MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Co się dzieje w Szpitalu Miejskim w Bydgoszczy?

Maja Erdmann maja [email protected]
fot. arch.
W Szpitalu Miejskim w Bydgoszczy wrze. Ginekolodzy i położnicy odchodzą z pracy.

Odżywają stare spory i animozje. Nie milkną dyskusje na szpitalnych korytarza.

Czy będą nas prywatyzować? Kto przejmie szpital? Dlaczego prezydent miasta nic nie robi, by zażegnać konflikt między ginekologami, a dyrekcją. Kiedy w końcu w szpitalu będzie normalnie?

Sami swoi
Konflikt ginekologów z dyrekcją ma o wiele dłuższe korzenie, niż by się to na pozór wydawało. Część załogi nie ufa obecnym władzom. Dlaczego?

Niektórzy otwarcie mówią o sieci powiązań między urzędnikami miejskimi i zarządzającymi placówką. I pewnie coś w tym jest. Wystarczy prześledzić kariery niektórych z nich. A było to tak.

Gdy powstały kasy chorych w 1999 roku - dyrektorem tej instytucji został Krzysztof Tadrzak - obecny dyrektor szpitala. Działem kontroli kasy kierował wtedy Bolesław Grygorewicz - obecnie zastępca prezydenta miasta - do niedawna odpowiedzialny za służbę zdrowia właśnie.

W kasie pracował również Krzysztof Motyl - obecnie zastępca dyrektora szpitala. Również z tej instytucji pochodzi Ilona Jamska lekarz radiolog - obecnie w lecznicy koordynatorem do spraw restrukturyzacji i infrastruktury!

Kariery wszystkich tych osób są bardzo ciekawe. Krzysztof Tadrzak po tym jak stracił posadę w kasie chorych na krótko osiadł w szpitalu jako "specjalista". Potem prezydent Konstanty Dombrowicz awansował go na swojego zastępcę odpowiedzialnego za służbę zdrowia. Posadę w ratuszu otrzymał również Bolesław Grygorewicz - zajmował się audytem, czyli kontrolowaniem różnych urzędowych spraw. W tym czasie szpitalem miejskim kierował Andrzej Lipkowski - pupil kolejnych władz miejskich, człowiek potrafiący używać zasad public relation. Na sucho uszło mu nawet kupowanie wartego prawie 2 mln zł sprzętu bez pozwolenia władz miasta.

Koncepcja prywatyzacji

W 2004 roku coraz głośniej zaczęło się mówić o prywatyzacji szpitala w Bydgoszczy. Opracowano nawet wstępne koncepcje. Propagowali je Tadrzak i Grygorewicz. Radni prywatyzacji nie chcieli.

Potem prezydent Bydgoszczy Konstanty Dombrowicz zrezygnował z usług swojego zastępcy Krzysztofa Tadrzaka, ale dał mu posadę zastępcy dyrektora szpitala. Zarządził też kontrolę w Szpitalu Miejskim. Nadzorował ją Grygorewicz, który został na miejsce Tadrzaka zastępcą prezydenta.

Po kontroli, która ujawniła wiele finansowych przekrętów Andrzej Lipkowski zrezygnował z pracy ze względu na stan zdrowia, a sprawa trafiła do prokuratury. Krzysztof Tadrzak wygrał zaś konkurs na stanowisko dyrektora.

Koledzy zza biurek

Zastępcą Krzysztofa Tadrzaka został Krzysztof Motyl. Wieloletni pracownik kasy chorych i NFZ odpowiedzialny m.in. za negocjowanie umów ze szpitalami. Pracę w NFZ stracił, ale pojawił się jako specjalista do spraw wdrażania ISO w szpitalnej spółce w Szubinie. Innym specjalistą od zarządzania był tam Jacek Świątkiewicz - znany m.in z tego, że zadłużył przekształcony szpital w Więcboku i z tego, że o mały włos nie został wiceministrem zdrowia - udowodniono mu, że wystawiał recepty na "martwe dusze".

Doktor Motyl, chirurg z wykształcenia, szkolił w Szubinie pracowników i był specjalistą od jakości usług. Szpital, niestety, został zadłużony i doprowadzony przez ten właśnie zarząd na skraj bankructwa. Wszystkich wyrzucono z pracy. A sprawę skierowano do prokuratury. Niedługi czas po skandalu w Szubinie obaj panowie - Świątkiewicz i Motyl - zostali zatrudnienie przez dyrektora Tadrzaka jako specjaliści. Mieli ocenić szanse ekonomiczne Szpitala Miejskiego na wyjście z długów. Skasowali za tę usługę po 11 tysięcy złotych. Kilka tygodni później Krzysztof Motyl ma już stałą pracę - zostaje... zastępcą Krzysztofa Tadrzaka.

W szpitalu pojawiła się też doktor Ilona Jamska, radiolog, która dzieliła w NFZ pokój z doktorem Motylem. Ale bynajmniej nie zajmuje się radiologią zawodowo. Zajmuje się infrastrukturą szpitala. Zdjęcia robi tylko od czasu do czasu, choć oficjalnie etatu radiologa nie ma.

Dla dobra bydgoszczan

Gdy afera wokół szpitala ucicha - Andrzej Lipkowski zdrowieje i Krzysztof Tadrzak zatrudnia go z powrotem. Zostaje szefem izby przyjęć. I nikt nic złego w tym nie widzi.
No i nie ma w tym nic złego prawda? Przecież wszyscy to fachowcy związani ze służbą zdrowia i na niej się znający.

Więc dlaczego o przyszłości szpitala załoga nie myśli z optymizmem? Dlaczego ginekolodzy tak się upierają i nie chcą pracować w tym szpitalu. Dlaczego tak strasznie prą do tego, by nie łączyć na nowo oddziału ginekologii i położnictwa?

Ordynator...koordynator

Tu też wyłaniają się bardzo nieprzyjemne sytuacje z przeszłości. Wieloletnim ordynatorem położnictwa był doktor Zenon Marcinkowski. Człowiek który wyznaczył wysoki standard usług i stworzył markę tego oddziału. Niestety, gdy tylko nabył uprawnień emerytalnych dostał od dyrektora wypowiedzenie. W dość "dziwnej" formie. Oto co pisze na ten temat doktor w skardze do prezydenta Dombrowicza.: "Czekam aż pan i władca raczy mnie przyjąć. - Przepraszam, miałem kolegę - mówi. W koszuli bez krawata (ma prawo) wręcza pismo ordynatorowi z 20 letnim stażem. Trzeba przecież znaleźć miejsce pracy dla kogoś, kto pracę niebawem traci. Dwa dni wcześniej miałem propozycję nie odrzucenia: - Jest pan w wieku emerytalnym, rezygnuje pan natychmiast z pracy, tak muszę zrobić... Uważam to za oburzające. Mam jednak nad nim przewagę psychiczną, nie jest w stanie mnie upokorzyć."

Natychmiast zorganizowano konkurs na ordynatora położnictwa. Wygrywa go doktor Marek Bułatowicz. W dzień po konkursie dowiaduje się, że pracy mieć nie będzie. Doktor Motyl tłumaczy: - Nie widzimy możliwości współpracy z tym lekarzem. Mamy takie prawo jako dyrekcja.

Szefostwo położnictwa obejmuje doktor Mariusz Dubiel z Poznania. Jako, że konkurs z Bułatowiczem przegrał, nie może pełnić funkcji ordynatora, więc jest koordynatorem. I do dyspozycji świetny sprzęt za przeszło dwa miliony złotych, który poprzedni dyrektor Lipkowski kupił bez pozwolenia miasta wydając społeczne pieniądze na własną rękę. Dziś sprzęt nie jest w pełni wykorzystany.

Ginekolodzy się postawili

Kilkanaście dni temu dyrektor Tadrzak zakomunikował lekarzom, że zamierza połączyć oddział ginekologii i położnictwa. Daje tez wypowiedzenie dyscyplinarne doktorowi Zbigniewowi Domarackiemu, który jest ordynatorem ginekologii. - Najpierw powiedzieli mi, że dla swojego dobra mam się sam zwolnić. Jeśli tego nie zrobię, to znajdą na mnie haka. I znaleźli.

Tym hakiem są trzy ginekolożki, z których dwie dyżurowały w szpitalu. Wszystkie w ramach wolontariatu przeprowadzały na oddziale drobne zabiegi. Tak się działo od 15 lat, a kolejne dyrekcje wyrażały na to zgodę. Gdy doktor Domaracki wysłał do dyrektora Tadrzaka pismo, czy nadal mogą to robić - znalazł się hak - artykuł 52 za dopuszczanie na salę operacyjną osób niepowołanych.

Lekarze z tego oddziału składają wypowiedzenia z pracy. Prawie wszyscy. Nie chcą pracować pod kierownictwem Mariusza Dubiela. Teraz także położnicy zaczynają odchodzić z pracy. Nie ufają dyrekcji. Medycy proszą o mediacje z ratusza.

Tymczasem prezydent Dombrowicz nie widzi podstaw do skontrolowania szpitala i uzdrowienia złej sytuacji. - W szpitalu jest dyrekcja, która otrzymuje za swoją pracę odpowiednie uposażenie i zadaniem dyrekcji jest prowadzenie placówki w taki sposób że przynosi korzyści zarówno pacjentom jak i szpitalowi.

Za przekształceniem

Załoga od lat obserwuje poczynania kolejnych dyrektorów i cały czas boi się, że tak dobry kąsek wpadnie w ręce biznesmenów, którzy chętnie widzieliby tu dobrze zarządzaną, luksusową klinikę. Miejsce piękne, a placówka zaopatrzona w sprzęt jak się patrzy. Na wyrost nawet. Prezydent Konstanty Dombrowicz nie kryje, że chętnie by widział szpital przekształcony w spółkę. Tymczasem po regionie kręcą się emisariusze firm medycznych, które chętnie przejęliby jakiś podupadający szpital. Tak było już w Szubinie. Tam duża warszawska firma medyczna chciała kupić szpital za osiem milionów złotych. Jej emisariuszem był niedoszły wojewoda kujawsko-pomorski Krzysztof Derdowski. Ponoć z podobną propozycją firma zgłosiła się władz szpitala miejskiego - no ale to tylko plotki.

Szpital dysponuje aparaturą godną kliniki, która nie jest w pełni wykorzystana. Blok operacyjny stoi częściowo pusty, a przecież miasto zapłaciło za jego budowę wiele milionów złotych. Szpital ma 14 mln zaległych długów, które stara się powoli spłacać i 4 mln straty za zeszły rok.

* Dyrektor Tadrzak zapewnia, że są szanse na wyzerowanie straty jeszcze w tym roku. Pod warunkiem, że w szpitalu wszystko będzie chodziło jak w zegarku. Tyle tylko, że ten zegarek już się psuje. Oddział i lekarze, którzy dawali szpitalowi prestiż i rzesze zadowolonych pacjentek przestanie istnieć, gdy fachowcy odejdą. Zadłużenie pozostanie i trzeba będzie prywatyzować. I oby nie powtórzył się schemat z Szubina. Naprawdę szkoda na to naszych pieniędzy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska