Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Byd-Meat" i "Kujawy" uda się uratować?

Maciej Myga [email protected]
Historia zakładów mięsnych w Bydgoszczy to skomplikowane zależności finansowe pomiędzy trzema spółkami - "Byd-Meat", "Meat-Investor" i "Kujawy".
Historia zakładów mięsnych w Bydgoszczy to skomplikowane zależności finansowe pomiędzy trzema spółkami - "Byd-Meat", "Meat-Investor" i "Kujawy". fot. sxc
Bydgoskie zakłady mięsne "Byd-Meat" i "Kujawy" są o krok od upadłości. Ich pracownicy są zdruzgotani.

W piątek związkowcy i hodowcy zwierząt będą negocjowali z prezesem spółek odzyskanie zaległych wypłat. Ostatnią i podobno realną szansą dla nich jest przejęcie rzeźni przez innego producenta wędlin.

Zakłady mięsne w Bydgoszczy już od dawna były w kiepskiej kondycji finansowej. To dziwi nie tylko pracowników rzeźni, ale także postronnych obserwatorów rynku gospodarczego regionu.

Spółki mięsne sprzedały bowiem w ostatnich latach nieruchomości i teren pod dwa wielkie centra handlowe - "Auchan" "Focus Park". Mimo to od roku nieregularnie wypłacają pensje swoim pracownikom i zwlekają z oddaniem pieniędzy kontrahentom - rolnikom i firmom transportowym.

Ozorki, czyli zarząd wie, ale nie powie
"Pomorska" jako pierwsza gazeta w kraju poinformowała o kłopotach popularnych i słynących z świetnej jakości wyrobów zakładów mięsnych. Jak się okazuje, w momencie, kiedy pracownicy nie mieli jeszcze pojęcia, jaki będzie ich los, zarząd spółki przygotowywał wniosek o upadłość do sądu.

- Dokumenty otrzymaliśmy w ubiegłym tygodniu. Później były jeszcze poprawiane, bo miały błędy - mówi sędzia Mirela Tocha-Plata, wiceprezes Sądu Rejonowego w Bydgoszczy.

Pracownicy "Kujaw" i "Byd-Meatu" są zdruzgotani.

Kaszanka, czyli jak przeżyć z jednej pensji
- Pracuję od roku w rzeźni i od roku otrzymuję pensję nieregularnie. A ostatnio wcale. Gdyby nie wypłata męża, wyrzuciliby nas z mieszkania na bruk - mówi Anna, jedna z pracownic zakładu. Kiedy usłyszała, że szanse na pracę i odzyskanie pensji są marne, załamała się. Lekarz zdiagnozował depresję i wypisał zwolnienie - na półtora miesiąca.

Znacznie więcej do odzyskania mają gospodarze, którzy oddawali do rzeźni mięso. Tak jak pan Jan Łobocki, rolnik z Gościeradza, któremu "Kujawy" są winne około 7 tysięcy złotych.

Świnia, czyli pusto w baku
- Chcę tylko odzyskać, i to jak najszybciej, swoje pieniądze. Nie mam litra paliwa do kombajnu, a on na godzinę spala pięćdziesiąt złotych - tłumaczy Jan Łobocki. - A tak nas zwodził pan prezes, kusił wyższą ceną. Kiedy w innych zakładach mięsnych dawali cztery złote za kilogram mięsa, to on proponował cztery pięćdziesiąt. Iłem się w to wrobić, bo za tydzień okazało się, że pieniędzy nie ma. Jeździłem z innymi rolnikami pod zakłady, ale nie było z kim rozmawiać. To świństwo, nie obrażając świni - opowiada rolnik.

Samochód Marka Sadkowskiego, prezesa zakładów, blokowano przed wejściem. Tłumaczył rolnikom, że pieniądze się znajdą, zbierał nawet numery telefonów.
Nie oddzwonił.

Szalone krowy, czyli jak się pozbyć wierzycieli
Historia zakładów mięsnych w Bydgoszczy to skomplikowane zależności finansowe pomiędzy trzema spółkami - "Byd-Meat", "Meat-Investor" i "Kujawy", przerzucającymi między sobą majątek - budynki, grunt i pieniądze, których w trakcie tych operacji ubywało coraz więcej.

Wszystkim dowodził Marek Sadkowski, biznesmen źle wspominany w Ełku i Szczecinie - w tamtejszych zakładach też nie wsławił się dobrym zarządzaniem.

Dość powiedzieć, że w 2003 roku zakłady mięsne "Byd-Meat", firma która wcześniej była potentatem na krajowym rynku mięsnym, miała 605 wierzycieli, a prokuratura oskarżyła prezesów "Byd-Meatu" i "Kujaw" o działanie na szkodę spółek - chodziło o przekazanie "Kujawom" przez "Byd-Meat" gruntów pod budowę hipermarketu "Auchan" w Fordonie.

Prowadzono także inne dochodzenie, w sprawie wyłudzenia pieniędzy od rolników i innych wierzycieli.

Prokuratura jednak odmówiła prowadzenia śledztwa, tłumacząc, że sytuacja ekonomiczna "Byt-Meatu" pogorszyła się drastycznie przez BSE i pryszczycę.

Móżdżek, czyli światełko w tunelu
Ludzie z "Byd-Meatu" i "Kujaw", przerabiających mięso dla tej pierwszej spółki, wiedzą, że jest jeszcze szansa dla zakładów.

- Przyjeżdżali tu inwestorzy, między innymi z zakładów "Gzella". Podobno chcieli wykupić naszą firmę, ale pan prezes się nie zgodził, bo warunkiem było odsunięcie go od zarządzania firmą - twierdzą pracownicy.

Czy teraz zarząd będzie chciał z takiego wyjścia skorzystać? Może przecież wycofać wniosek o upadłość (tak robił m.in. "Elektrim"). A może będzie to możliwe dopiero po ustanowieniu syndyka masy upadłościowej?

O tym prezes Sadkowski milczy - nie chce rozmawiać z mediami, a wczoraj poprosił o przesunięcie zaplanowanego na dziś posiedzenia Wojewódzkiej Komisji Dialogu Społecznego. Prawdopodobnie odbędzie się ono w piątek. W prezydium WKDS zasiadają oprócz wojewody także przedstawiciele sejmiku, organizacji zrzeszających pracodawców. Gośćmi mają być m.in. naczelnik wydziału funduszy i spółek w Ministerstwie Skarbu Państwa, przedstawiciele inspekcji pracy, zarząd "Byd-Meatu" i "Kujaw" oraz związkowcy zakładów i ekspert zarządu regionu "Solidarności".

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska