Akcyza jak cło

Obecnie obowiązująca w Polsce akcyza na samochody budzi wątpliwości Unii Europejskiej. Rzecznik Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości już wypowiedział się o tym podatku negatywnie, a niedawno ETS uznał podobne rozwiązanie na Węgrzech za niezgodne z prawem unijnym. Możemy się zatem spodziewać, że w listopadzie taka decyzja zapadnie także w sprawie naszej akcyzy.

Komisja Europejska uważa, że jest to podatek paracelny. Dlaczego? Bo jego wysokość uzależniona jest od wieku auta. A że starsze auta sprowadzamy z Unii Europejskiej, to właśnie ten obrót jest obciążony najwyższym podatkiem.
Ustawa nie może przejść
Rząd od kilku już lat pracuje nad ustawą o podatku ekologicznym. Dotychczas nie udało się jej przegłosować. Zgodnie z projektem ustawy płacilibyśmy podatek w zależności od pojemności skokowej silnika oraz od normy ekologicznej, jaką auto spełnia. Im norma bardziej restrykcyjna tym niższy podatek. De facto wiek miałby wpływ na wysokość stawki podatku, gdyż z roku na rok normy są coraz bardziej restrykcyjne.
Takie rozwiązanie Komisja Europejska może jednak również podważyć. Obecnie sama pracuje nad ujednoliconym rozwiązaniem dla wszystkich krajów Wspólnoty, a nasz podatek mógłby nie pasować do rozwiązań unijnych. Stąd Ministerstwo Finansów myśli o zmodyfikowaniu obecnie obowiązującej akcyzy tak, aby nie drażnić UE.

Czego możemy się spodziewać? Eksperci sugerują, że najlepiej byłoby zostawić dwie stawki akcyzy: 3,1 i 13,6 proc., na samochody do i powyżej dwóch litrów pojemności skokowej silnika.
Aby podatek zgadzał się z unijnym prawem nie powinniśmy uzależniać go od wieku auta. Akcyzę trzeba naliczać od wartości rynkowej samochodu, a nie, jak obecnie, na podstawie faktury, często zaniżanej. Według nowych zasad mniej zapłacą ci, którzy uczciwie rozliczają się z fiskusem, więcej - ci, którzy zaniżają wysokość faktur.