MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Jak prezes Budleksu sprowadził chałupę z Białorusi

Redakcja
fot. Adam Willma
Gdy pierwsza chata wjechała do składu celnego, licznik Geigera oszalał.

Przywieziony w częściach dom natychmiast cofnięto na Białoruś. Olgierd Dubowik nie dawał jednak za wygraną - uparł się, że do budowy swojego domu wykorzysta autentyczną chatę spod Nowogródka.

Ale od początku. W 1944 roku przez rodzinną wioskę Dubowików koło Nowogródka przeszła wojenna nawałnica. Ściślej mówiąc, przeszła już po raz trzeci w czasie tej wojny - wcześniej w 1939 i w 1941 roku.

Gość w dom
Była noc, kiedy u drzwi chaty rozległo się pukanie. Otworzył pradziad Dubowik. Dwóch mężczyzn zabłąkanych podczas polowania prosiło o kubek gorącej herbaty.

Dubowik herbaty nie miał, miał natomiast samogon i kiszone ogórki. Mężczyźni z radością przyjęli poczęstunek, a kiedy już się rozgrzali, ruszyli z powrotem w las. Jeden z nich wrócił jednak po chwili.

- Musicie uciekać - rzucił do pradziadka Dubowika.
- Ale dlaczego?
- Zaraz po żniwach wywiozą was całą rodziną do Karelii. Spróbujcie rozproszyć rodzinę w różne miejsca, wówczas nie będą w stanie was namierzyć.

- Skąd to wiecie?
- Jestem szefem miejscowego NKWD.
- Ale dlaczego...
- Bo kiedyś nie ochroniłem własnej rodziny.

Pradziad Dubowik usłuchał rady gościa. Rodzina rozpierzchła się po świecie bardzo skutecznie: - Tak skutecznie, że łatwiej nam dziś spotkać się w Egipcie, niż w Polsce - śmieje się Olgierd Dubowik. - Niektórych los rzucił nawet do Argentyny.

Część rodziny pozostała na terenach dzisiejszej Białorusi. Właśnie ze swoim krewnym zza wschodniej granicy, Jurą, Olgierd uzgodnił, że sprowadzi z rodzinnych okolic prawdziwy drewniany dom pamiętający czasy Dubowików: - Przygotowywałem się wówczas do budowy własnego domu i zależało mi na tym, aby przynajmniej częściowo zbudowany został z elementów, które dla mnie, a przede wszystkim dla mojego ojca, miały ogromną wartość sentymentalną.

Pamiątka z Czarnobyla
Poszukiwanie odpowiedniej chaty wymagało iście detektywistycznego zaparcia: - Problemem nie były koszty. Na białoruskich wsiach wiele chat stoi pustych i popada w ruinę, dlatego taki dom można kupić bardzo tanio. Kłopot sprawia natomiast odszukanie właściciela, ponieważ na Białorusi nie ma systemu rejestru hipotecznego, do którego przywykliśmy - wyjaśnia Olgierd Dubowik. - Później zorientowaliśmy się, że problemem było również uzyskanie pozwolenia na wywóz domu. Z prostej przyczyny - białoruskie przepisy nie przewidziały takiej formy działalności jako “wywóz starych domów".

Problemy udało się jednak ominąć i w końcu chata trafiła do polskiego składu celnego. Rutynowe badanie promieniowania radioaktywnego wprawiło licznik Geigera w konwulsje. Chatę natychmiast na powrót wyekspediowano do Białorusi.

- Przyczyna okazała się banalna - mówi Dubowik. - Moja chata, jak tysiące innych, stała w obszarze dotkniętym promieniowaniem czarnobylskim. Na innych domach nie ma już śladu po tamtym opadzie radioaktywnym, ponieważ zwiał go wiatr i zmył deszcz w ciągu 20 lat lat. Tymczasem właściciel domu, który kupiłem, krótko po katastrofie w Czarnobylu odmalował chałupę i tym samym zakonserwował radioaktywny pył.

Na wszelki wypadek w kolejnym transporcie prezes Dubowik zamówił już dwa domy - z 1903 i 1910 roku. Tym razem żaden nie wzbudził obiekcji służb granicznych, choć celnicy długo głowili się, jak oclić nietypowy towar.

Bezcenne skrzypienie
Do Torunia 50 metrów sześciennych przedwojennego domu trafiło na ciężarówkach. Przegniła więźba nadawała się jedynie do spalenia. Ale pozostałe belki były już w znacznie lepszym stanie.

- Nie zniechęcało mnie, że drewno jest nadgryzione przez kołatka i że w niektórych fragmentach trzeba je sztukować - mówi Olgierd Dubowik. - Po oczyszczeniu i wytruciu szkodników poprosiłem zaprzyjaźnionego rzeźbiarza, żeby uzupełnił usunięte fragmenty. Takich belek użyłem zamiast drewna tartacznego przy budowie nowego domu.

Efekt? Niezwykły. Stare spękane drewno daje natychmiast klimat przytulności, jest zaprzeczeniem nowobogackiego stylu, jaki dotąd króluje w polskich salonach.

- Nie bez znaczenia było dla mnie doświadczenie, które wywiozłem z narciarskich wypadów do Austrii. Można tam zobaczyć nowoczesne, świeżo postawione schroniska, w których szkielet wypełniony jest starym materiałem, głównie drewnem Taki historyczny surowiec osiąga niebagatelne sumy i daje fantastyczne rezultaty - relacjonuje prezes Budleksu. - Spałem w nowoczesnym schronisku, które niemal w całości zaaranżowane było ze starych elementów. Starodawne ciężkie drzwi sterowane były nowoczesnym automatem i niemal bezszelestnie odsuwały się przed wchodzącymi.

Stare drewno Dubowik wykorzystał między innymi na schody: - Cieśla była na skraju psychicznego wyczerpania, gdy okazało się, że ma do pracy wykorzystać stare skrzypiące drewno. Niektórzy zachodzili w głowę, po co mi te wszystkie kłopoty, jeśli za podobna cenę mogę kupić świeże belki w tartaku. Ale jeśli coś ma sprawić człowiekowi przyjemność, warto poświęcić temu trochę czasu. Tym bardziej że nie zamierzam sobie budować więcej domów w życiu.

Złotówka zamiast rubla
Pomiędzy fundamentem a pierwszą belką budowniczowie kresowych domów wkładali zwyczajowo złotą trzyrublówkę. Według obyczaju współczesnych budowlańców na Białorusi, moneta należy do tego z robotników, który ją znajdzie. Do Torunia nie trafiła więc ani jedna.

W nowym domu Dubowików miejsce trzyrublówki zajęła polska dwuzłotówka.
Ale czy dzisiejsze domy będą w kimś budzić taki sentyment jak drewniane chaty spod Nowogródka?

Tekst i fot. Adam Willma
[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska