Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wiedzieć jest sexy

Rozmawiała Karina Obara
Rozmowa z Januszem L. Wiśniewskim, naukowcem i pisarzem

- Jak się pan czuje jako posiadacz "katarzynki" w Piernikowej Alei Gwiazd w Toruniu?
- Gdy się o tym dowiedziałam w październiku, to poczułem się dumny. Nie zamierzam tego ukrywać. Ja, chłopak z Mokrego, który zaczynał od zera, pochodził z prostej, robotniczej rodziny, doszedł do zaszczytu. Potem pojawiła się radość, a później lęk. Lęk, jak to będzie dalej, bo przecież przechodzę do historii i nawet jak zniknę ze świata żywych, to i tak będą po mnie deptać. Dosłownie. Nie tylko krytycy, ale i ludzie, którzy chodzą w Toruniu po ulicy Szerokiej.

- To "katarzynka" głównie za książkę "S@motność w sieci". Książka jest już kultowa, przynajmniej dla wielu kobiet. Zamierza wyjść pan z tej konwencji, pisarza objaśniającego emocje z chemicznego i biologicznego punktu widzenia?
- Elementy naukowe zawsze będą się w mojej książce pojawiać. Bardzo lubię opowiadać o mądrych ludziach, o tym, co oni chcieliby powiedzieć światu. Wciąż wierzę w slogan z moich felietonów: wiedzieć jest po prostu sexy. Ludzie mądrzy są ogromnie atrakcyjni przez to, że mają dużą wiedzę. Można ich nie tylko dotykać, ale także z nimi rozmawiać.

- Mogą nawet być brzydsi?
- Oczywiście, bo są atrakcyjni przez to jak mówią, jaki jest ich odbiór świata, z czym dzielą się z innymi. Są też bardziej tolerancyjni i słowami mogą wzbudzać niesamowite emocje. Uroda jest przemijająca, a rozmowa może zdziałać cuda. To ona wiąże ludzi na starość.

- Pan też czuje się bardziej sexy jako naukowiec?
- W ogóle jako naukowiec nie czułem się sexy. Rozumiało mnie 50 osób, z tego 49 było mężczyznami, a jedna kobieta miała wąsy (śmiech). W efekcie świat nauki, w którym się poruszałem, był bardzo hermetyczny i w dodatku należał do mężczyzn. Podniecali się tylko dyskutując o chemii, ale nie o tej, która wszystkich porusza, nie o chemii uczuć. Tego piernika nie dostałem za chemię, która służy mi w pracy naukowej na co dzień, ale za chemię emocji, którą opisałem w swych książkach. Doskonale to wiem. Bez tych książek nie miałbym tego piernika, bez względu na to jakie są moje dokonania naukowe.

- Wyczuwam smutek w pana głosie...
- Bo to jest bardzo niesprawiedliwe, bowiem więcej pracy włożyłem, aby rysować struktury chemiczne, aby je tłumaczyć, niż żeby napisać książkę.

- Jak długo pan ją pisał?
- Dwa lata, ale dlatego, że nie było żadnego ograniczenia czasowego, nie było wydawcy, który by to kupił. Pisałem więc tę książkę dla siebie, aby głównie siebie wzruszyć. Po dwóch latach zyskała taki kształt, który sprawił, że znalazł się wydawca. Gdybym jednak nie znalazł wydawcy, pisałbym pewnie do dzisiaj.

- Coś się zmieniło w pana życiu od czasu, kiedy przed paroma laty zdobył pan popularność?
- Najważniejsze jest to, że zacząłem zastanawiać się nad słowami, które mówię i które słyszę od innych. Nie ruszam się z domu bez notatnika, choćby kilku kartek. Wszędzie niemal zapisuję różne myśli. Stałem się kolekcjonerem myśli, pomysłów. Kiedyś nad wieloma sprawami się nie zastanawiałem. Słyszałem to, co ludzie mówią, to mnie wzruszało przez 15 minut, później jednak zapominałem ich słowa, aby po jakimś czasie odnaleźć je w kolejnym wzruszeniu. Teraz wszystko zbieram wytrwale. Wokół jednej myśli staram się zbudować całą fabułę. To mnie najbardziej zajmuje. Felieton do "Pani" z reguły piszę dla jednego zdania, jakiejś puenty, którą bohater czy bohaterka wypowiadają. Wyszukuję otoczenie, w którym taka puenta miałaby szanse zaistnieć. Słowo jest ogromnie ważne, o czym wcześniej nie wiedziałem. Jedno słowo może straszliwie zranić i zmienić człowieka.

- Co teraz pan pisze?
- Już niedługo, bo w październiku, ukażą się "Molekuły emocji" - kolejne moje felietony pisane dla "Pani". Pierwszą częścią była "Intymna teoria względności". Nie wszystkie teksty, które ukażą się w nowej książce zostały opublikowane w "Pani".

- A powieść?
- Konstruuję nową książkę. Jeszcze nie piszę. Dla mnie pisanie to najkrótszy etap tworzenia powieści. Najpierw myślę o książce, przygotowuję fabułę, robię algorytm.

- Jak informatyk?
- Tak, podchodzę do tego informatycznie. Muszę najpierw zastanowić się, jak będzie przebiegał cały proces sterowania bohaterami, fabułami, emocjami, miejscami. Na samym końcu wszystko spajam. Mniej więcej wiem co chcę napisać, ale nie wiem co będzie na końcu. Jestem więc trochę jak mój czytelnik. Moja książka potrafi mnie zaskoczyć.

- O czym będzie nowa powieść?
- O tym, co mnie fascynuje od dawna - o grzechu, a właściwie o siedmiu grzechach głównych. Chciałbym pokazać, jak wiara w siedem grzechów wpływa na nasze życie. Patrzę na to trochę prowokacyjnie, bo z tych grzechów chcę zrobić cnotę. Wszystko na podstawie faktów i po raz pierwszy pisane w pierwszej osobie, w dodatku przez kobietę.

- To wyzwanie?
- Lubię wyzwania.

- A kiedy premiera filmu "S@amotność w sieci"?
- Film na razie widziały trzy osoby - ja, reżyser Witold Adamek i montażysta. Podoba mi się ten film, choć byłem pełen lęku jak to wyjdzie. Film jest zrobiony bardzo nowocześnie. Premiera 7 września w Warszawie, a prapremiera kilka dni później w Toruniu. Mam nadzieję, że film zostanie pokazany na festiwalu w Gdyni 22 września. Z pewnością będzie pokazany na festiwalu filmów w Oslo. Nieprzypadkowo, bo kompozytorem muzyki do filmu jest Norweg Ketil Bjornstad. Przepiękna to muzyka.

- Jako jeden z mocniejszych elementów?
- Nie, najmocniejszym elementem w tym filmie jest Magda Cielecka, która gra doskonale. Andrzej Chyra, który jest jej partnerem w tym filmie, też nieźle gra, ale gra Cieleckiej jest niesamowita. Przepiękną kreację stworzył Paweł Kukiz (w filmie jest księdzem) i Anna Dymna, która wcieliła się w rolę matki Natalii. Nie miałem wpływu na obsadę ról, z wyjątkiem tego, aby i mnie obsadzono.

- Kogo pan zagrał?
- Przez kilka minut bezdomnego kloszarda z dworca Berlin Lichtenberg. Poza tym film jest międzynarodowy, kręcony w Berlinie, Nowym Orleanie, Paryżu. Wszystko odbywa się w 2006 roku. Reżyser uwzględnił nawet pojawienie się huraganu Katrina i spustoszenia, jakich dokonał żywioł. Film jest erotyczny. To pewnego rodzaju analiza trójkąta małżeńskiego. Pokazuje cierpienie kobiety, która przez męża jest zmuszona do zdrady. Film jest adaptacją. Całej książki z pewnością nie udałoby się przenieść na ekran. Ale nie zdradzę szczegółów.

- A czy z kina wyjdziemy z nadzieją?
- O, tak. I to jaką.

***
Janusz Leon Wiśniewski (ur. 18 sierpnia 1954 r. w Toruniu) - skończył fizykę na UMK, doktor informatyki (Politechnika Warszawska), doktor habilitowany chemii, (Politechnika Łódzka), profesor Pomorskiej Akademii Pedagogicznej w Słupsku. Mieszka we Frankfurcie nad Menem, gdzie pracuje w międzynarodowej firmie informatycznej zajmującej się tworzeniem oprogramowania dla chemików. Jest też stałym felietonistą miesięcznika "Pani". Na podstawie jego książki "S@motność w sieci" powstał film, który zobaczymy we wrześniu. Tłumaczenia jego książek ukazały się w Rosji, Chorwacji, Czechach i Wietnamie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska