Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Oni pracowali w DAG (VII)

Wojciech Mąka [email protected]
Gertruda Jagielska była pomocą kuchenną przy obozie  niemieckich junaków w DAG. W 1943 roku miała 14 lat.  Zostały jej tamtych czasów dwie pamiątki - zdjęcia zrobione  przed obozowymi barakami. Po wojnie w barakach  zorganizowano więzienie. Do dziś jeden z nich można  oglądać niedaleko torowiska ?kolei francuskiej?.
Gertruda Jagielska była pomocą kuchenną przy obozie niemieckich junaków w DAG. W 1943 roku miała 14 lat. Zostały jej tamtych czasów dwie pamiątki - zdjęcia zrobione przed obozowymi barakami. Po wojnie w barakach zorganizowano więzienie. Do dziś jeden z nich można oglądać niedaleko torowiska ?kolei francuskiej?. Wojciech Wieszok
Pani Gertruda Jagielska, gdy trafiła do DAG, miała 14 lat. W lipcu 1943 roku niemiecki urząd pracy skierował ją do pracy jako pomoc kuchenną w obozie dla junaków z Reich Arbeitsdienst.

     - Pracowałam przy kuchni w obozie dla młodych chłopaków - opowiada pani Gertruda. - Nie wiem, ilu ich tam mogło być. Na pewno nie mniej niż pięciuset. Na początku to byli Luksemburczycy. Przed południem chodzili do pracy budować zakład, potem mieli obiad, po południu - szkolenie wojskowe. Na początku trafiali do DAG na pół roku, a potem kierowano ich na front. Później ten okres szkolenia się skrócił do 3 miesięcy - Niemcy mieli już kłopoty na froncie. Na końcu skierowano do obozu chłopców z Alzacji. Mówili dobrze po niemiecku, ale między sobą - po francusku.
     **_R.A.D. przy torach
     Obozowe baraki stały na terenie DAG, tuż przy torach "kolei francuskiej". Po wojnie, w latach 60. trzymano w nich więźniów. W czasie wojny było to miejsce stacjonowania junaków z Reich Arbeitsdienst (R.A.D.). Baraków było pięć. Trzy mieszkalne, kuchnia, warsztaty.
     - _Chodziłam do pracy pieszo - z ulicy Zimnej, ulicą Bełzy do bramy DAG
- opowiada Gertruda Jagielska. - Potem trzeba był iść przez las. Czasami można się było natknąć na wartowników. W sumie droga zajmowała mi 2 godziny. Musiałam wstawać o godzinie 4 rano, bo o 6 zaczynałam pracę. Kończyłam ją o godz. 14. Wyznaczano mi lekkie prace, np. krojenie warzyw. Chłopcy z R.A.D. dostawali bardzo dobrze jeść. Gotował im francuski kucharz, jeniec, który dochodził do pracy z baraków przy Glinkach.
     
- Pamiętam nawet jedno zdarzenie, gdy ci junacy próbowali się zbuntować z powodu kiepskiego, ich zdaniem, jedzenia - mówi pani Gertruda. - Na kolację poprzedniego dnia chyba musieli dostać ser. Następnego dnia rano na śniadanie - też
     **_podano im ser
     To im się nie spodobało. Posiłki roznosili dyżurni - dostawali specjalna tace i podawali kolegom, którzy siedzieli przy stołach. Gdy rano zobaczyli, że kucharz podaje im ser, dyżurni - jeden za drugim - brali swoje tace i przechodząc koło kubła - wyrzucali jedzenie. To, co się potem stało, było straszne. Ich dowódca przez cały dzień musztrował chłopaków. Wszystkich, nie tylko dyżurnych. W pełnym rynsztunku, z bronią. Niektórym z wyczerpania krew płynęła z nosa...
     Pani Gertruda nie narzeka na te czasy. - _Miałam bardzo dobrze, w porównaniu z innymi w czasie wojny
- wspomina. - Kucharz o nas dbał. Kazał przynosić nam jakieś puste puszki, do których nakładał jedzenie, np. gulasz. Dawał słoninę. Wynosiłyśmy to z zakładu. Tyle tylko, że musiałyśmy wychodzić inną bramą - od strony Łęgnowa, bo tam wartownicy nas nie rewidowali. Jeden z Niemców z obozu był złośliwy. Odesłano go z frontu, nie miał prawej ręki. Gdy wychodziłyśmy, a on akurat miał służbę, dzwonił na wartownię, żeby wachmani wiedzieli, że wychodzimy i że coś możemy wynosić. Wtedy nas rewidowano. Na Wigilię albo z okazji niemieckich świąt państwowych, kierownik obozu wydawał nam paczki. W paczkach było jedzenie, rajstopy. Paczki były podpisane, zawieziono je na wartownię, żebyśmy nie musiały ich nosić. Wychodząc z pracy, po prostu je odbierałyśmy.
     - Kierownik obozu był dla nas bardzo dobry - opowiada pani Gertruda. - Okazało się, że u jego rodziny z Hamburgu pracowała przymusowo Polka. Jego żona zginęła podczas alianckich nalotów na to miasto. Polka uratowała dzieci, bo nakryła je swoim ciałem. Sama jednak zginęła. Dlatego mówił, że żywi duży szacunek dla Polaków i w takim szacunku wychowa swoje dzieci.
     _Gertruda Jagielska pracowała w DAG do zakończenia wojny, do ostatniego dnia. Pamięta go tak: - _Szłam rano jak zwykle do pracy. Przy bramie wejściowej spotkałam naszych chłopaków, którzy zwartym oddziałem wychodzili z zakładu. Zaczęli do mnie machać i krzyczeć "Gerti, wracaj do domu, nie masz tam po co iść"
. Pomyślałem - jak to? - przecież nie mogę zostawić pracy. Zwykle przechodziłam obok ogromnych rurociągów, które szumiały. Teraz zaniepokoiłam się - było cicho. W naszym obozie - pusto. Został tylko kucharz, który wykrzyknął, że idą Rosjanie. "Chodź - mówił - pokażę ci, jak działa wózek elektryczny, poradzisz sobie. Weźmiesz sobie cukier, mąkę... nikt cię nie skontroluje". Ale się bałam. Niczego nie zabrałam.
     ***
     Wciąż szukamy ludzi, którzy w czasie II wojny światowej pracowali w zakładach DAG Kontakt pod nr. tel. 326-31-49.
     W ostatnich dniach pojawił się pomysł zorganizowania trasy turystycznej na terenie dawnego oddziału NGL DAG, gdzie produkowano nitroglicerynę. Budynki i podziemne tunele są w doskonałym stanie. Co będzie można tam zobaczyć - pokażemy już w najbliższych wydaniach "Pomorskiej".

     

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska