Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wszystkie prawa zastrzeżone

Maja Erdmann [email protected]
rysunek tomasz wilczkiewicz
rysunek tomasz wilczkiewicz
- Używanie zastrzeżonej nazwy to kradzież - mówi Zbigniew Łapka, właściciel bydgoskiej Apteki Pod Lwem. - Mnie właśnie w ten sposób okradziono.

Apteka pod Lwem istnieje od 1894 roku. Przez kolejne lata aptekarze pracowali na jej dobrą markę. Tymczasem okazuje się, że można skorzystać z czyjeś pracy, na tym zarobić i być bezkarnym. - Półtora roku temu niedaleko mojej apteki powstała druga i też się nazwała Pod Lwem - opowiada Zbigniew Łapka. - Mam klientów z całego regionu. Ludzie byli zdezorientowani. Chcieli takiej jakości usług jak w mojej aptece, takich cen jak u mnie - nie dostawali ich...

Podczepić się pod nazwę
Klienci z całego województwa z pękami repet widząc kolejkę w jednej aptece Pod Lwem szli do drugiej. - Nic się nie zgadzało z reklamami w prasie, całkiem inne ceny - denerwował się starszy pan przed okienkiem konkurencji o tej samej nazwie. Właściciele apteki odbierali codziennie kilkanaście telefonów skołowanych pacjentów.

- Zastrzegłem swój znak towarowy w Urzędzie Patentowym, zrejestrowałem firmę w Wojewódzkiej Inspekcji Nadzoru Farmaceutycznego powinienem mieć ochronę swojej nazwy - denerwuje się pan Łapka. - Tak wiele zainwestowałem w budowanie dobrego wizerunku swojej firmy, a teraz ktoś inny z tego korzysta - to kradzież.

W całej Unii zastrzeżony znak towarowy to rzecz święta. Każdy szanujący się przedsiębiorca zanim nada nazwę swojemu biznesowi najpierw sprawdza, czy nie jest ona aby na liście Urzędu Patentowego. Kary jakie trzeba płacić za używanie takiej nazwy są słone. Na początku lat 90. milionowe odszkodowania musieli płacić przedsiębiorcy, którzy zdaniem sądu nielegalnie używali nazwy jednej z kaw, jako logo swojej firmy.

Podobnie było w przypadku firmy, która rozprowadzała jeden z popularnych gatunków wina. Nazwali firmę jak to wino i płacili potem producentowi bardzo wysokie odszkodowanie.

Obrona dobrego imienia
Proces badania znaku towarowego jest w Polsce bardzo długi. Na orzeczenie rzeczoznawców trzeba czekać od 2 do 5 lat. Jednak prawo mówi również, że znak jest zastrzeżony od momentu zgłoszenia go do rejestracji. - Znak towarowy to również znak firmowy i handlowy, to czyjaś własność - mówi dr Eugeniusz Waliszko, europejski rzecznik patentowy z Bydgoszczy. - Nikt nie ma prawa go używać. Dlatego, żeby uniknąć kłopotów, lepiej sprawdzić nazwę, którą chce się nadać swojej spółce. To proste wystarczy zwrócić się do rzecznika patentowego, który sprawdzi rejestry.

Koszt takiej usługi to około tysiąc złotych, ale jak zapewnia dr Waliszko, opłaca się. - W Polsce ciągle jeszcze przedsiębiorcy nie zdają sobie sprawy z konsekwencji prawnych - mówi rzecznik. - Ale nieznajomość prawa nie jest usprawiedliwieniem. Coraz więcej spraw trafia do sądu. W procesie cywilnym firmy z chronionym znakiem towarowym żądają odszkodowań od firm, które tego znaku używają nielegalnie. Na przykład wartość znaku towarowego Coca Cola jest wyższa niż wartość maszyn do produkcji tego napoju.

To moja nazwa!
W 11 czerwca 1926 roku, po raz pierwszy w Polsce, zastrzeżono wytwarzanie produktu: ultramaryny z fabryki w Pruszkowie.

Do 1984 roku prawna ochrona technologii produkcji, wzorów zdobniczych i znaków firmowych była wewnętrzną sprawą zakładów. Albo nowe produkty zastrzegano, albo i nie. Wraz z przystąpieniem Polski do Unii Europejskiej w kancelariach patentowych panuje ruch. Zakłady zastrzegają swoje nazwy.
Ustawa o zapobieganiu nieuczciwej konkurencji przewiduje kilka rodzajów kar dla kradnących nazwy. Najczęściej sąd skazuje pirata na zwrócenie ograbionemu zakładowi pieniędzy, które zarobił na podrobionym produkcie (nazwie) lub zasądza odszkodowanie.

Niestety, polscy producenci jeszcze nie nauczyli się dobrze dbać o imię firmy. Nie ma na przykład zakładowych detektywów sprawdzających rynek. Jednak coraz częściej zleca badania rynku, pod kątem nieuczciwej konkurencji specjalistycznym firmom. Pojawia się bowiem coraz więcej firm o nazwach podobnych do znanych renomowanych zakładów.

Tak było w przypadku bydgoskiej "Jutrzenki". Jedna z niewielkich firm cukierniczych, nie dość, że nazwała się tak samo, to jeszcze ściągnęła pisownię nazwy. Jedyną różnicą był brak kogucika nad znakiem firmy. No, ale kto by tam szukał kogucika.
Podobnie na spostrzegawczość klientów liczą pracownicy Zakładów Przemysłu Tłuszczowego w Kruszwicy. Zdarzało się co prawda, że pewien producent ze wschodniej Polski próbował podrabiać etykietę oleju "Kujawskiego", jednak kupujący szybko się orientowali, że naklejka podobna, czcionka też, ale produkt nie ten sam. Na szczęście konkurencja sama się wykruszyła.

Właściciele zastrzeżonych znaków towarowych nieraz miesiącami starają się pertraktować z piratami. Proszą o zrezygnowanie z oszukiwania konsumenta. Dopiero, gdy zbiorą odpowiednią liczbę dowodów mogą zgłosić sprawę do prokuratury, a w sądzie sprawy ciągną się czasami bardzo długo.

Rzecznik Apteki Pod Lwem wystąpił do wszystkich aptek o tej samej nazwie, by przestały jej używać. Jeśli nie pójdą na ugodę, sprawa trafi do sądu. Właściciel apteki może zażądać zwrotu zysków jakie osiągnęły apteki piratujące nazwę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska