Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Praca zjadła biedę

Lucyna Talaśka-Klich [email protected]
Anna Damazyn, sołtys Słupów, stoi na przystanku autobusowym, który nareszcie dobrze służy mieszkańcom.
Anna Damazyn, sołtys Słupów, stoi na przystanku autobusowym, który nareszcie dobrze służy mieszkańcom. fot. autorka
Chcą zapomnieć o wstydzie człowieka kupującego "na zeszyt", proszącego o choćby 50 złotych zasiłku.

Wygrali z biedą i przestali tęsknić za pegeerem.
Słupy, gmina Szubin. Byliśmy tam prawie trzy lata temu, do Wigilii Bożego Narodzenia brakowało dwóch dni. Wtedy mieszkańcy nie opowiadali o przygotowaniach do świąt, myśleli o tym, jak przeżyć do pierwszego, czym zapchać żołądek. Mówili o pasztetowej na niedzielę "po pięć i coś za kilogram". - Czasami nawet suchego chleba brakuje - żaliła się wówczas jedna z kobiet. - Jak położę się głodna, to popłaczę sobie w łóżku. Tak po cichu, żeby rodzina nie słyszała. No bo co oni winni, że bieda, że pegeery nam zlikwidowali? Gdyby była praca, byłoby inaczej.

Nie ma co narzekać

Jana Wesołowskiego, który kiedyś był sołtysem tej wsi, trzy lata temu spotkaliśmy przed sklepem w Słupach. - Sklepu już nie ma - opowiada. - Ludzie za dużo "na zeszyt" kupowali. Dług tak urósł, że kobieta interes musiała zamknąć. Dziś mamy w Słupach tylko jeden sklep. Ale nie ma co narzekać. Wielu ludziom wreszcie żyje się lepiej.

Agnieszka Krajnik - w Słupach od 13 lat. Jej mieszkanie to 27 metrów kwadratowych. Urządziła je tak, że wygląda na większe. Żyje w nim sześć osób, śpi pięć, bo jeden z synów na noc chodzi do dziadków, niedaleko. Pani Agnieszka nie narzeka. - Pewnie, że przydałoby się większe, ale na razie remontujemy to, co mamy - mówi. - Nareszcie jest za co.

W maju tego roku jej mąż wyjechał do Szkocji. Pracował w Tesco. Nie było tam łatwo, więc żona namówiła go do powrotu. - W Polsce pensje zaczęły rosnąć, pracy było coraz więcej - tłumaczy pani Agnieszka. - Od sierpnia zarabia w Polsce i jest zadowolony. Ma dobrego pracodawcę.
Ona zajmuje się dziećmi, ale od czasu do czasu też coś zarobi: - Zbieram ankiety na temat książek telefonicznych i dzięki temu wpadnie trochę grosza. Nasza rodzina ma teraz około dwa tysiące złotych na miesiąc. Z tego można już coś odłożyć. Na remont na przykład. A jeszcze niedawno dochody były znacznie niższe. Wiem, co to znaczy żyć za sześćset złotych. Za takie pieniądze można tylko starać się przetrwać.

Bluzka z normalnego sklepu

- Jakbym trzy lata temu miała sześćset złotych na miesiąc, to bym dała radę - mówi pani Alina. - Ale miałam trzysta, czasami czterysta - jak syn dorobił na czarno - no i popadliśmy w długi. Jak już znajomi nie chcieli pieniędzy pożyczać i w sklepie niechętnie dawali "na zeszyt", to myślałam, że z nami koniec. Modliłam się, żeby Bóg nas nie opuścił. I kiedyś, do syna przyjechał kolega. Powiedział, że robota za granicą jest. Jak nie w Niemczech, to w Anglii. Pojechali "w ciemno". Bałam się o syna, wyrzucałam sobie, że się zgodziłam na takie szaleństwo. Że jakoś byśmy dali radę, jakbym urzędników od pomocy społecznej o następny zasiłek ubłagała... Aż kiedyś zajechał do nas taki jeden, co z synem pracował. Miał zabrać trochę jego rzeczy i przywiózł list. W kopercie były też pieniądze. Jak wymieniłam euro, mogłam spłacić najpilniejsze długi. Przyznam się też, że trzydzieści złotych wydałam na głupoty. Poszłam do normalnego sklepu i kupiłam sobie bluzkę. Po raz pierwszy od nie wiem jak dawna miałam zupełnie nowy ciuch, a nie jakiś łach z lumpeksu! To śmieszne, ale dzięki tej bluzce poczułam się ważniejsza.

Kobieta żartuje, że licho wreszcie sobie poszło z ich domu. - I widzi pani, znowu potrafię się śmiać - mówi. - Wszystko to zawdzięczamy Bogu i swojej pracy. Politycy w niczym nam nie pomogli. I teraz, kiedy jest nam lepiej, niech się do nas nie wtrącają, bo jeszcze coś popsują.

Bliżej do świata

- Dużo młodzieży, szczególnie młodych chłopaków, wyjechało ze Słupów do pracy za granicą - mówi pani Ewelina. Jej mąż jest rzeźnikiem, pracuje w Niemczech. Do domu ma niedaleko, tylko 500 kilometrów: - Co tydzień może do nas przyjechać.
Waldek też pracował w niemieckiej rzeźni, przez miesiąc. - Cztery euro na godzinę to nie są kokosy, a tam też za coś żyć trzeba - mówi mężczyzna. - Trudno utrzymać w taki sposób dwa domy. Wrócił. Myślał, że znajdzie robotę w Polsce. - Pewnie, że pracy w Polsce jest coraz więcej, ale tej na czarno. Legalnie można zarobić 500 złotych na rękę, więc chyba jednak wrócę do Niemiec. Ale ogólnie żyje się łatwiej niż kiedyś.

Łatwiej jest także dlatego, że od dwóch lat ze Słupów do miasta można dostać się busem. - Wcześniej, jak nie było czym dojechać, to ludzie musieli iść półtora kilometra do krzyżówki w Dąbrówce Słupskiej albo trzy kilometry do Wąsosza - tłumaczy Anna Damazyn, którą sołtysem wybrano na kolejną kadencję. - Teraz połączenie z Szubinem i Żninem jest bardzo dobre. Pierwszy bus odjeżdża o piątej trzydzieści, więc i do pracy na szóstą można zdążyć. Dziś jak się chce, to się pracę znajdzie.

Dajcie komuś, komu żyje się gorzej

Od 2003 r. w Słupach działa Parafialny Zespół Caritas. Pomaga biednym, skrzywdzonym przez los. - Był taki czas, gdy po utracie pracy w pegeerze, ludzie żyli bez nadziei - mówi Michał Posadzy, przewodniczący zespołu Caritas w Słupach.
- Dziś coraz więcej osób rezygnuje z pomocy Caritasu. Podopieczni mówią: dajcie komuś, komu żyje się gorzej. To dla nas najlepsza nagroda - widzieć, że ludziom żyje się lepiej, że wychodzą z biedy. Na to czekaliśmy.
Przy kościele działał też ośrodek pośrednictwa pracy. Przestał istnieć dwa lata temu, gdy firmy same zaczęły szukać pracowników.

Ksiądz proboszcz Leszek Kroll też widzi, że ludziom w Słupach żyje się coraz lepiej: - Mniej mężczyzn chodzi bezczynnie po wsi, z kąta w kąt. Wiele osób wyjechało do pracy za granicę albo znalazło ją w pobliżu wsi.
Mieszkańców ubyło, ładnych domów przybyło
W Słupach mieszka 115 rodzin. O kilka mniej niż trzy lata temu. Jedna wyprowadziła się do Anglii. Inna, za pieniądze zarobione za granicą, wybudowała dom niedaleko wsi. - Ludzie inwestują - cieszy się pani sołtys.

- Pani popatrzy na domy - mówi inna kobieta. - Plastikowe okna, nowe drzwi, ściany odmalowane. Przybywa samochodów. Za jakiś czas opieka społeczna nie będzie miała co w Słupach robić. Chociaż mogę się mylić, bo takich niezaradnych życiowo to nigdy nie zabraknie. Jednego jestem pewna - ludzie nareszcie przestają tęsknić za pegeerem.

Od autorki: imiona niektórych bohaterów - na ich prośbę - zostały zmienione

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska