Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ogródek profesora

dariusz knapik [email protected]
Jacht "Orion” został skasowany. Ale jak widać gołym okiem tylko na papierze. Na szczęście pracownikom katedry udało się go wytropić i odzyskać.
Jacht "Orion” został skasowany. Ale jak widać gołym okiem tylko na papierze. Na szczęście pracownikom katedry udało się go wytropić i odzyskać. Fot. tytus żmijewski
Jeden z asystentów strzygł profesorowi włosy. Inni kupowali mu dresy, leki, kąpielówki.

Odstawiali szefowi auto na przegląd, przewozili meble, reperowali wędki. I nosili jego teczkę.

Wieść niesie, że pierwszy zbuntował się dr Krzysztof Napieraj. Było tajemnicą poliszynela, że od lat prowadzi zajęcia za prof. Stanisława Borsuka, kierownika Katedry Kształtowania i Ochrony Środowiska. Szef własnoręcznym podpisem potwierdzał, że zrobił swoje i kasował pieniądze, ale jakoś się nie palił, by podzielić się nimi z podwładnym. Kończyło się tylko na obiecankach. W końcu Napieraj powiedział: dość!

W tym roku akademickim doktor kazał przepisać na siebie jeden z przedmiotów, które rzekomo wykładał prof. Borsuk. Podziałało to zaraźliwie na innych jego kolegów, którzy postanowili, że nie będą już dłużej milczeć. Wkrótce wieści o tym, co się wyprawia w katedrze, dotarły do prof. Zbigniewa Skindera, rektora Uniwersytetu Technologiczno-Przyrodniczego w Bydgoszczy.

Na jego polecenie dziekan Wydziału Budownictwa i Inżynierii Środowiska prof. Tomasz Szczuraszek spotkał się z pracownikami katedry. Pierwszy wszedł na salę prof. Borsuk. - Ja pana nie prosiłem - oświadczył dziekan. Profesor nie chciał jednak wyjść, nie pomogło nawet polecenie służbowe wydane przez Szczuraszka. Rad nie rad dziekan urządził więc pokój zwierzeń w swoim gabinecie. Trójkami przewinęli się przez niego pracownicy katedry, rozmowy zostały nagrane.
Finał był taki, że 15 października ubiegłego roku rektor zawiesił Stanisława Borsuka jako szefa katedry. Powołał też specjalną komisję do wyjaśnienia stawianych mu zarzutów. Jej raport otoczony jest na razie ścisłą tajemnicą, ale my przeprowadziliśmy własne śledztwo.

Pora na doktora
W 1976 roku Stanisław Borsuk został doktorem ekonomii. Od tego czasu związał się z bydgoską ATR, dziś - UTP. W 1990 roku habilitował się z geografii na Uniwersytecie im. Łomonosowa w Moskwie. Rektor Zbigniew Skinder i prorektor Tomasz Topoliński podkreślają jego duże zasługi wniesione w tworzenie i rozwój katedry, pozyskanie sporych funduszy na wyposażenie czy badania.

Do dziś nie powstała jednak pod jego kierunkiem żadna praca doktorska. W 2006 roku miał być współpromotorem, ale rada Wydziału Rolniczego UTP nie wyraziła na to zgody. W swym dorobku Stanisław Borsuk wymienia jednak aż 5 doktorantów. Jak wyjaśnił mi osobiście, nigdy bowiem nie zdobyliby tych tytułów, gdyby nie pozyskane przez niego granty, które im przydzielał.

Na razie Borsuk dorobił się stanowiska profesora nadzwyczajnego UTP. Ale jest publiczną tajemnicą, że przechowuje w szufladzie pieczątkę profesora belwederskiego. Nieraz przybijał ją na wykonywanych na zlecenie opracowaniach czy ekspertyzach. Ma też pokaźną kolekcję pieczątek biegłego różnych specjalności. Wszystkie opatrzone są bezprawnie tytułem: prof. dr hab.

Magazyn u sołtysa
Od minionej jesieni katedra bezskutecznie usiłuje odzyskać sprzęt, który wypożyczył sobie profesor. Wysyłanych na jego adres domowy pism nikt nie odbierał. Wreszcie w minionym miesiącu osobiście wręczył mu je dziekan. Chodzi m.in. o zwrot silnika spalinowego oraz elektrycznego do łodzi, telewizora, łódzi pontonowej.
Prof. Borsuk przyznaje się jedynie do prywatnego użytkowania uczelnianej przyczepy campingowej. Jak twierdzi, reszta wyliczonego sprzętu stanowi wyposażenie należącej do katedry stacji terenowej w Tleniu. Ponieważ były włamania, oddał to na przechowanie miejscowemu sołtysowi. Profesor ma w Tleniu dom po rodzicach. Jego podwładni nie kryją, że wiele razy widzieli ten sprzęt na daczy u szefa. Nieoficjalnie wiemy, że potwierdził to także uczelniany audytor.

Na szczęście w katedrze zachowały się podpisane przez Borsuka rewersy na wszystkie wypożyczone rzeczy. Ale co ma robić kwestura, gdy z majątku uczelni wyparuje gdzieś tajemniczo kuter motorowy?

Okręt flagowy
W 1994 roku katedra prowadziła studia podyplomowe dla oficerów z całego Pomorskiego Okręgu Wojskowego. Armia postanowiła się zrewanżować. Decyzją szefa sztabu POW ofiarowano katedrze kuter rozpoznawczy, który miał jej służyć podczas badań. Według dokumentów jego wartość, wraz z przyczepą do przewozu, wynosiła 230 tys. zł.

Na polecenie Borsuka jednostki nie wpisano do księgi inwentarzowej. Po dwóch miesiącach przyjechał ciągnik, kierowca oświadczył, że profesor kazał mu zabrać kuter do Stopki, gdzie zostanie wyremontowany. Podwładni nie kryli zdumienia, jednostka była bowiem w idealnym stanie. Od tego czasu po kutrze zaginął wszelki ślad.

Profesor tłumaczy, że jednostka została przez niego przekazana burmistrzowi Koronowa. Wymarzył on sobie, że zrobi z niej okręt flagowy i będzie na niej woził VIP-ów. Obiecał łożyć z kasy miasta na jej utrzymanie, a w razie potrzeby miała być do dyspozycji katedry. Pytam o remont. Prof. Borsuk twierdzi, że chodziło o zainstalowanie lodówki, miejsc do spania. Pracownicy katedry nie kryją zdumienia. To było technicznie niemożliwe, po prostu brakowało na to miejsca.
Jak twierdzi profesor, burmistrz planował wielką uroczystość wodowania okrętu flagowego, wtedy miał podpisać wszystkie dokumenty. Kuter stał podobno kilka lat w Stopce, co się z nim stało, tego Borsuk nie wie. Burmistrza nie można już zapytać, bo zmarł ładnych kilka lat temu.

Flota odpłynęła
Katedra posiadała też 6-osobową, luksusową łódź motorową "Dorota". Minionej wiosny wśród pracowników rozeszły się pogłoski, że szef zamierza ją przekazać w nieodpłatne użytkowanie Bydgoskiemu Klubowi Żeglarskiemu. Plany te wywołały wzburzenie i protesty, motorówkę wywieziono więc z hangaru późnym popołudniem, gdy wszyscy rozeszli się już do domów.

Jacht "Orion" początkowo użytkował Akademicki Klub "Arius", potem na polecenie Borsuka przez wiele lat stacjonował w Srebrnicy nad Zalewem Koronowskim, gdzie profesor ma drugą daczę. Jego podwładni nie kryją, że prywatnie użytkował go sam szef. Jakieś trzy lata temu na jego polecenie przewieziono jacht na plac magazynowy przed katedrą i przeznaczono do kasacji. Uczelniana komisja podpisała odpowiednie papiery i nakazała złomowanie jednostki. A kilka miesięcy później przyjechał syn profesora z kolegami i wywiózł gdzieś "Oriona" w siną dal.
Jesienią tego roku któryś z podwładnych profesora wykrył, że jacht stoi sobie w zakładzie szkutniczym pod Bydgoszczą i czeka na remont. Zawiadomiono audytora UTP, który kazał przewieźć go do katedry i ponownie wpisać do ksiąg inwentarzowych. Przy okazji w warsztacie odnalazła się też należąca do UTP, 2-osiowa przyczepa do przewozu jachtu, warta ok. 3 tys. zł.

Wersja profesora jest całkiem inna. Wrócił do pracy po długiej chorobie i zarządził przegląd wysłużonego sprzętu. Bije się w pierś, za bardzo wierzył ludziom, a po operacjach nie miał jeszcze sił, by sam wszystkiego dopilnować. Któregoś dnia wypatrzył "Oriona" i uznał, że można go jeszcze wyremontować. Zaczął szukać sponsorów. Ponieważ trafił do sanatorium, polecił więc synowi, by przewiózł jacht do warsztatu. I gdy tak czekał sobie na remont, przyjechał audytor.

Faktura od szwagra
- Momentami traktował tę katedrę jak swój folwark - mówi jeden z pracowników. - Od lat przekraczaliśmy telefoniczne limity, bo pan profesor wciąż dzwonił w prywatnych sprawach. Latem zawsze zarządzał katedrą ze swojej daczy w Tleniu. Kazał wtedy sekretarce dzwonić na prywatny numer lub komórkę.
Borsuk podkreśla z oburzeniem, że zawsze płacił za te rozmowy z prywatnej kieszeni. Ale jest też faktem, że od jesieni, gdy rzadko pojawia się w katedrze, raptem skończyło się przekraczanie limitów.

Powołana przez rektora komisja wzięła też pod lupę niektóre dostarczane przez profesora delegacje i faktury. Według jednej z nich Borsuk kupił cztery wkłady do drukarek komputerowych, które jak oświadczyli odpowiedzialni za sprzęt pracownicy, nigdy nie trafiły do katedry. Tylko czemu profesor kupował je aż w Koszalinie i akurat w firmie swojego szwagra? On sam temu nie zaprzecza - po prostu były tanie.

Kontrowersje budzą też dwa rachunki za modernizację sprzętu informatycznego. Profesor przyniósł je i kazał rozliczyć. W pierwszym przypadku po cichu zbojkotowano polecenie, w drugim faktura kilka razy wracała z kwestury, ale w końcu wypłacono Borsukowi pieniądze. Według pracowników żaden z kilkunastu znajdujących się na stanie katedry komputerów nie był w tym czasie naprawiany. Na fakturze nie ma zaś numeru inwentarzowego sprzętu ani listy wymienionych części.

Profesor twierdzi, że chodziło o komputer w jego gabinecie. A że czegoś nie wpisano, to przecież nie jego wina.

Naukowa biesiada
Ostatnio katedra przędła coraz bardziej cienko. Po bardzo chudym roku 2005 w kolejnych latach kompletnie wysechł strumień pieniędzy płynących na badania czy zlecenia. Brakowało dosłownie na wszystko, nawet na delegacje. Mimo to, w lipcu minionego roku, z wielką pompą zorganizowano w Tleniu uroczystości 25-lecia katedry.

Ponieważ kasa świeciła pustkami, profesor wyciągnął rękę do sponsorów. Do różnych firm i instytucji rozesłano prośbę o dofinansowanie konferencji naukowej pn. "Kompleksowe badania i ochrona środowiska naturalnego". W sumie zebrano ok. 7 tysięcy złotych. Jesienią katedra jeszcze raz poprosiła sponsorów o wsparcie konferencji. Wlelu z nich nie bardzo się do tego jednak paliło, mówiąc, że przecież już raz dali.

Sęk w tym, że z pieniędzy na konferencję opłacono jubileuszową fetę. Kosztowała blisko 4 tysiące złotych. Był bankiet z alkoholem, grill, przemówienia. Goście dopisali jednak średnio. Dwóch prorektorów UTP wpadło na kilka godzin i po południu opuściło imprezę. Jedynym gwoździem programu był stary znajomy Borsuka, wiceminister środowiska Krzysztof Zaręba. Tylko nieliczni pracownicy katedry zasiedli za stołami. Większość podawała gościom dania z grilla, woziła VIP-ów motorówkami. Nie boczyli się, bo przyzwyczaili się już do bardziej szokujących rzeczy.

Lista zleceń
Usankcjonowanym od lat zwyczajem podwładni profesora służyli szefowi w różne sposoby. Mało kto boczył się na prośby o kupno papierosów, bułek, kiełbasy. Ale bywały bardziej niecodzienne zlecenia.
- Któregoś dnia wezwał mnie. Masz tu 200 złotych i kup dresy, kompielówki i jakieś sandały. I właśnie z nimi miałem największy cyrk, żadna para mu się nie podobała, musiałem kilka razy jeździć i wymieniać - wspomina jeden z asystentów.
Gdy przychodziło odstawić auto szefa do przeglądu, zbierano dwuosobową ekipę. Jeden podwładny jechał jego wozem, drugi własnym, bo z powrotem trzeba było zabrać kolegę. Później obaj wracali odebrać auto z serwisu. Szef prosił też o wymianę opon, wykupienie lekarstw na recepty, przewóz mebli czy rowerów na jego działkę do Tlenia. Kiedy indziej przynosił do naprawy nożyce do żywopłotu, szuszarkę, wędki, narty itd.

Od lat jeden z pracowników regularnie strzygł profesora. Zawsze szli do laboratorium, bo tam łatwiej sprzątnąć włosy z płytek.

Sami chcieli
Jak twierdzi profesor, jego fryzjer sam przychodził do niego i przypominał, że już pora na strzyżenie. Ale strzygł też innych kolegów, także na obozach dla płetwonurków.

Nie zaprzecza, że wysyłał podwładnych po sprawunki typu papierosy, herbata, bułki. Ale nigdy alkohol, bo wydał surowy zakaz picia na terenie katedry. Auto do przeglądu? Raz. Opony? Możliwe, nie pamięta. To nie było "na rozkaz", a on jest schorowanym człowiekiem i ma trudności z poruszaniem.
A przecież załatwia tu setki spraw, dwoi się i troi. Jak to się ma do milionów, które włożył w tę katedrę? Zdaniem profesora jego podwładni często poczytywali sobie za zaszczyt, że mogli mu pomóc. Bo żywił ich, oczywiście nie z uczelnianych pensji, ale grantów i zleceń, które pozyskiwał dla katedry.

Wielu podwładnych ma jednak na ten temat inne zdanie. To nie były prośby, ale "propozycje nie do odrzucenia". Kto się boczył, wykręcał, musiał się liczyć z reprymendą, a nawet groźbami. Pracownicy złożyli już w tej sprawie pisemne oświadczenia.

Gdy dzwoni minister
Na liście zleceń było również prowadzenie zajęć za szefa. Z zasady nieodpłatnie. Profesor miał swoisty stosunek do wykładów i ćwiczeń. Już wcześniej do prodziekan Marzenny Wiśniewskiej wpływały skargi studentów, że prof. Borsuk nie w pełni wywiązuje się ze swych obowiązków dydaktycznych. Pani prodziekan była w niezręcznej sytuacji, jest bowiem pracownicą katedry i podwładną Borsuka.
Zarzuty potwierdzają pracownicy. Profesor nieraz odwoływał zajęcia, często je skracał. Non stop podobno dzwonili do niego ministrowie, wojewodowie i inne VIP-y. Cóż więc miał robić, szedł do gabinetu odebrać telefon i już nie wracał.
Profesor nie zaprzecza. Jak stwierdza, kiedyś tworzył bydgoską ATR i dziś jest "osobą rozrywaną". Kiedy po długiej chorobie wrócił do pracy, wydzwaniają do niego różne ważne osobistości. Ministrowie też, bo on kiedyś z wieloma ludźmi współpracował. Ma także swoje zasady dotyczące wykładów. Po prostu mówi tak długo, aż wyczerpie temat i wtedy kończy zajęcia.

Kto nie lubi profesora
Co sprawiło, że większość ludzi, którzy kiedyś byli najbliższymi współpracownikami profesora, obróciło się dziś przeciw niemu? Stanisław Borsuk podkreśla, że od podstaw stworzył katedrę, która jeszcze niedawno była największą na ATR, przodowała też w liczbie pozyskiwanych grantów, zleceń i badań, ale w 2000 roku uległ ciężkiemu wypadkowi, przeszedł wiele operacji i na długo zerwał kontakt z katedrą. Gdy wrócił, zastał tu kompletne rozprzężenie. Zaczął więc dyscyplinować ludzi, wydawał wiele zarządzeń. Przestali więc go lubić.

- Nie wiem, ile jest osób, którym ta uczelnia zawdzięcza tyle co mi. Polskie piekło sprawiło, że zniszczono mnie i zrobili to ludzie, którzy wszystko mi zawdzięcają.
W miniony poniedziałek komisja, badająca postawione Stanisławowi Borsukowi zarzuty, przedstawiła swoją opinię rektorowi UTP prof. Zbigniewowi Skinderowi. Podjął on decyzję o skierowaniu sprawy do komisji dyscyplinarnej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska