MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ginekolodzy odchodzą ze szpitala Miejskiego w Bydgoszczy

Maja Erdmann
Na ginekologii zostanie więc jeden lekarz rezydent, który dopiero zdobywa specjalizację, na położnictwie zabraknie zastępcy ordynatora i jednego z najlepszych specjalistów.
Na ginekologii zostanie więc jeden lekarz rezydent, który dopiero zdobywa specjalizację, na położnictwie zabraknie zastępcy ordynatora i jednego z najlepszych specjalistów. Fot. jarosław pruss
Ginekologii szpitala Miejskiego w Bydgoszczy grozi paraliż. Coraz więcej lekarzy składa wypowiedzenia. Pacjentki są zaniepokojone.

Dzisiaj kolejnych dwóch ginekologów wypowiedziało umowy ze szpitalem. Kilka dni temu aż siedmiu specjalistów z oddziału złożyło rezygnacje.

Na ginekologii zostanie więc jeden lekarz rezydent, który dopiero zdobywa specjalizację, na położnictwie zabraknie zastępcy ordynatora i jednego z najlepszych specjalistów. W sumie lecznica ma mniej o 9 lekarzy i dwóch dochodzących na dyżury.

Koniec z renomą?
Taka sytuacja zagraża pacjentkom. Nie będą mogły już liczyć na leczenie na najwyższym poziomie. Oddział ginekologii cieszył się dotychczas doskonałą renomą w całym województwie.
Pacjentki są przerażone. - Mnie tam operowano. To wspaniali fachowcy - mówi Ewa Talska z Bydgoszczy. - W dodatku bezinteresowni. Nikomu innemu bym nie powierzyła swojego życia. A teraz dają im odejść? To skandal. To lekarze tworzą markę szpitala, a nie odwrotnie.
Kobiety, które leczyły się na tym oddziale telefonują do redakcji i pytają, co dalej z lekarzami. - Moja córka ma tam lada dzień rodzić. Specjalnie wybrałyśmy ten szpital - nie ukrywa Joanna Drzycimska. - Obawiam się, że jak będą kłopoty, nie będzie tam nikogo godnego zaufania, by pomóc córce.

A prezydent spokojny
Prezydent Bydgoszczy Konstanty Dombrowicz twierdzi, że problemu nie ma. Jako gość czatu w "Pomorskiej" stwierdził: - Ja tu nie widzę żadnej afery. Jest to sprawa pomiędzy pracodawcą a pracobiorcą. To pracodawca oferuje warunki pracy, a pracobiorca może je przyjąć lub nie.

Tymczasem lekarze piszą do prezydenta prośby o kontrole sytuacji w szpitalu. Włodarz odpowiada: - Nie wydaje mi się, żeby w tej chwili była potrzebna kontrola.
Ale dyrekcja szpitala ma problemy z ułożeniem grafików dyżurów na oddziale. W końcu ma do dyspozycji o 11 lekarzy mniej. Nie wiadomo więc, kto i w jakich godzinach będzie się opiekował pacjentkami na oddziale w lutym.

Zaczęło się od negocjacji
Konflikt w bydgoskim szpitalu rozpoczął się kilkanaście dni temu. Ginekolodzy przeszli z kontraktów na umowy o pracę. Zaczęli jak ich koledzy w całej Polsce negocjować stawki podwyżek pensji i za dyżury. Nie porozumieli się z szefostwem placówki. Związki zawodowe lekarzy weszły w spór zbiorowy.

Potem gruchnęła wieść, że dyrekcja chce połączyć dwa oddziały: ginekologiczny i położniczy. Mało tego, ordynator ginekologii doktor Zbigniew Domaradzki dostał dyscyplinarne wypowiedzenie z pracy. Zarzuca się mu, że nielegalnie pozwalał na pracę trzem ginekolożkom z poradni. Dwie z nich zresztą pełniły dyżury na oddziale.
- Pracowałyśmy tam legalnie. Od 15 lat - mówi jedna z nich. - Miałyśmy pozwolenie kolejnych dyrekcji, byłyśmy w grafiku zabiegów, przydzielano na nasze nazwiska materiały potrzebne do operacji. To był klasyczny wolontariat. Nie płacił nam za pracę szpital, nie płaciły pacjentki. Po prostu doszkalałyśmy się. To jakieś pomieszanie pojęć! Na dyżurach mogłyśmy operować, a po dyżurze już nie?

Dyrektor sam sobie zaprzecza.
Ale dyrektor wypowiedział dwóm lekarkom umowę na prowadzenie dyżurów. Zakazał wstępu do szpitala. - To duże przewinienie - mówi. - Co by było, gdyby któraś z pacjentek została okaleczona? Pozwalanie tym lekarkom na pracę było niedopuszczalne!

Dodajmy, że od początku zarządzania szpitalem dyrektor nie miał żadnych obiekcji co do formy pracy lekarek. Dopiero teraz wytropił ciężkie naruszenie dyscypliny pracy.

Czy się dogadają?
Jednocześnie dyrektor Tadrzak zapewnia, że ta sprawa nie jest szukaniem haka na Domaradzkiego. - Gdyby doktor do mnie przyszedł i sam złożył wypowiedzenie z pracy, wycofałbym to dyscyplinarne - zapewnia.

Tadrzak liczy też na to, że ginekolodzy wycofają wypowiedzenia. - Nie ma jednak problemu! Gdy będzie trzeba, podpiszę umowy z lekarzami z okolicy. Jesteśmy w trakcie rozmów. Oddział nie może zostać bez lekarzy.
Maciej Grześkowiak, wiceprezydent miasta odpowiedzialny za służbę zdrowia spotkał się ze związkami zawodowymi lekarzy. Zgodził się też na to, by w rozmowach między dyrekcją a lekarzami wziął udział mediator. Ma on być lada dzień wyznaczony.

Do szpitala wkroczyli również inspektorzy Państwowej Inspekcji Pracy - sprawdzą warunki umów o pracę pracowników szpitala.
Lekarze, którzy złożyli wypowiedzenia są nieprzejednani.

- Albo zaczną z nami rozmawiać poważnie i na temat, albo odchodzimy - zarzekają się. - Nie damy się zastraszyć. Nie obchodzi nas szukanie haków...
- Spędziłem na tym oddziale 20 lat i trudno mi będzie odejść - przyznaje doktor Marek Lewandowski. - Jednak jeśli wypowiedzenia moich kolegów nabiorą ważności, przyjdą nowi...To już nie będzie ten oddział, nie to na co wspólnie pracowaliśmy tyle lat.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska