Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

A kurtynę pożyczyli z... Teatru Wielkiego

dariusz knapik
Na widok takich dziewcząt aż się chce przyjeżdżać do Ciechocinka. Rocznie miasto odwiedza 350 tysięcy turystów, organizuje się dla nich 85 imprez i festiwali.
Na widok takich dziewcząt aż się chce przyjeżdżać do Ciechocinka. Rocznie miasto odwiedza 350 tysięcy turystów, organizuje się dla nich 85 imprez i festiwali. Fot. Mariusz strzelecki
Światowej sławy tenor wpadł do Polski, by kupić sobie ogiera. Nie wiadomo, jakim cudem, zamiast na aukcji, wylądował na scenie w Ciechocinku.

Jesienią 1997 roku do burmistrza Ciechocinka Leszka Dzierżewicza zawitał słynny polski bas Kazimierz Kowalski. Wymyślił sobie bowiem, że Ciechocinek nie gorzej od Krynicy nadaje się na stolicę operowych festiwali. Po kwadransie byli już pod muszlą koncertową w Parku Zdrojowym. Kowalski wszedł na scenę, zaśpiewał i orzekł: - To jest to!

Ale gdy pojechali do Teatru Letniego, przeżył zimny prysznic. Zabytek stanowił jeden wielki plac budowy. Po scenie zostały tylko zgliszcza, a z 300 foteli ostał się tylko jeden, na wzór. Remont, zaczęty jeszcze w czasach głębokiego PRL, ciągnął się już prawie ćwierć wieku. - Wie pan, wrócę tu chyba za jakieś 2-3 lata - westchnął Kowalski.

- I wtedy chyba jakiś diabeł we mnie wstąpił. Mówię do niego: Może pan zaczynać w przyszłym roku, teatr będzie gotowy - wspomina burmistrz. To był pierwszy rok jego urzędowania. Zaczął go od edukacji, jak na gwałt zdobyć duże pieniądze.

Jak burmistrz został korespondentem gazety
Pierwszy i to solidny zastrzyk wpłynął od Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej. Jej działaczy przekonał argument, że projektantem teatru był niemiecki architekt. Potem Dzierżewicz pojechał do zastępcy Generalnego Konserwatora Zabytków. - Ciechocinek? Pamiętam ten teatr, jeszcze jako chłopiec jeździłem tam z rodzicami - powiedział konserwator. Podniósł słuchawkę i kazał zabezpieczyć środki.
Dzierżewicz napisał nawet do prezesa Kongresu Polonii Amerykańskiej Edwarda Moskala. Któregoś dnia na biurku burmistrza zadzwonił telefon. Głos z obcym akcentem przedstawił się jako redaktor dużego polonijnego dziennika z Chicago. Na prośbę prezesa Moskala chce przygotować materiał o zabytkowym teatrze i zamieścić apel o fundusze na remont. Potem w Chicago zaczęły się ukazywać teksty z takim nadytułem: "Nasz korespondent Leszek Dzierżewicz informuje".
Apel znalazł entuzjastów wśród działającego tam Związku Ziemi Bydgoskiej i Kujaw. Z ich funduszy zakupiono m.in. fotele. A pani, która pilotowała tę akcję, tak się zakochała w kurorcie, że po przejściu na emeryturę spakowała walizki i przeprowadziła się z mężem z Chicago do Ciechocinka.

W sierpniu 1998 roku teatr był już gotowy. Choć tuż przed premierą montowano jeszcze ostatnie fotele, a kurtynę trzeba było pożyczać aż z Teatru Wielkiego w Warszawie, ale Festiwal Operowo-Operetkowy zrobił furorę. Odtąd co roku, przez osiem dni sierpnia, w kurorcie goszczą sławy polskiej opery.

Mistrz śpiewa w parku
O muzykoterapii zaczęto mówić w uzdrowisku już w latach siedemdziesiątych. Kurort stał się organizatorem Festiwali Folkloru Kujaw oraz Orkiestr Symfonicznych. Co niedzielę w parkowej muszli koncertowała znakomita Orkiestra Zdrojowa. Nastały jednak kryzysowe lata osiemdziesiąte, potem transformacja ustrojowa po 1989 roku. Dyrektorzy uzdrowiska walczyli głównie o to, by utrzymać się na powierzchni.
Ale muzyka znów wróciła do kurortu. Jej emisariuszem stały się Ogólnopolskie Festiwale Piosenki Strażackiej i Orkiestr OSP. Dziś są to ogromne imprezy z udziałem ponad 20 zespołów z całego kraju, pokazami musztry paradnej, w których uczestniczy nawet do 1200 osób.

Potem pojawiła się znana piosenkarka Grażyna Świtała. Za jej sprawą w kurorcie zaczęto organizować, transmitowane przez telewizję, Festiwale Piosenki Dzieci i Młodzieży Specjalnej Troski. Narodziły się Festiwale Kultury Romów, Międzynarodowe Festiwale Hejnalistów Myśliwskich, Festiwale Bluesa itd.
Od czterech lat w uzdrowisku organizowane są też koncerty najsłynniejszych tenorów. Zapoczątkował je Bogusław Morka i zaproszeni przez niego przyjaciele. A dwa lata temu istnym cudem udało się ściągnąć do Ciechocinka samego Kałudiego Kałudowa, profesora Akademii Muzycznej w Sofii, gdzie kształci m.in. włoskich tenorów, człowieka który występuje dziś na najsłynniejszych scenach całego świata.

Holender padł na kolana
Kałudow przyjechał do Polski dosłownie na trzy dni, między tournée w Hiszpanii i Argentynie. Chciał tylko wpaść na aukcję do Janowa Podlaskiego i kupić tam ogiera, na prezent dla córki. Ale odebrał telefon od Dariusza Stachury, słynnego tenora Teatru Wielkiego w Łodzi, który był jednym z jego uczniów. Jak udało mu się przekonać Mistrza, by razem z nim wystąpił na ciechocińskiej scenie, to już jego słodka tajemnica.

Faktem jest, że Kałudow po opuszczeniu lotniska wsiadł do auta i pojechał do kurortu. Trwała właśnie próba, gdy do sceny podszedł niepozorny człowiek z walizką. Raptem zapadła cisza, a potem Stachura zawołał: - Mistrzu! Gorąco witamy pana w Ciechocinku!

Nic dziwnego, że tej klasy artyści ściągają tysiące turystów, nie tylko z całej Polski. Powstały kluby fanów z Izraela, Niemiec, Francji czy Skandynawii, którzy specjalnie przyjeżdżają tu rok w rok. Dla swych idoli są gotowi dosłownie na wszystko.
Po jednym z występów Festiwalu Operowo-Operetkowego nagle na scenę wszedł nikomu nieznany człowiek. Na oczach tysięcy ludzi podszedł do Agnieszki Makówki (pierwszy mezosopran Teatru Wielkiego w Łodzi), uklęknął i wyjął z etui złoty łańcuszek. Potem pocałował diwę w rękę i bez dalszych ceregieli... założył go na jej zgrabną nóżkę. Jak się później okazało, był to pewien Holender, którego tak bardzo zafasynował jej śpiew.

Carmen z bosą nogą
Z festiwalowych anegdot do najgłośniejszych należy historia, która przydarzyła się jednemu z pierwszych polskich sopranów Grażynie Brodzińskiej. Występując podczas koncertu pn. "Najsłynniejsze duety świata" zaśpiewała arię z opery "Carmen". Podczas brawurowego tańca raptem obcas jej pantofelka ugrzązł w szparze między deskami sceny. Brodzińska wybrnęła z tego z klasą: po prostu uwolniła nogę i kontynuowała taniec boso.

Burmistrz Dzierżewicz, który widział to na własne oczy, nie kryje, że w tym momencie podjął decyzję, że po stu latach czas już na gruntowny remont muszli koncertowej. Trwał niecały rok, m.in. zwiększono do 2 tysięcy liczbę miejsc siedzących. Niestety, widzowie ciągną tak tłumnie, że często większość musi stać.

- Nie mamy morza, jezior czy gór, musimy więc inaczej przyciągać ludzi, chociażby profesjonalną ofertą kulturalną - twierdzi burmistrz. Efekty są imponujące. Rocznie przyjeżdża do Ciechocinka 60 tysięcy kuracjuszy i 350 tysięcy turystów. W tym czasie miasto organizuje dla nich 85 imprez, m.in. 10 festiwali.

Oprócz muzyki miasto kusi m.in. integracyjnymi imprezami dla niepełnosprawnych, spotkaniami w prezydenckim pałacyku Mościckiego, na które przyjmują zaproszenia politycy z pierwszych stron gazet. Są słynne już Ciechocińskie Spotkania Teatralne, podczas których występują znane, warszawskie zespoły i aktorzy. Kalendarz imprez bywa tak wypełniony, że burmistrz musiał już odrzucać kolejne festiwalowe oferty złożone przez samego Bugusława Kaczyńskiego czy dyrektora Teatru Wielkiego w Poznaniu Sławomira Pietrasa. Nie kryje, że z bólem serca, ale nie ma już miejsca i czasu.

Kochają i... płacą
Trudno uwierzyć, że miasto wydaje rocznie na imprezy kulturalne zaledwie ćwierć miliona. Bo na więcej go nie stać! Na szczęście w Polsce nie brak ludzi, którzy kochają Ciechocinek miłością gorącą i odwzajemnioną. Na długiej liście ludzi, którzy hojnie go sponsorują, są prezesi Spółdzielczej Grupy Bankowej i Gospodarczego Banku Wielkopolski, Związku Spółdzielczych Banków Polskich, "Lotosu", "Polbruku", "Marbudu" i wielu, wielu innych.

A w Ciechocinku wciąż rodzą się nowe pomysły. Tej zimy w Teatrze Letnim zapoczątkowano tradycję koncertów noworocznych. Wystąpiła orkiestra im. Johana Straussa pod batutą Marka Czekały z Filharmonii Pomorskiej. Spore nadzieje wiąże się z Festiwalem Bluesa, który od trzech lat jest imprezą towarzyszącą maratońskim "Biegom Solnym". Są szanse, że w przyszłym roku na uzdrowiskowej scenie wystapi sam Michał Urbaniak. Artysta jest zakochany w kurorcie i spędza tu każdą wolną chwilę.

A w rezerwie jest zawsze dancing w "Zdrojowej", jednym z nielicznych już w Polsce lokali, gdzie, jak za dawnych lat, można jeszcze potańczyć w rytm tradycyjnej muzyki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska