MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Waga ciężka

Adam Willma [email protected]
W ciągu kilku ostatnich lat Roman Karkosik stał się właścicielem akcji szacowanych na miliard złotych. Jak doszedł do tych pieniędzy? Kto mu pomógł?

     Nie bywa, nie lubi udzielać się towarzysko. Jeśli już pojawia się na bankietach, to w sytuacji, kiedy nieobecność mogłaby popsuć interesy. Ale i wówczas wypala kilka papierosów, wypija kawę (nieodłączne atrybuty) i czym prędzej wymyka się do domu. W tym portrecie również go zabraknie. Biznesmen początkowo zgodził się na wywiad, później jednak zmienił zdanie: - Tak mi poradzili znajomi dziennikarze. Funkcjonuję na giełdzie. Rozmowa z panem mogłaby mi zaszkodzić.
     Gra w Monopol
     Dwa elementy są w tej wypowiedzi typowe dla Karkosika. Pierwszym jest wspomniana niechęć do wysuwania się na pierwszy plan. Strategię nieobecności realizuje Karkosik również w interesach. W firmach, w których pociąga za wszystkie sznurki, z formalnego punktu widzenia jest człowiekiem drugiej linii: w Boryszewie pełni funkcję wiceprzewodniczącego rady nadzorczej, podobnie w Elanie, w kontrolowanych przez siebie Hucie Oława oraz Centernecie (usługi internetowe) jest zaledwie członkiem rady. Ta strategia z jednej strony odzwierciedla zapewne naturę biznesmena, z drugiej strony ma całkiem racjonalne uzasadnienie - zwalnia od odpowiedzialności.
     Drugim kluczem do zrozumienia jego fenomenu są doradcy: - Mówi się o nim, że umie słuchać i dobierać sobie doradców - twierdzi Krzysztof Stępień z pisma "Parkiet", który śledzi karierę człowieka, od którego zależy los akcji m.in. Boryszewa, Oławy.
     - Wobec ludzi, którzy mogą być dla niego pomocni, Karkosik potrafi być hojny - _uważa przedsiębiorca Iks, który kilka lat współpracował z Romanem Karkosikiem. - Różni zlatują do niego jak pszczoły do miodu, łaszą się, podlizują. Gdy przychodzi czas, Karkosik wybiera sobie tych, którzy mogą wyświadczyć mu przysługę. Ale podchodzi do tego z absolutnie chłodną kalkulacją. Pozwala im podejść do półdystansu, ale później wyrzuca, jak zużyte rękawiczki. Odnosi się wrażenie, że życie jest dla Krzycha (drugie imię Karkosika, pod którym zna go większość znajomych, stąd w tekście będą pojawiać się oba - AW) wielką grą w Monopol, w którym ludzie są pionkami.
     Stanisław Czuszel, na początku lat 90. szef Elany, który ma w swojej karierze kilka miesięcy na dyrektorskim stanowisku w firmie Karkosika używa innej metafory: - _Traktuje ludzi jak cytryny. Wyciska ich, a później wysadza na przystanku autobusowym. Ale nie spisuje całkiem na straty. Gdyby cytryna nabrała soku, wróci po nią, aby ją ponownie wycisnąć.

     Jak to możliwe, że człowiek, który jeszcze kilkanaście lat temu był właścicielem jedynie Baru pod Wierzbą, w swoim rodzinnym Czernikowie, dziś trzęsie polską giełdą dochodząc do monstrualnej fortuny szacowanej na ponad miliard złotych?
     Skrzydlata Polska
     Urodził się we wsi Topólka w Dzień Zwycięstwa, w 1951 roku jako drugie dziecko Aliny i Jana Karkosików. Ojciec pracował na poczcie, później zajmował się żywcem w Urzędzie Gminy, pracę zakończył w Wiejskiej Spółdzielni Transportu, matka była szefową geesowskiego zajazdu przy drodze z Torunia na Warszawę.
     Roman poszedł do toruńskiego technikum, w internacie mówili na niego "Zocha" ze względu na długie włosy. Jeden z kolegów przypomina sobie, że kiedy Roman przebrał się dla żartu za dziewczynę, trudno go było odróżnić. - Ładny chłopak o nieco dziewczęcych rysach i włosach do ramion, rolnicy, którzy przyjeżdżali po części do traktorów czasem się mylili i całowali go po rękach - śmieje się przełożony Romana w SKR, w którym znalazł pracę jako magazynier, Krzysztof Pańka. - Raczej zamknięty w sobie.
     Jan Karkosik - senior, zmarł w 1985 roku. Jego żona, Alina, do dziś prowadzi aktywne życie w gminie, jest szefową Klubu Seniora "Radość". Mieszka nadal, wraz z najmłodszym synem, Mirosławem (właścicielem sieci jubilerskiej Eliza) w Czernikowie. Na ścianie zdjęcie ze spotkania z papieżem i czarno-biała reprodukcja "Ostatniej wieczerzy". - Krzysztof marzył o karierze pilota, kupował nawet Skrzydlatą Polskę. Dzieci były zdolne, chcieliśmy z mężem, żeby chłopcy się kształcili, ale praca ich kusiła - _wspomina Alina Karkosik. Mirosław Karkosik, najmłodszy z braci, przypomina sobie, że Krzysztof myślał o studiach prawniczych, ale nic z tego nie wyszło: - W tamtych czasach w Czernikowie student był synonimem życiowego nieudacznika.
     Waga ciężka
     Z Mirosławem spotykam się w hali toruńskiego "spożywczaka" podczas meczu koszykówki, w "Zrywie" gra jego syn. Ojciec jest głównym sponsorem drużyny, a oprócz koszykówki sponsoruje również żużel. Mirosław wielokrotnie usiłował zainteresować żużlem starszego brata, ale bez skutku: -
Jedynym sportem, który działa na brata jest boks, zwłaszcza Andrzej Gołota i waga ciężka.
     Roman znany jest z tego, że - w przeciwieństwie do swoich braci - niechętnie wydaje pieniądze poza biznesem. Jednym z wyjątków był - jak ustaliła Rzeczpospolita - ulubiony przez sędziów, prokuratorów i adwokatów klub strzelecki "Magnum". Skandal związany z orzekaniem nawiązek na "Magnum" oraz dziwne układy towarzyskie z nim związane "Pomorska" opisywała szeroko.
     Mirosław jest 10 lat młodszy od Romana, ale duże interesy zaczął prowadzić mniej więcej w tym samym czasie. Zaczął od sklepu, później wpadł na pomysł, żeby odzyskiwać złoto i srebro z demontowanych komputerów starej generacji z Polski i NRD.
- W jednym komputerze typu "Odra" były do odzyskania 2 kilogramy złota - wspomina.
     Po mszy w Czernikowie chłopaki chodziły na kawę do geesowskiego zajazdu. Tam Roman poznał swoją przyszłą żonę - pracowała jako bufetowa, pochodziła z dużego gospodarstwa. Po ślubie młodzi Karkosikowie kupili niewykończony dom obok wiejskiego targowiska. Roman zwolnił się z SKR-u, wygospodarował miejsce na "bar uniwersalny kategorii III". Dziś nie ma śladu po lokalu.
     - _To był bardzo udany pomysł
- uważa Wojciech Zimoląg, kolega Romana z dawnych czasów. - Nigdzie nie można było dostać piwa, a u Krzycha zawsze było sierpeckie. Ludzie brali od niego piwo całymi kanami.
     Karkosik kupił starą warszawę i przerobił ją na żuka. Handlował czym popadnie, przy barze postawił załatwione przez matkę maszyny do produkcji wody gazowanej. Szukał kolejnych luk w rynku, co w tamtych latach nie było szczególnie trudne, gorzej z pozwoleniami. Ale i te nauczył się zdobywać. Niebawem zamknął bar, pozbył się rozlewni i otworzył zakład produkcji przewodów elektrycznych. Z wyprzedaży w Elanie kupił przechodzonego fiata 125p. - To auto robiło wówczas wrażenie. Ale jeszcze większe wrażenie zrobił na mnie podatek, który musiał za nie zapłacić. Pokazywał mi gruby plik banknotów: to były moje roczne dochody - _koleżanka Karkosika z dawnych lat szeroko rozstawia kciuk i palec wskazujący. - Krzychu zawsze potrafił działać ludziom na wyobraźnię żywą gotówką.
     Z innej bajki
     Produkcja szła pełną parą, kiedy nadeszły reformy Rakowskiego. Przy produkcji przewodów Karkosik zorientował się, jakim interesem może być złom metali kolorowych, zwłaszcza gdy otworzyły się możliwości korzystania z niewyczerpanego postsowieckiego śmietnika.
     Jacek Ptaszek, właściciel należącej niegdyś do Karkosika spółki Karo Biuro Handlu Zagranicznego (-
Nazwy nie zmieniłem, to że ludzie kojarzą firmę z Karkosikiem jest mi na rękę), spotkanie z byłym szefem wspomina następująco: - W Czernikowie miałem warsztat samochodowy. Przy okazji naprawy samochodu pan Karkosik zaproponował mi pracę. Potrzebował człowieka do zbudowania firmy zajmującej się skupem złomu metali kolorowych. Ja miałem zajmować się wyszukiwaniem przedsiębiorstw posiadających odpady z metali.
     Igrek, niegdyś szef jednej z firm Karkosika tak wspomina początek swojej pracy: - _Otworzyłem gazetę, a tam wielkie na pół strony ogłoszenie. Zatrudnię dyrektora, pensja 2,5 tysiąca marek. To był właśnie cały Krakosik w pigułce. Czasy były takie, że byle głupek przesiadał się do dobrego auta i próbował nim dojechać do elit. Karkosik był z innej bajki: mieszkał w swojej wsi, popijał kawę z fusami, gadał bezpośrednio. _Igrek prosi o nieujawnianie nazwiska: - Nie chciałbym, aby mnie z nim kojarzono, ponieważ Karkosik robi dzisiaj albo za diabła, albo za buraka, ale za każdym razem, kiedy stykam się z takimi opiniami, protestuję. Im więcej, po zakończeniu pracy u Krakosika, zdobyłem akademickiej wiedzy, tym bardziej podziwiam go za to, co robił na początku lat 90.
     Litewski przyczółek firmy tworzył Janusz Paczkowski. Do dziś jest zafascynowany byłym szefem: -
Na Litwę wjechaliśmy dzięki moim kontaktom z czasów pracy w Zegartowicach. PGR, w którym byłem zaopatrzeniowcem, utrzymywał kontakty z kołchozem imienia Dzierżyńskiego. Dyrektor kołchozu pewne kontakty nam otworzył. Początkowo były różne dziwne pomysły, żeby handlować grabiami, łopatami i ciuchami, ale nic z tego nie wyszło. Skupiliśmy się na metalach, bo zaczęła się niesamowita hossa, która trwała około 3 lat. Utworzyliśmy przedsiębiorstwo Dora-Karo z mieszanym kapitałem. Spółka była zarejestrowana w Kownie i tam płaciła podatki, jednak wszystkie konta były w Polsce, dla bezpieczeństwa. Z pozyskaniem złomu nie było najmniejszych problemów, wystarczyło dać ogłoszenia w prasie.
     "Jeśli nie my, to kto?"
     Obroty były ogromne, samochody wynajęte z brodnickiego i toruńskiego pekaesu kursowały nawet kilkanaście razy w tygodniu. W czasach gdy po obu stronach granicy ciągnęły się wielokilometrowe kolejki, samochody wożące towar dla firmy Karo nie musiały czekać na odprawę. Ze Wschodu towar trafiał albo do polskich hut, albo wprost do Niemiec. Karkosik wyrobił sobie dobre kontakty w Impexmetalu, który miał swoje biura na Zachodzie (sam biznesmen nie posługuje się żadnym językiem obcym, ostatnio próbuje uczyć się angielskiego). Trafił do rady nadzorczej fabryki kabli w Czechowicach, z której czerpał odpady. Zatrudnił wpływowego emerytowanego dyrektora z branży energetycznej, który pomógł mu dogadać się z ludźmi z tej branży. Do firmy Karo trafiały zużyte transformatory i stare linie przesyłowe, z których odzyskiwało się cenny metal.
     Znajomy z Czernikowa:
- Karkosik przyjechał kiedyś do mnie i uskarżał się, że nie może znaleźć człowieka, który za niego przywoziłby z Niemiec pieniądze za miedź. Jak przywoził? - zapytałem. A on na to, że normalnie, w torbie.
     Były urzędnik:
- Wydawał mi się wówczas trochę niezrównoważony. Opowiadał, że ma propozycję sprzedaży 2 milionów ton cementu do Włoch, ale chyba z tego zrezygnuje, bo cała polska flotylla sobie z tym towarem nie poradzi. Dziś myślę, że może rzeczywiście miał taką propozycję.
     Pączkowały kolejne firmy: Zakład Obrotu Metalami w Czernikowie, Karo Metal, Karo BHZ. Karkosik ujawnił zdolności przywódcze:
- "Jeśli nie my, to kto, jeśli nie teraz, to kiedy" lub "Nie wstyd wam, że Niemiec potrafi to zrobić, a wy nie umiecie?" albo "My, chłopaki z Czernikowa musimy sobie poradzić". Te hasła dla ludzi z zewnątrz mogą brzmieć śmiesznie, ale naprawdę potrafił zagrać nam na ambicji - twierdzi Igrek. - Żeby to zrozumieć, trzeba z nim popracować. Dzień wcześniej umawialiśmy się, że będziemy nazajutrz obgadywać jakąś koncepcję. My przez noc byliśmy w stanie zebrać myśli, a on kładł się spać o 4 rano i przychodził do pracy z trzema pełnymi, profesjonalnymi kalkulacjami. W gronie dyskutantów być może my potrafiliśmy lepiej zwerbalizować myśli, ale zawsze on był najlepiej przygotowany do tematu.
     Igrek do dziś kieruje się w biznesie kilkoma wskazówkami Karkosika:
- Byliśmy kiedyś na targach w Mediolanie, stanąłem w długiej kolejce dla dyrektorów firm i innych ważnych ludzi z całego świata, którzy otrzymywali plakietki i na salę wchodzili darmowo. Obok było prawie puste przejście dla ludzi z ulicy, którzy musieli tylko zapłacić za wejście. Podszedł Karkosik zapytał, dlaczego chcę stać 20 minut w kolejce, skoro obok wystarczy wpłacić parę groszy i wejść na salę. Więc kupiliśmy wejściówki. "A tych w kolejce musimy sobie zapamiętać, żeby nie robić z nimi interesów, bo to jakieś dziady są" - powiedział Karkosik. To był cały on - facet, który potrafił być w biznesie 20 minut wcześniej od wszystkich. Swoim prezesom i dyrektorom Karkosik pozostawiał dużo swobody, chociaż zawsze ich sprawdzał. Miał tylko jedno życzenie, aby każdego kogo zwalniamy albo kto sam się zwalnia, przysłać do niego na krótką rozmowę. Wiedział, że od takiego człowieka najwięcej dowie się o funkcjonowaniu firmy.
     Nieufności Karkosika doświadczyło wielu jego pracowników:
- W jakimś stopniu była to cecha nabyta. Wielu pracowników go zawiodło tworząc na boku własne, konkurencyjne biznesy - twierdzi Igrek. - Pamiętam, że któregoś dnia Karkosik rzucił hasło, żebyśmy wszyscy poddali się badaniu wykrywaczem kłamstw. Takie usługi badania prawdomówności menedżerów świadczyła wówczas firma ministra Koniecznego. Potraktowałem to jako dobry dowcip i pojechałem na to badanie. Ale nikt inny z menedżerów się nie zgodził. Dlaczego?
     Przyjdę z jedną walizką
     Pracownicy nazywali go Dziedzic. Według Igreka taki przydomek nadali mu ludzie z Czernikowa. -
Na skalę wsi był już bardzo zamożny. Krążyły plotki, że pies Karkosika, Dżek jada w kryształowych miskach. Z ciekawości, kiedy po raz pierwszy byłem u niego w domu, obejrzałem sobie te miski, opowieści były wyssane z palca.
     Gdy kończyła się hossa na metale, Karkosik miał już pomysł na nowy biznes w zupełnie innej branży. To był czas, kiedy na wschodnie rynki szturmem weszły napoje w butelkach PET. Interes się kręcił, ale same butelki powstawały zaledwie w kilku miejscach w Polsce, ich transport wychodził piekielnie drogo. Nowa spółka Karkosika "Unibax" miała więc produkować maszyny rozdmuchujące PET, tak aby każdy z większych producentów napojów mógł produkować butelki na miejscu. Maszyny konstruowane w budynkach przy ul. Wapiennej (które biznesmen kupił od podupadłego Meprozetu) szły jak świeże bułeczki. Ale Karkosik postanowił zrobić jeszcze jeden krok naprzód.
- W Elanie pomysł na zakup instalacji do produkcji granulatu pojawił się jeszcze w 1992 roku i dziwić może, że nie został wcielony w życie przez ówczesne kierownictwo. Pomysł na tę produkcję Karkosik mógł zasłyszeć właśnie w kontaktach z dyrektorami Elany - uważa Stanisław Czuszel.
     - _Największy stres Krzysztof przeżywał przy zakupie tych maszyn do Unibaksu. Przyszedł któregoś dnia i powiedział, że zastawił w banku wszystko, co ma
- wspomina Alina Karkosik. - Mówił, że jeśli interes się nie powiedzie, przyjdzie do mnie z jedną walizką, ale jeśli się uda, będzie bogaty.
     Negocjator Stajszczak
     I stał się bogaty. W sposób, nad którym na próżno głowiła się prokuratura.
     W 1993 roku Karkosik zamówił w szwajcarskiej firmie Buhler linię do produkcji granulatu, za którą zapłacił niespełna 14 milionów złotych. Ponieważ cena polimeru utrzymywała się na wysokim poziomie, Unibax zamówił kolejne urządzenie. W 1996 roku cena granulatu spadła o połowę. Unibax nie dość, że nie był w stanie wywiązać się ze zobowiązań wobec szwajcarskiej firmy, to jeszcze zalegał 2 miliony złotych za surowiec toruńskiej Elanie.
     Niespodziewanie z pomocą przyszła mu sama Elana, która podjęła decyzję o zakupie linii od Unibaksu za 43,3 miliona złotych. Sprawą zainteresował się Urząd Ochrony Państwa, którego funkcjonariusze nie mogli pojąć, dlaczego państwowa firma przeznaczyła na zakup linii technologicznej 20 milionów złotych więcej niż wynosiła wartość rynkowa urządzenia. Elana argumentowała, że kupując gotową linię od Unibaksu oszczędziła czas i przejęła rynek firmy Karkosika. Dochodzenie w prokuraturze spełzło na niczym. W sprawie są dwa interesujące wątki. Dyrektorem powołanej przez Elanę spółki produkującej granulat (Elana PET) został Zbigniew Bukowski, ten sam, który dotąd zawiadował Unibaksem. Natomiast negocjatorem umowy z Elaną ze strony Romana Karkosika był wątpliwej sławy bydgoski biznesmen Mirosław Stajszczak. Karkosik zrewanżował się później Stajszczakowi, kiedy ten trafił do aresztu, wpłacając kaucję za bydgoszczanina.
     Z nazwiskiem Karkosik związana jest jeszcze jedna elanowska transakcja z epilogiem w prokuraturze. W 1998 roku roku, znajdująca się na skraju bankructwa, gorzowska spółka For-Chem zamówiła w Elanie-PET granulat polimerowy. Prokurentem firmy z Gorzowa był Mirosław Karkosik, a decyzję o sprzedaży podejmował Andrzej Bukowski (ex-Unibax). For-Chem nie zapłacił Elanie ani grosza a granulat sprzedał o 10 groszy taniej firmom Romana Krakosika - Unibax i Karo Metal. Za zdobyte w ten sposób pieniądze spłacił długi wobec... Unibaksu i Karo Metal po czym ogłosił upadłość. W tym wypadku prokuratura dopięła swego, Mirosław Karkosik zapłacił za tę transakcję wyrokiem 1,5 roku w zawieszeniu i 50-tysięczną grzywną.
     Paradoksalnie Roman Karkosik może dziś przedstawiać się zarówno jako beneficjent tej podejrzanej transakcji, jak i poszkodowany. Na początku 2001 roku dopiął swego i przejął największe toruńskiego przedsiębiorstwo.
     Tani jak trup
     O zakup elanowskich akcji Karkosik zabiegał już rok wcześniej. Przez zarząd NFI Fortuna był jednak traktowany z dużą nieufnością. Znowu jednak pokazał się jako zwolennik niekonwencjonalnych metod w biznesie. W rozmowie z "Finansistą" twierdzi, że nie pamięta szczegółów tej transakcji, co brzmi zabawnie zważywszy na jego doskonałą pamięć (podkreśla to wielu jego współpracowników) oraz na fakt, że był to najbardziej intratny z jego zakupów. Spróbujemy zatem odświeżyć biznesmenowi nieodległe fakty. Pod koniec 2000 roku negocjacje w sprawie zakupu pakietu kontrolnego "Elany" podjął Zbigniew Jakubas (Multico), który karmił media bajkami o rzekomych planach inwestycyjnych w Toruniu i ożenieniu własnej mody mineralnej z elanowskim PET-em. Tymczasem natychmiast po zakupie akcji sprzedał je Karkosikowi i dwóm kontrolowanym już przezeń firmom - Oławie i Boryszewowi za... 26 milionów. Karkosik i jego firmy płaciły za akcję 3,53 zł z czego wynika, że ogólną wartość przedsiębiorstwa oszacowano na 43 miliony, czyli kwotę równą tej za jaką Elana kupiła od Karkosika linię do produkcji granulatu.
     "Podatnicy pomogli biznesmenowi" - pisał nasz redakcyjny kolega Ryszard Jaworski. "Elanie umorzono wiele milionów złotych należności skarbowych i Karkosik przejmuje firmę z czystym kontem". Jaworski zwracał uwagę, że wartość zakładu była wcześniej szacowana przez firmy consultingowe na 140-200 milionów a wartość 198 hektarów gruntu wyceniana jest na minimum 99 milionów.
     Dziś Elana wyceniana jest na 560 milionów złotych, a zatem w niezwykły sposób zdrożała 13-krotnie przy inwestycjach rzędu 54 milionów. Tuż po przejęciu zakładu prezes Sławomir Masiuk lamentował: - Elana, co widać gołym okiem, to trup technologiczny. Zrobiliśmy błąd kupując ten zakład. Tymczasem jego pracodawca otwarcie wyznał dziennikarzowi "Finansisty", że "sama elektrociepłownia, która należy do Elany warta jest ponad 100 milionów".
     Partnerzy biznesowi twierdzą, że Karkosik zawsze dotrzymuje słowa. Gorzej z publicznymi obietnicami. W styczniu 2000 roku biznesmen zapewniał "Rzeczpospolitą", że "w przedsiębiorstwie nie będzie żadnych zwolnień". Tymczasem w ciągu dwóch lat wypowiedzenia otrzymało około 800 pracowników. Wskutek nieprzestrzegania przez zarząd zapisów układu zbiorowego w spór z zarządem weszły związki zawodowe kontrolowanej przez Karkosika Huty Oława.
     Cięcie kosztów to specjalność Karkosika, która powoduje protesty załogi i jednocześnie zachwyt inwestorów giełdowych. Tam, gdzie jest to możliwe, Karkosik zmienia firmy w zakłady pracy chronionej. To właśnie pod zarzutem wyłudzenia dotacji (łącznie 7,6 mln) aresztowana został prezes Elana-PET Małgorzata Ż.-P. Zarzut dotyczy okresu, w którym pani prezes szefowała jeszcze kontrolowanej przez Karkosika spółce Boryszew (zakładzie pracy chronionej). Karkosika, który formalnie nie pełni eksponowanych stanowisk zarzuty ominęły. Podobnie było w przypadku postępowania prokuratorskiego w sprawie wyłudzeń VAT, kiedy aresztowani zostali szefowie spółek Central Park, Unibax i Karo Metal. - Chodzi o łańcuszek przedsiębiorstw, którym zwrócono niezależny podatek VAT. Korzystano między innymi z uprawnień zakładów pracy chronionej - mówi rzecznik Prokuratury Okręgowej w Olsztynie Mieczysław Orzechowski. - Postepowania zostały zawieszone, czekamy na decyzje podatkowe.
     Upodobanie Karkosika do pracy inwalidów odczuli równiez pracownicy Elany, których nakłaniano do wypełniania wniosków o wydanie orzeczenia o stopniu niepełnosprawności. Z kolei niepełnosprawni z Elany PET masowo zwracali się do władz spółki z prośbą o przedłużenie czasu pracy z przepisowych 7 do 8 godzin pracy. Niektórzy dopisywali, że chcą pracować również nocą. Druczki z prośbą wręczało kierownictwo zakładu. Prezes Małgorzata Ż.-P. w rozmowie z "Nowościami" nie wykluczyła, że gdyby pracownicy nie podpisali takich oświadczeń, poszuka na ich miejsce innych.
     Wszyscy jego ludzie
     Małgorzata Ż.-P. jest człowiekiem z pierwszego, "gazetowego" naboru, a zarazem jedną z najbardziej zaufanych osób Karkosika. Wśród byłych współpracowników ma opinię osoby bezgranicznie oddanej Karkosikowi. W tym samym czasie pojawił się w ekipie Karkosika były dziennikarz Jerzy Mróz, obecnie dyrektor handlowy w Elanie PET, który rzucany był na róze placówki w imperium biznesmena z Kikoła. O ile na eksponowanych stanowiskach pojawiają się (zwykle na kilka miesięcy) znani menedżerowie "z odzysku" mający na koncie stanowiska w KGHM czy Petrochemii, to jednak trzon stanowi stara kadra. Szefem rad nadzorczych w największych spółkach jest Zygmunt Urbaniak, były księgowy Stacji Hodowli Roślin Ogrodniczych w Steklinie, później etatowy sekretarz PZPR w Kikole. Po 1989 roku Urbaniak zaczepił się na krótko w szkole, gdzie odnalazł go Karkosik. Głównym miejscem zatrudnienia Urbaniaka jest niewielka wytwórnia kabli przy domu Karkosików w Czernikowie (niedawno zakończyła produkcję kabli skupiając się na produkcji detali z plastiku).
     W otoczeniu Karkosika (w.in. w radach nadzorczych Skotanu i Boryszewa) pojawia się nazwisko mecenasa Mirosława Kutnika pochodzącego z odległej o kilka kilometrów od Czernikowa Ograszki. Kutnik jest m.in. prawnikiem Polskiej Organizacji Pracodawców Osób Niepełnosprawnych, uchodzi za bardzo sprawnego specjalistę od VAT-u.
     Były prezes Elany Sławomir Masiuk kierował niegdyś w niemiecką placówką Impexmetalu, firmy, której - wbrew wszelkim zabiegom - nie udało się Karkosikowi przejąć. Wśród ludzi Karkosika odnaleźć można między innymi byłego wiceprezydenta i radnego Torunia (zajmujący się sprawami gospodarczymi) Janusza Strześniewskiego, który szefuje Unibaksowi.
     Podstawą sa jednak więzi rodzinne. Choć bywało, żebracia ze sobą konkurowali, w razie kłopotów mogą na siebie liczyć. Zgodnie z ostatnią wolą Jana Karkosika. - Życzył sobie, żebyśmy zawsze trzymali się razem. Ludzie mają rożnych znajomych, ale liczyć mogą tylko na rodzinę, mówił ojciec - cytuje Ryszard Karkosik, najstarszy z braci, właściciel m.in. firmy Elkard. Nic dziwnego, że kiedy w Elanie potrzebny był wykonawca do zakładu produkcji polimerów, wybór padł na firmę Ryszarda. Gdy Mirosław Karkosik popadł w tarapaty finansowe po zakupie garbarni w Brzegu, firmę odkupił od niego Roman. Na stanowisku prezesa ustanowił 24-letnią wówczas Karinę Wściubiak, absolwentkę Katolickiej Szkoły Języków Obcych i Ekonomii w Częstochowie, najmłodszą szefową spółki giełdowej w Polsce. Jednym z menedżerów Karkosika jest jego młody krewny a największym wspólnikiem w interesach (tak wynika z rozkładu akcji), jego żona, Grażyna - W trudnych sytuacjach synowie zawsze mogą liczyć na siebie, chociaż jeśli chodzi o zwrot pieniędzy, nie ma taryfy ulgowej - podkreśla matka, Alina Karkosik.
     Mysz, koń i różdżka
     Od kilku lat największą pasją Romana Karkosika jest gra giełdowa. Poszukuje akcji niedoszacowanych spółek, które w odpowiednim momencie sprzedaje z zyskiem. Tak było z Boryszewem skupowanym przez Karkosika po 4-7 złotych, za który dziś trzeba zapłacić 117 złotych.
     Kontrolowane przez siebie spółki Karkosik oplótł siecią wzajemnych powiązań, jego firmy kupują i sprzedaja sobie nawzajem akcje. Układ stał się mało przejrzysty, a jeśli dodać do tego fakt, że większość transakcji odbywa się przy udziale samego Karkosika lub powiązanych z nim podmiotów nic dziwnego, że indywidualnie inwestorzy podchodzą do wahań Oławy i Boryszewa z ostrożnością. W opiniach internautów można zetknąć się z zarzutami, że Karkosik manipuluje wysokością kursów, choć nikt dotąd nie zdołał mu tego udowodnić. Bywa, że giełdę zelektryzuje duża transakcja pomiędzy Romanem Karkosikiem a... jego żoną.
     - Nawet dla specjalistów wzajemne powiązania przedsiębiorstw Karkosika to trudny orzech do zgryzienia - mówi Krzysztof Stępień z "Parkietu" - Pojawiła się za to grupa inwestorów, którzy po prostu podążają śladami Karkosika, bo to jest jak dotknięcie czarodziejskiej różdżki.
     W ciągu roku wartość akcji Boryszewa wzrosła o 1500 procent. - Jest to efekt ogólnej tendencji wzrostowej na giełdzie, ale również dobrych wyników finansowych odchudzonych firm - twierdzi Jarosław Augustynowicz ze Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych.
     Jedno jest pewne - w giełdowych gierkach Karkosik okazał się równie skuteczny, jak w innych formach biznesu. Tylko w ubiegłym roku "wycisnął" z giełdy 262 miliony złotych, co dało mu 3 miejsce miejsce w rankingu. Wartość posiadanych przez niego akcji przekroczyła miliard złotych. Najnowszym pomysłem jest konsolidacja firmy. Spółką, która ma być centralnym punktem grupy jest jednak nie ogromna Elana, ale niewielki Boryszew. To tak, jakby mysz połknęła konia. O co chodzi? Czy to jedna z giełdowych "zagrywek" czy bardziej dalekosiężny plan?
     - Obserwując różne kariery da się zauważyć, że inwestorzy chcą na pewnym etapie chcą mieć swoje biznesowe dziecko, pozostawić coś po sobie. Być może taki czas nadszedł również w karierze Karkosika - zastanawia się Krzysztof Stępień.
     Stanisław Czuszel: - Wątpię, Karkosik zbyt szybko się nudzi. Nie byłby w stanie wytrzymać dłużej takiej stabilizacji, w zbyt chłodny spsób podchodzi do pieniędzy. Karkosik nie jest człowiekiem z poczuciem misji, jest specjalistą od pomnażania pieniędzy.
     Igrek, były dyrektor jednej z firm Karkosika: - Źródłem jego przewagi nad konkurencją jest ona sam. Nie bardzo potrafię sobie wyobrazić przyszłości jego firm, gdyby miało go w nich zabraknąć.
     Rosół z Elany
     Karkosik zapowiada inwestycje w Elanie - 1,2-1,5 miliarda złotych. Czas pokaże, czy i tym razem nie są to jedynie czcze obietnice. Być może mu się to uda, jeśli spełni się jego najnowszy plan: zamierza kupić akcje jednej z zagranicznych firm wycenianej na 150 milionów dolarów, a wartej jego zdaniem około miliarda.
     Swoje plany snuje w liczącym 1800 metrów kwadratowych pałacu w Kikole. Kupił go w połowie lat 90. od rzeszowskiego Instalu i gruntownie wyremontował. jedynym hobby, do którego otwarcie się przyznaje jest park. - Kiedyś podróżowaliśmy z Karkosikiem całe dwie doby. Rozmowa z nim to jak cięcie tępą piłą. Ani o kobietach, ani o piłce, wyłącznie o giełdzie, notowaniach, inwestycjach. Można oszaleć. Jedyny temat, poza biznesem, na który daje się naciągnąć, to park, nornice i krety, które niszczą mu trawnik. To go podnieca, ale tylko przez chwilę, po czym znowu zamęcza człowieka liczbami.
     Mieczysław Raczkier, jeden z bardziej wpływowych toruńskich biznesmenów (o którym głośno za sprawą procesu łódzkiej Ośmiornicy, w którym odpowiada z wolnej stopy) również podkreśla pracoholizm Karkosika: - Nadajemy na różnych falach. On żyje, żeby pracować, ja pracuję, żeby żyć.
     O inwestycjach Karkosika w kikolski park krążą legendy. Na rośliny Karkosik nie skąpi grosza, w razie problemów wzywa na konsultacje m.in. światowej sławy specjalistę Johna Brookesa, który zajmuje się królewskimi ogrodami w Londynie. Gdy trzeba było sprowadzał z zagranicy pełnowymiarowe drzewa. Ponoć celnicy poddawali przesyłkę dokładnym oględzinom nie mogąc uwierzyć, że chodzi wyłącznie o drzewa. Nieliczne wolne chwile Roman Karkosik spędza w swoim parku. Ulubiony obiad, rosół z kury, gotuje osobiście żona.
     Polityka zdaje się Romana Karkosika nie obchodzić, choć jego brat, Mirosław twierdzi, że wszyscy bracia mają raczej prawicowe poglądy. - Ja byłam w partii, więc czasem nazywają mnie komunistką - śmieje się Alina Karkosik.
     Były dyrektor firmy Karkosika: - On ma bardzo konkretne poglądy polityczne. Jego partia to Złoty Polski. Gdy pojawiły się informacje, że we Włocławku stanąć może fabryka konkurująca z Elaną ministerstw zaczęły napływać pełne niepokoju zapytania i interpelacje od posła z SLD oraz posłanki Ligi Polskich Rodzin.
     Co karzeł ma w walizce?
     Karkosik rzadko korzysta z zaproszeń. Na bankietach wybiera mało eksponowane miejsca, korzystając ze swego wzrostu przygląda się ludziom ponad ich głowami ze szklaneczką Johny Walkera w jednej i papierosem w drugiej ręce. Nie musi szukać towarzystwa. To ostatnie obsiada go jak muchy: posłowie, samorządowcy, drobniejsi biznesmeni, naukowcy, dziennikarze. Jedni rezygnują z poczęstunku, żeby jak najszybciej znaleźć się w jego towarzystwie, inni wyczekują odpowiedniej chwili. Karkosik raczej słucha niż rozmawia.
     Z Romanem Karkosikiem miałem okazję dłużej porozmawiać zaledwie raz. Był wówczas skonfliktowany w toruńskim PEC-em, chcąc po konkurencyjnych cenach przesyłać ciepło z elanowskiej kotłowni do toruńskich osiedli. Potrzebował dziennikarzy, więc bez problemu umówił się na spotkanie z nami w jednym z lokali na Starówce. Wysoki, szczupły brunet, z nieodłącznym papierosem, ubrany jak zwykle wyłącznie na czarno. Towarzyszył mu Jerzy Mróz. Karkosik przekonywał, że bardzo mu szkoda emerytów i rencistów, którzy w wyniku drapieżnej polityki PEC musza płacić słono za ogrzewanie. Myślami zdawał się jednak być zupełnie gdzie indziej. Kiedy zakończył mowę w obronie emerytów, zaproponował dalszy ciąg spotkania: - Musimy te sprawy obgadać na spokojnie, przy jakiejś wódeczce. Jakie miejsce panowie proponujecie, gdzie są najładniejsze dziewczyny? Nie skorzystaliśmy.
     Na koniec sprzedał nam ciekawostkę: - Nie boję się o swój samochód. Kiedy jadę do Warszawy zabieram ze sobą karła i zostawiam go w samochodzie. Od tego czasu nie zdarzyła mi się próba kradzieży. Kiedy trzeba dostarczyć gdzieś większą kwotę pieniędzy, daję walizkę z pieniędzmi karłowi. Nikt przecież nie przypuszcza, że karzeł może mieć w walizce fortunę.
     **
     

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Inflacja będzie rosnąć, nawet do 6 proc.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska