Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z pomocą życiu

MAŁGORZATA ŚWIĘCHOWICZ [email protected]
Fot. Jarosław Pruss
Czaszkę sprzedam, ogólnie stan dobry - takie ogłoszenia znów się pojawią. Tylko jeszcze nie teraz, kiedy czaszki nie wypuszcza się z rąk. Jest jak skarb.

Marta zaraz wejdzie na kolokwium (studenci mówią: koło, kolos). Stoi oparta o ścianę, czaszka pod pachą. Marta jest drobna i to, co trzyma przy sobie, też nieduże.
- To czaszka doskonała - mówi z pasją. Choć widać dziury, dziureczki, kość przejrzysta, jak koronka. Ale uzębienie pełne, tylko prawa dwójka poluzowana, wypada.
- Nie szkodzi - mówi Marta. I wciska dwójkę starannie na miejsce.
Wie, że to czaszka mężczyzny, lat około 25 (płeć poznaje po wydatnych łukach brwiowych, wiek - po zrostach, po szwach).
I tyle. Bo co można wiedzieć więcej? Że ten 25-latek mógł być kiedyś na przykład studentem medycyny? Że miał plany na życie, miłość? Ciekawe, czy zachorował, czy popełnił samobójstwo? Może ktoś go zabił? I dlaczego nie spoczywa w ziemi, tylko czeka tu ze studentami pierwszego roku na kolokwium, koło, kolos?
No nie, lepiej dać spokój z takimi pytaniami. Tak to na medycynie nie da się myśleć. Tu trzeba się tej czaszki nauczyć. W samej kości skroniowej jest 200 szczegółów.

Hejka! Szukam używanych

A. jest już po egzaminie z anatomii. Czaszkę kupił z trzema kolegami, do spółki, żeby było taniej. Zrzucili się po 50 złotych. Ogłoszenie znaleźli na tablicy przy wejściu na uczelnię. Umówili się na neutralnym terenie. - Nie pytaliśmy skąd facet to ma. Przyniósł w kartonie po butach, obejrzeliśmy, czaszka była w porządku.
W. też kupił czaszkę w kartonie po butach.
R. też w kartonie.
Dlatego, jakby zapytać studentów medycyny, skąd się u nich bierze tyle czaszek, powiedzą: z kartonów.
Nie usłyszysz, że ktoś wykopał, wykradł, dogadał się z grabarzem. Wszyscy kupili albo pożyczyli. Wszyscy od starszych kolegów z medycyny, od dalszych znajomych, nieznajomych, z ogłoszenia.
Ogłoszeń jest dużo, w akademikach, w Internecie. Pierwszy wysyp zaczyna się w wakacje, już po końcowym egzaminie z anatomii. Jesienią, gdy naukę rozpoczyna pierwszy rocznik, fala wzbiera. W styczniu ci, którzy jeszcze nie mają czaszki, panikują, bo w lutym kolokwium.
"Czaszka w stanie bdb (bez żuchwy)" - Kasia z Wrocławia chciała 250 złotych. Zamieściła ogłoszenie pod koniec października i teraz nie ma co jej zawracać głowy, bo kupca znalazła od razu.
"Czaszkę sprzedam - ogólnie stan dobry. Idealne struktury, zniszczona niestety podstawa" - ogłoszenie studenta Uniwersytetu Jagiellońskiego też już nieaktualne. Teraz w Krakowie posucha, wszystko sprzedane.
Stawki: 250, 300 czasami 400 złotych. I trudno się targować, bo rynek jest chłonny. Wszędzie tam, gdzie są studenci medycyny, jest zapotrzebowanie.
Ogłoszenie na giełdzie UJ: "Kupię czaszkę w każdej chwili" (Beata). "Pilnie potrzebuję czaszki!!!" (Iwona). "Kupię czaszkę! Najlepiej w niezłym stanie, ale każda się przyda" (Seba)
W Lublinie na forum: "Hejka! Szukam używanych podręczników, kości i czaszki" (Edusek). "Ma ktoś może do sprzedania czaszkę?" (foka). "Czy już nikt nie ma czaszki do sprzedania? Ludzie napiszcie, czy macie, czy nie macie, bo nie wiem, gdzie szukać" (Gosiak).
Czaszki przekazuje się sobie z ręki do ręki, jak atlasy do nauki anatomii, jak skrypty z medycyny sądowej i ściągi z chirurgii ogólnej.

Kopiko i kości

Bydgoski oddział Międzynarodowego Stowarzyszenia Studentów Medycyny (IFMSA) publikuje w Internecie listę rad dla tych, którym marzy się kariera lekarza. Podpowiada, jak skompletować ekwipunek studencki. Każdy, na pierwszym roku, musi mieć fartuch chemiczny (zapinany z przodu) lub prosektoryjny (z tyłu). Czapeczkę (na krótkie albo długie włosy), lateksowe rękawiczki (najlepiej 100 od razu), proszek do prania (dużo, przepierka po każdych zajęciach z anatomii). Zestaw do preparowania (ale nie używać pęset z ostrymi końcami, bo uszkadzają preparaty). Do tego czaszkę i kości, kawę, kopiko, Pluszzz Activ, stetoskop, plan miasta... Wymienia się właśnie w takiej kolejności.
Studenci z IFMSA uprzedzają przy tym, że stetoskop może poczekać, lepiej kupić, jak się już zda na trzeci rok. Za to kości to sprawa pilna, trzeba szukać natychmiast, są niemal nie do zdobycia. A z kolei "sezon na czaszki" rozpoczyna się z nadejściem drugiego semestru, wysyp ogłoszeń pojawia się w okresie przedświątecznym.

Z Gangesu nie, to skąd?

Katedra i Zakład Anatomii Prawidłowej Collegium Medicum UMK w Bydgoszczy. Pod oknami długa ławka, na ławce z dziesięć osób. Czekają na kolokwium z czaszki. Wtorek, minęło południe. Ostatnia powtórka. Wyciągają notatki z kanałami, które biegną przez ludzką głowę - w notatkach porządek, kanały wyrysowane starannie, kolorowo. Wyciągają pudełka po butach. W pudełkach czaszki.
Dr Michał Szpinda, który kieruje katedrą, przechodził wcześniej koło tej ławki, wtedy siedziały tylko trzy studentki, każda z notatkami i z czaszką. Już wtedy go zastanowiło: trzy studentki, trzy czaszki. Skąd one je mają?
Wszyscy pracownicy dr Szpindy mieli zagadkę. - Bo przecież to nie Indie, żeby czaszkę z Gangesu wyłowić.

W głowach się gotuje

Bydgoscy policjanci już kiedyś dostali sygnał, że studenci, że czaszki. Sprawdzali, bo przecież nie wolno machnąć ręką. Ale dochodzenia z tego nie było, nie bardzo wiedzieli, pod co podciągnąć.
Jacek Krawczyk, rzecznik KWP w Bydgoszczy, ostatnio zadał to pytanie dochodzeniowcom i prokuratorom. Ależ im się tam wszystkim w głowach gotowało, przejrzeli paragrafy, ustawy, rozporządzenia. Nigdzie żadnego zapisu, że posiadanie ludzkich szczątków jest przestępstwem. - Trzeba sięgnąć do początku - sugerowali. - Ustalić, skąd się wzięły. Czy były zdobyte w sposób przestępczy?
- Tak, początek byłby istotny - mówi Jacek Krawczyk.
Bez początku trudno coś powiedzieć.
Mundur gefraitra i święte oburzenie
Studenci o początkach milczą, jak pogrzebani. Ktoś kiedyś komuś niby się wygadał, że źródłem są grabarze, wiadomo, jakiś mały cmentarz, jakiś likwidowany grób.
- Wykluczone - mówi właściciel firmy pogrzebowej, który pracuje przy ekshumacjach, jego ludzie przekopują groby na małych cmentarzach, np. w okolicach N. Właściciel firmy sam jeździ, dogląda, liczy każdą wyciągniętą kosteczkę. - Na małym cmentarzu łamanie przepisów jest wykluczone. Może na dużych? Duże czasami zatrudniają przypadkowych ludzi, popracują pół roku i wieją, więc może oni. Im jest wszystko jedno.
Ale trudno takich znaleźć. Grabarze mówią o zasadach, i że cmentarz jest pilnowany. Nikt nie będzie ryzykował dla 200 złotych. - Może czaszki sprzedają ci, co ryją w ziemi dla przyjemności? - podpowiadają. - Spytać tych wszystkich hobbystów, poszukiwaczy skarbów z drugiej wojny światowej! Co oni robią, jak znajdą czaszkę? Za ile sprzedadzą?
- Sprzedać? Nie potrafię sobie wyobrazić takiego handlu - Rafał Kruk jest poszukiwaczem, uwielbia historię, przygotowuje Międzynarodowy Zlot Miłośników Eksploracji. Latem do Pałacu w Jedlince ma przyjechać 200 poszukiwaczy. Kruk ręczy, że nigdy żaden z nich nawet nie próbował rozkopywać grobów, a jeśli gdzieś przypadkiem trafił na kości, np. niemieckich żołnierzy, nie ruszał, zabezpieczał, zawiadamiał konsulat. - To podstawy, kodeks eksploracji. Gdyby ktoś złamał kodeks, zaraz zrobiłoby się głośno - twierdzi.
Tak, jak głośno było w marcu 2004, gdy na allegro trafił mundur gefraitra Fronlicha. Jak tylko rozeszło się, że mundur leżał na zwłokach, że pochodzi z ekshumacji w okolicach Bielska-Białej, i że ktoś wcześniej próbował stamtąd wyciągnąć płaszcz gefraitra z kluczykami do motoru BMW w kieszeni - podniosły się głosy oburzenia. Rrwetes. Protesty. Sprzedający musiał się wycofać, przeprosić. Ale ktoś na forum przepowiadał, że jeszcze trochę i pojawią się na aukcjach oferty w rodzaju: piszczel wehrmachtowca pilnie sprzedam!
Krtań w kolorze nieba
W lutym studenci pierwszego roku zaczęli zajęcia z budowy czaszki: kość ciemieniowa, potyliczna, skroniowa, klinowa, czołowa, sitowa... Później kanały. Doły. Chrząstkozrosty, więzozrosty... Teraz to wszystko trzeba zaliczyć.
Dr Szpinda przyznaje: czaszka jest skomplikowana, razem z 1300 elementów. Na plastikowym modelu trudno zobaczyć, trzeba wziąć do ręki prawdziwą czaszkę.
W Katedrze i Zakładzie Anatomii Prawidłowej mają niestety tylko 15. Ostatnia trafiła tu w lipcowej przesyłce z Wąbrzeźna - tamtejsza policja wyłowiła szczątki z jeziora Fredek, dochodzenie nie dało rezultatu. To rzadki przypadek, żeby ktoś pomyślał o takim darze dla katedry. Wszystkie uczelnie medyczne mają z tym problem. We wszystkich wzdycha się do lat siedemdziesiątych, osiemdziesiątych. Wtedy studenci mogli preparować zwłoki przekazywane z aresztów, więzień, domów opieki społecznej. Teraz - choć wciąż umierają ludzie o nieustalonej tożsamości albo bez rodziny, która chciałaby ich pochować - akademie ciał nie dostają. Na zajęciach z anatomii preparuje się bardzo oszczędnie (np. jedna kończyna górna na dwa tygodnie dla 10-osobowej grupy studentów). Częściej korzysta się z filmów video, programów komputerowych, plastikowych modeli. Niektóre trudno brać poważnie, bo co studentowi po kończynie dolnej, która ma mięsień krawiecki na zatrzask? Albo po krtani nadludzkich rozmiarów, w kolorze niebieskim i różowym?
Złota łopatka
Mimo wszystko bydgoscy studenci lubią anatomię, wkuwają - ponad 90 procent zdaje egzamin przy pierwszym podejściu (kiedyś 40 procent niedostatecznych). Dwa lata temu z anatomii nikt w kraju nie mógł ich zagiąć. W międzyuczelnianym konkursie Scapula Aurea drużyna z Bydgoszczy pokonała Katowice, Warszawę, Kraków - złota łopatka stoi teraz w gabinecie dr Szpindy.
A uczyć się praktycznie nie jest łatwo - mają tu na przykład dwa ciała zanurzone w formalinie, jeszcze kompletne (chciałoby się preparować, ale trzeba myśleć oszczędnie). Są trzewia i mózgowia z 10 zwłok. Do wypreparowania zostało 15 dolnych kończyn, 12 górnych...
- Żeby chociaż czaszek było więcej, żeby można było wypożyczyć, to by się nie kupowało - mówią studenci.
A tak kupują, znoszą w pudełkach do akademików, do domów. Rodzice się krzywią: - Zabierz mi to z oczu, jeszcze się przyśni!
Marta (ta, która ma czaszkę 25-letniego mężczyzny) miewa złe sny, ale raczej śnią jej się całe zwłoki albo matura.
Za to Beata, jej koleżanka, nie ma koszmarów. W pudełku trzyma czaszkę 70-letniego mężczyzny, bardzo ładnie zachowaną. Dostała od nauczycielki biologii - jej syn dawno zaliczył anatomię, już mu niepotrzebna, więc nauczycielka powiedziała: Kto z klasy najlepiej zda na medycynę, w nagrodę dostanie czaszkę.
W formalinowej kąpieli
Anatomia to klucz do leczenia ludzi - w Śląskiej Akademii Medycznej wiedzą doskonale, że klucz musi być prawdziwy, nie plastikowy. Żeby przyszłym lekarzom do nauki nie musiały wystarczać tylko sztuczne modele, ŚAM wprowadziła program świadomej donacji: kto chce, może za życia podpisać akt przekazania swoich zwłok. Po śmierci ciało trafi do prosektorium - poleży w formalinowej kąpieli, będzie nastrzykiwane, konserwowane, preparowane. Studenci będą mogli je poznawać, później pójdą w kondukcie pochować szczątki. Dwa lata temu w Katowicach odbył się pierwszy w Polsce uroczysty pochówek ciał, które służyły nauce. Na pogrzebie był rektor, wiceprezydent miasta, studenci. Od tej pory do Śląskiej Akademii Medycznej zgłosiło się 20 osób gotowych oddać ciało po śmierci.
To się nie zdarzyło
20 zwłok? Akurat tyle może pomieścić Katedra i Zakład Anatomii Prawidłowej w Bydgoszczy. Ale to się jeszcze nigdy nie zdarzyło. Udaje się przyjąć jedne zwłoki na dwa lata. Potrzeby, to pięć rocznie.
Ostatnio robią, co mogą, też tak jak ŚAM szukają donatorów. W tym roku zgłosiła się jedna pani, mają już deklarację (opłatę notarialną pokryła uczelnia). Wcześniej zgłosiło się małżeństwo: ona zmarła, leży już w prosektorium. On przychodzi, jakby się niecierpliwił, dopytuje, kiedy rozpreparują ciało, kiedy będzie można pochować szczątki (nie bardzo wiedzą, jak wytłumaczyć, że po pierwsze trzeba jeszcze konserwować, po drugie trzeba jeszcze oszczędzać). On nie mówił nic znajomym, żeby się nie dziwili, że żona nie leży w ziemi. Więc przychodzi tu, do anatomów, tak sobie porozmawiać. Bardzo kulturalny pan, bardzo miły. Kiedy źle się czuł, nie mógł już sobie poradzić, podpowiedzieli, żeby wziął deprim, pomogło. W Dzień Zmarłych chciał zapalić żonie znicz, niestety musieli wyperswadować (ostrożnie z ogniem, formalina jest wybuchowa). Można byłoby ewentualnie postawić świeczkę przed zakładem, ale czy to nie wzbudziłoby niezdrowych podejrzeń? Nie każdy wie, że tu jest prosektorium z napisem nad wejściem: Hic est locus ubi mors gaudet succurrere vitae - Oto miejsce, gdzie śmierć cieszy się, że może przyjść z pomocą życiu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska