Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Obwodnica to piekło

Tomasz Froehlke
Siergiej Bubka nie widzi bydgoskich mistrzostw w czarnych barwach, ale nie ukrywa, że obawia się o transport.
Siergiej Bubka nie widzi bydgoskich mistrzostw w czarnych barwach, ale nie ukrywa, że obawia się o transport. Fot. tomek czachorowski
Bardzo ważna trasa z Warszawy do Bydgoszczy to obecnie droga przez mękę. Jeśli będziemy autokarami wozić naszych gości,to się skompromitujemy.

Transport i logistyka. Logistyka i transport. Te słowa przewijają się coraz częściej i są coraz mocniej akcentowane w perspektywie 12. Mistrzostw Świata Juniorów. Mówili o tym również zgodnym chórem członkowie delegacji międzynarodowej federacji lekkoatletycznej, która przebywała w minionym tygodniu w Bydgoszczy: ukraiński car tyczki Siergiej Bubka, Kanadyjczyk Paul Hardy czy Hiszpan Luisem Saladie.
To w tej chwili najważniejszy problem Bydgoszczy, przygotowującej się do tak wielkiej imprezy.

Prezydencie walcz!
Trzeba mocno zaciskać kciuki za prezydenta Konstantego Dombrowicza, żeby w poniedziałek w Warszawie wywalczył w PLL LOT dodatkowe loty do Bydgoszczy (brakuje około czterech samolotów). I żeby raz na zawsze upadł pomysł wożenia naszych gości prawie 300 km autokarami.
Nawet nie dlatego, że to drogi kawał. Ale dlatego, że to obecnie kawał drogi piekielnej.

Początek koszmaru
W miniony wtorek urządziłem sobie przejażdżkę na trasie Bydgoszcz-Lipno (trochę ponad 100 km w kierunku na Warszawę). Start dokładnie tam, gdzie zaczyna się "dziesiątka“, czyli w Pawłówku tuż za bydgoską Osową Górą. Godzina 17.30.
Wiem, że na wysokości Solca Kujawskiego zaczyna się ruch wahadłowy. Skręcam więc na Makowiska, przejeżdżam przez centrum Solca, by wrócić na "dziesiątkę“ w Przyłubiu. Tam staje się dokładnie w środku kolejnej "wahadłówki“, ale za to za mną kilka wcześniejszych.

Potem już piękna obwodnica Torunia, która mija bardzo szybko. Za szybko. Zjazd z powrotem na "dziesiątkę“ już prosto w kierunku na Warszawę i ponownie zaczyna się koszmar. Nie dość, że ruch duży, to jeszcze na 50-kilometrowym odcinku do Lipna cztery wahadłówki. Godzina wjazdu do Lipna: 20.00. Czyli 100 km w dwie i pół godziny. A tu jeszcze powrót za pasem.

Kierowca bez wyboru
Po krótkim odpoczynku czas na decyzję: z powrotem tą samą trasą, a może nadrabiając kilkadziesiąt kilometrów przez Włocławek (wszak z Warszawy można jechać trasą Płock-Włocławek) czy mniejszymi drogami starać się jakoś ominąć fatalną trasę Lipno-Toruń?

Jadąc autem osobowym mogę tak kombinować, ale kierowca dużego autokaru już nie. Jadę więc, tak jakbym wiózł naszych VIP-ów z Warszawy. Wieczór nadszedł, może się rozluźni - myślę naiwnie.

Mam szczęście: z czterech wahadłówek do Torunia na dwóch trafiam od razu na zielone światło i stosunkowo szybko wjeżdżam z powrotem na obwodnicę.
Kto miał zielone?
W Przyłubiu jestem już około 21.45. Nie skręcam tym razem do centrum Solca, lecz decyduję się na jazdę dalej obwodnicą.
Żałuję tego już po kilku minutach. W połowie bardzo długiej wahadłówki cztery jadące przede mnę ciężarówki nagle stają. Po kilku minutach oczekiwania wychodzę na rozeznanie. A tam w oddali... sznur samochodów z przeciwnej strony na tym samym pasie! My mieliśmy zielone światło. Tamci twierdzą, że oni również...
Po prawie godzinie rozmów i cofania kilkunastu aut udaje się kilku z nich wrócić do odcinka, na którym mogą zjechać na drugi, zamknięty pas. Ruszamy z nadziejami do przodu, po cichu ciągle marząc o spokojnej trasie przez Solec Kujawski.

Niespodzianka na koniec
Największa niespodzianka czeka jednak kilka kilometrów dalej, gdy niemal dojeżdżam do skrętu na Makowiska. Przed nim oczywiście kolejna wahadłówka, ale miga tylko ostrzegawcze żółte światło. Pewnie krótka - myślę - bo można spokojnie wjeżdżać nie widząc nikogo naprzeciw. Jadę może nawet kilometr, nie widzę, czy ktoś nadjeżdża z drugiej strony, bo trasa za długa. A jest duże prawdopodobieństwo, że tak się zdarzy, bo z drugiej strony pewnie również żółte światło. Tym razem mam szczęście. Nikt nie nadjechał, ale co by było, gdybym znów z kimś spotkał się na środku?

Do spokoju jednak daleko, bowiem czas powrotu do Bydgoszczy, to 23.30. Czyli 200 km w sześć godzin!

Wszystko, byle nie autokar
Nie mam nic przeciw budowie nowych dróg i wiem, że trzeba wykazać wiele cierpliwości, żeby potem czerpać korzyści. Na świetny pomysł wpadły władze rozkopanego Sopotu, które w wielu miejscach ustawiły tablice: "Przepraszamy za utrudnienia, ale robimy to dla Was“. Choć często stoję tam nerwowy w korkach, uśmiecham się, jak to czytam.

Problem w tym, że to nie Sopot organizuje mistrzostwa, a nawet gdyby, to ma tuż obok siebie - w Gdańsku - prężne lotnisko.
Bydgoszcz jest traktowana przez stolicę po macoszemu. Tak strategiczna inwestycja, jak stadion Zawiszy, nie jest dofinansowana przez budżet państwa nawet w połowie (ledwie nieco ponad 26 mln z 80 mln zł całkowitego budżetu). Jest również problem z połączeniami lotniczymi z Warszawą.

Jeśli w poniedziałek rozmowy prezydenta Dombrowicza z PLL LOT nie przyniosą efektu, trzeba będzie za własne pieniądze wyczarterować cztery samoloty (koszt to prawie 100 tys. zł).

Warto jednak zrobić wszystko, byle jak najszybciej zapomnieć o autokarach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska