgoski broker. - Maksymalnie obniża się składki, oferuje szkołom zniżki, gratisy, bonusy. Nie jest ważne, czy dziecko będzie dobrze ubezpieczone. Ważne, co z tego będzie miała szkoła.
- O ten rynek toczy się wojna - mówi bydgoski broker. - Maksymalnie obniża się składki, oferuje szkołom zniżki, gratisy, bonusy. Nie jest ważne, czy dziecko będzie dobrze ubezpieczone. Ważne, co z tego będzie miała szkoła. infografika Ryszard Szmitkowski
Szkoły ubezpieczają uczniów tanio i byle jak. Rodzice się nie buntują, a właśnie teraz powinni to zrobić.

Rozpoczął się rok szkolny i od razu zaczęło się zbieranie pieniędzy. W szkołach rodzice dowiadują się, że trzeba ubezpieczyć dzieci, już, natychmiast. Wystarczy zapłacić za polisę 30 złotych, 40 albo trochę ponad 60. Rodzice wykładają pieniądze, bo chcą zabezpieczyć dziecko. Nie mają pojęcia, że kupują iluzję zabezpieczenia.

Jedna z firm, która ubezpiecza 700 tysięcy uczniów i chwali się, że na szkolnym rynku nie ma sobie równych - proponuje najprostszą opcję właśnie za 30 złotych.
Sprawdziliśmy, na co można liczyć za taką składkę. Jeżeli uczeń zostanie dotkliwie pogryziony przez psa - otrzyma maksymalnie 60-70 złotych. Jeżeli w wyniku wypadku utraci palec u stopy - 120. Gdyby doznał tak ciężkich obrażeń, że nie byłby zdolny do samodzielnego życia dostanie 3 tysiące. A jeżeli w wypadku straci rodziców - 600 złotych.

Prowizje i patologie
- Rodzic płaci składkę, nawet nie czyta umowy - mówi broker ubezpieczeniowy z Bydgoszczy. Od 14 lat zajmuje się ubezpieczeniami. Kiedyś próbował dotrzeć do rodziców ze swoimi ofertami, odpadł w przedbiegach - dyrektor szkoły z góry ocenił, że takie ubezpieczenie nikomu się nie spodoba. Choć warunki były korzystne: gdyby uczeń uległ wypadkowi i trafił do szpitala - za każdy dzień pobytu ubezpieczyciel płaciłby 80 złotych, za każdy procent uszczerbku na zdrowiu - 200. Gdyby dziecko - po wypadku - zmarło, rodzice mogliby otrzymać 20 tysięcy złotych. Gdyby z kolei zginął któryś z rodziców - dziecko dostałoby 10 tysięcy.

Za takie ubezpieczenie trzeba jednak zapłacić dużo więcej, niż 30 złotych rocznie. Część towarzystw ubezpieczeniowych wie, że jeżeli wywinduje składki, nie będzie już miało udziału w szkolnym rynku.

- O ten rynek toczy się wojna - mówi bydgoski broker. - Maksymalnie obniża się składki, oferuje szkołom zniżki, gratisy, bonusy. Nie jest ważne, czy dziecko będzie dobrze ubezpieczone. Ważne, co z tego będzie miała szkoła.

Może się zdarzyć, że wygra ta firma, która zaproponuje wyższą prowizję dyrektorowi. Albo ta, która obieca, że w ramach ubezpieczenia uczniów, dobrze ubezpieczy też nauczycielskie samochody.

- Bywają takie przypadki, nauczycielom gwarantuje się tańsze OC i AC - mówi Krystyna Krawczyk z Biura Rzecznika Ubezpieczonych.

Przyznaje, że ulgi, prowizje i bonusy są powszechne. Ale też i dozwolone prawem.
Prawodawca zakładał, że bonusy, to będzie korzyść dla szkoły - ubezpieczyciel może przecież dać darmowe polisy dla najbiedniejszych dzieci, ubezpieczyć szkolny budynek albo kupić sprzęt, który poprawi w szkole bezpieczeństwo.

Zdarza się jednak, że dyrektorzy nie chcą sprzętu, chcą dostać prowizję w gotówce. Od wysokości prowizji może zależeć, czy oferta ubezpieczenia w ogóle zostanie rozpatrzona.

Według Krawczyk nie można byłoby mieć pretensji o bonusy, gdyby szły w parze z dobrym ubezpieczeniem. Niestety, to raczej nie jest para dobrana.

- Są przypadki patologiczne - przyznaje Krawczyk.

Dziecko też majątek
Do Biura Rzecznika Ubezpieczonych wpływają skargi. Rodzice są rozgoryczeni, gdy dziecku, które ma złamany kręgosłup, ubezpieczyciel wypłaca kilkaset złotych. Albo 11-latce, której w szkole wybito cztery zęby - 100 złotych. I to wszystko zgodnie z umową, na którą przystała szkoła.

- Dyrektorzy szkół w ogóle nie powinni zajmować się sprawą ubezpieczeń. Oferty firm powinny bezpośrednio trafiać do Rady Rodziców - mówi Iwona Waszkiewicz, kujawsko-pomorski kurator oświaty. Zanim została szefową kuratorium, była dyrektorem VI LO w Bydgoszczy. Gdy próbowali się do niej dostać przedstawiciele firm ubezpieczeniowych, ucinała rozmowę jeszcze zanim zdążyli powiedzieć, z czym przychodzą.

Kiedyś w sprawie ubezpieczeń interweniował Maciej Osuch, społeczny rzecznik praw ucznia. Bolało go, że jeśli są jakieś korzyści z masowych ubezpieczeń w szkołach, to raczej nie dla uczniów. - Szkoła nie powinna narzucać nikomu, gdzie ma się ubezpieczyć. Niech każdy to robi indywidualnie - postuluje rzecznik.

- Podpowiadam rodzicom, nie dajcie sobie wmówić, że ubezpieczenie w szkole jest obowiązkowe - dodaje bydgoski broker ubezpieczeniowy. - Ale rodzice boją się odmówić, bo nauczyciele naciskają, każą zapłacić składkę Jeżeli rodzic jest szczególnie oporny, musi się gęsto tłumaczyć, każą mu podpisywać jakieś oświadczenia. Jeżeli mówi, że ubezpieczył dziecko w innej firmie, domagają się, żeby pokazał polisę.To bezprawie - oburza się broker. Ponieważ ubezpieczenia dzieci, to grupa ubezpieczeń majątkowych, pyta czasami rodziców, czy zdają sobie sprawę, jaki majątek posiadają. I dlaczego nie chcą o ten majątek właściwie zadbać? - Za ubezpieczenie mieszkania płacą co roku 300-500 złotych. Jeżeli mają dom, to nawet 2,5 tysiąca. A ubezpieczając dziecko, bez namysłu przystają na ofertę za 30 złotych - wzdycha broker.

Tym którzy z przyzwyczajenia i wygody zgodzą się zapłacić składkę w szkole, radzi: dobrze przeczytajcie umowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska