Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ada jest ustawiana

Rozmawiał Marek Heyza
Adriannę Biedrzyńską, znaną aktorkę i artystkę estradową nazwano oszustką. Ona sama oskarżyła o oszustwa męża, ma pretensje, że dzięki nazwisku żony pozyskiwał znaczne kwoty od różnych ludzi, między innymi od aktora Tomasza Stockingera. Ma pretensje, że zostawił ją bez środków do życia, pozbawił dobrego imienia i zdradzał, a nawet okradł córkę Michalinę, którą traktował jak swoje dziecko. Na ten temat aktorka mówiła dziennikarzowi "Pomorskiej" w rozmowie opublikowanej przez nas tydzień temu. Dziś rozmawiamy z jej mężem MARCINEM MIAZGĄ:

     - Adrianna Biedrzyńska znalazła się na internetowej czarnej liście dłużników. Czy pana zdaniem niesłusznie?
     
- Niesłusznie, ponieważ nikomu niczego nie podpisywała, nikomu nie jest winna pieniędzy. Umieszczono ją tam tylko dlatego, że jest osobą publiczną. Gdyby była zwykłą Kowalską, nikt nie posłużyłby się jej nazwiskiem, żeby odebrać pieniądze. A panowie, którzy dawali duże kwoty, wiedzieli, na co dają: giełda to jest giełda. Nie może zagwarantować stuprocentowego zysku. Jak mieli zysk, nie pisali do gazet. Nie chwalili się, że zarabiają pieniądze, że jest cudownie. Tomek Stockinger przyszedł do nas do domu z olbrzymim bukietem kwiatów, dziękował, że poznaliśmy go z Haraburdą, tak wspaniałym facetem, który pomnaża pieniądze.
     - Skoro żona niesłusznie znalazła się na liście, czy pan, jako kochający mąż, próbował coś zrobić, żeby jej nazwisko zniknęło z listy, którą ludzie kojarzą z wykazem oszustów?
     
- Oczywiście. Skierowaliśmy sprawę do prokuratury. Pan Jachnicki działał przecież bezprawnie. Jak prokuratura zainteresowała się sprawą, przeniósł listę na serwer amerykański, a to już jest poza zasięgiem naszej prokuratury. Mecenas Jachnicki nie miał żadnych podstaw prawnych, żeby umieścić Adę na tej liście. Teoretycznie mógłbym pójść do Jachnickiego, powiedzieć, że pan, redaktor, jest mi winien pieniądze i pan też by się znalazł na liście.
     - Jeśli nie pani Ada, to pan jest dłużnikiem?
     
- Trudno to tak nazwać. Rzeczywiście było tak, że dla uwiarygodnienia człowieka, którego szumnie nazywamy "maklerem" - makler, podkreślam, nie może inwestować na giełdzie, Haraburda wcześniej był maklerem - podpisałem jakieś umowy maklerskie i weksle tym osobom, które wpłacały. Ale ja nie dostałem żadnych pieniędzy. Ja nimi nie grałem, grał Haraburda, który potem uciekł. A teraz muszę już walczyć nie o Adę, a o siebie, bo postąpiła ze mną nie fair, nielojalnie; tym bardziej że znała całą sprawę od samego początku. Wiedziała, że sam gram na giełdzie. Jak osoba, która kocha, brała ze mną ślub, przyrzekała, że będzie ze mną na dobre i na złe może tak postępować? W momencie, gdy potrzebuję pomocy, wypięła się, zostawiła mnie. Rzekomo i ją oszukałem... Własną żonę?
     - Ona twierdzi, że dała panu 150 tysięcy złotych.
     
- Sama wpłaciła je Haraburdzie, ja tych pieniędzy w ogóle nie widziałem. Na początku jakieś zyski z tego czerpała. Podobno jej mama z Bydgoszczy też dała jakieś pieniądze. To nieprawda. Pieniądze dała Adzie! I Ada je wpłaciła. Trzymajmy się więc faktów, nie bujajmy w obłokach. Dowiedziałem się też - powiedziała to "Pomorskiej" - że jestem winien pieniądze jakiemuś panu z Poznania i chciałem spłacić dług jej domem. To historia wyssana z palca Ady albo raczej z palca Ady doradczyń. Nad nią pracuje sztab doradczyń, m.in. Wietnamka, która władowała chyba ze 400 tys. zł w promocję płyty Ady. A jak wiemy, ludzie ze Wschodu mają to do siebie, że będą walczyli do ostatniej kropli krwi o swoje pieniądze. Ona nie pomaga Adzie, walczy o odzyskanie pieniędzy i o to, żeby na Adzie i jej płycie zarobić. Idzie po trupach. Pogrążyła mnie i jak trzeba będzie, pogrąży Adę.
     - Rajpert wpłacił 385 tysięcy dolarów...
     
- To bzdura, on jakieś odsetki naliczył. Rajpert to w ogóle oddzielny paragraf, okazał się bandytą, nasyłał na mnie różnych ludzi - nie wiem, czy z zorganizowanych grup przestępczych, czy z firm windykacyjnych. Nawet przysłał mi SMS, że jestem mu winien 5 mln dolarów! Tym zajmuje się mój adwokat, myślę, że wkrótce wszystko zostanie wyjaśnione: że żadnych pieniędzy nie wziąłem, że nie jestem oszustem, bo nie jestem. A moje nazwisko jest teraz bardzo zszargane. Wiele osób się śmieje z tego, co Ada robi. A robi potworne bzdury.
     - Kim jest ów tajemniczy Rajpert?
     
- Nie wiem. Wiem, że kiedyś kwiatami handlował. Chciał zainwestować na giełdzie, bo miał pieniądze, a trafił do nas poprzez wspólnego znajomego.
     - Skoro wpłacali pieniądze nie panu, lecz Haraburdzie, to dlaczego pan się zobowiązał, np. Stockingerowi, oddać pieniądze?
     
- Poczuwałem się do tego, bo podpisałem jakiś dokument. Teraz żałuję, bo prawnicy mi wyjaśnili, że nie jestem nikomu winien pieniędzy.
     - Adrianna Biedrzyńska twierdzi, że od 1997 roku pan ogołacał jej konto...
     
- To bardzo śmieszne, co jej podpowiedziała Wietnamka i inne koleżanki. Konto należało do naszej wspólnej firmy, spółki cywilnej. Wiadomo, jak jest dwóch wspólników, każdy ma równe prawa. Jak przychodziły jakieś pieniądze, to je wypłacałem, bo na koncie firmowym jest bardzo niskie oprocentowanie i albo wpłacałem na jakąś lokatę, albo przynosiłem do domu i były wydawane na życie codzienne. Bardzo dużo w ciągu ostatnich dwóch lat poszło na remonty w domu. Ada tego nie wiedziała, Ada tego nie liczyła, Ada nie zajmowała się tym. Ada, jak szła do miasta, miała w torebce dwa tysiące, czy tysiąc - to było dla niej bez różnicy. Kupowała coś za pięćset, czy za osiemset - bez różnicy, na cenę nie patrzyła nigdy. Ona nie orientuje się, ile kosztuje utrzymanie domu, telefony, podróże, ile kosztuje utrzymanie dziecka, lekcje dodatkowe. A za wszystko ja płaciłem.
     - Ona twierdzi, że na koncie zostawił pan 2,60 zł...
     
- Tak, ale na koncie firmowym, na którym nigdy nie trzymaliśmy pieniędzy.
     - Twierdzi jednak, że zostawił ją pan bez środków do życia.
     
- Tak została ustawiona przez koleżanki. Nawet pożycza symboliczne pieniądze - pięćset, tysiąc, dwa - że niby nie ma z czego żyć. Chodzi o to, żeby wszyscy uwierzyli, że jeszcze ona została przeze mnie oszukana. To absolutna bzdura. Ale ja nie myślę, że Ada jest tak złym człowiekiem, ona jest po prostu tak ukierunkowana przez Huę i koleżanki. Ada ma bardzo ciężki charakter, pokłóciła się z koleżankami parę lat temu, a teraz nagle wielka przyjaźń! Wczoraj byłem u naszych wspólnych przyjaciół. Są przerażeni tym, co Ada w tej chwili wyprawia. Dlaczego to robi? Dlatego, że jej dziecko od trzeciego miesiąca życia wychowywałem?! Dlatego, że kocham nadal to dziecko, choć zostałem od niego całkowicie odizolowany?! Kochałem jak własne, Michalina mówiła do mnie tato, jeździliśmy razem na rowerach, pływaliśmy, uczyłem ją chodzić, jeździć na nartach. Niech mi pan wierzy, Michalina była za mną!
     - Żona twierdzi, że pan córce nawet komórkę zabrał...
     
- Ada zabrała, żebym nie miał z nią żadnego kontaktu.
     - Żona twierdzi, że pan wziął nawet sokowirówkę dziecka...
     
- Nie mieliśmy w domu nigdy sokowirówki! A oskarżała mnie nawet o to, że jakoby czajnik zabrałem!
     - Twierdzi też, że zabrał pan jej samochód...
     
- Gdy się wyprowadzałem, nie miała samochodu, a wcześniej też jej nie zabrałem. Ona jest, powtarzam, ukierunkowana. Po tej całej aferze była w bardzo złym stanie psychicznym, siedziała w domu, brała środki uspokajające, a nad nią siedziało pięć dziewczyn. I cały czas tłukły do głowy, co ma robić, co ma mówić. Wie pan co to jest sekta; jak ktoś tłucze do głowy dzień i noc, to rzecz jest prosta...
     - A jej ulubiona biżuteria? Podobno też zniknęła.
     
- Co jeszcze? W jakiejś gazecie powiedziała, że rakiety tenisowe zabrałem.
     - Co jeszcze? Ona przede wszystkim ubolewa, że pan jej zabrał dobre imię.
     
- Owszem, została oczerniona na łamach Super Expressu. Ale jeśli ktoś jest niewinny, nie można zabrać dobrego imienia.
     - Pół roku temu wzięliście ślub. Ponoć chodziło głównie o Michalinę, żeby miała normalny dom, pełną rodzinę...
     
- Chodziło o wiele rzeczy. Chodziło o to, żeby uwieńczyć naszą miłość, bo się bardzo kochaliśmy. Ja do tej pory, mimo tego co mi Ada zrobiła, nadal ją kocham. Nie potrafię sobie teraz ułożyć życia, bo myślę o Adzie, tęsknię za Michaliną. Nie wiem, czy ktoś jest w stanie to zrozumieć. Michalina oczywiście bardzo, bardzo chciała, żebyśmy mieli ślub, byli kochającą się rodziną. A poza tym wyznam panu jeszcze jedno: miesiąc temu planowaliśmy, że będziemy mieć dziecko.
     - Chyba największą krzywdę wyrządziliście Michalinie...
     
- Biologiczny ojciec zostawił malutką Michalinę. Ja ją pokochałem jak własne dziecko. Ona wiedziała, że nie jestem ojcem biologicznym, a tak się złożyło, że byłem ojcem chrzestnym. Michalina wiedziała, że jej tata był złym człowiekiem, że zostawił ją i mamę i odszedł do innej pani. Teraz zostałem wyklęty ja i zostało Michalinie powiedziane, że ja jestem najgorszy, który okradł, oszukuje, a nawet zdradza! A wrócił tamten! Ada do niego zadzwoniła, że ma codziennie przychodzić. Przychodzi, a ja jestem odsunięty. I Michalina jest manipulowana.
     - To...
     
- ... całkowita paranoja! Ada chodzi z dzieckiem do psychologa, Michalina chodzi do szkoły z ochroną! - żebym ja nie mógł podejść. Znajomi się w głowę pukają. Mało tego, dwa tygodnie temu Ada w złości jakiejś zadzwoniła do mnie i powiedziała: - Ja cię oskarżam o molestowanie seksualne dziecka! - Czyś ty zgłupiała do reszty?! - zapytałem. - Tak, mam świadków na to, że jak była mała, myłeś jej paluszkiem pupę! - usłyszałem. Pa - ra - no - ja. Myślę, że do tego przyczynia się mama Ady, bo ja zawsze odczuwałem, że mnie nie lubiła. Nie wiem dlaczego, przecież zawsze byłem dla niej miły. Być może dlatego, że nie przepadałem za jej synem...
     - Być może wszystko byłoby po staremu, sielankowo, gdyby nie zgłosili się dłużnicy?
     
- A wie pan dlaczego się zgłosili? Bo zaczęła się promocja płyty Ady. Ada znowu wypłynęła. A oni chcieli to ukrócić. Na pewnym bankiecie - tak mnie poinformowali znajomi - Stockinger powiedział: ja tej Biedrzyńskiej nienawidzę, ja ją zniszczę!
     - Aż taka zazdrość?
     
- I zazdrość, i złość. Bo gdyby Stockinger nas nie poznał, to nie poznałby "maklera", pieniędzy nie wpłacił i nie stracił. To taki łańcuszek.
     - Co się stało z tymi pieniędzmi? Haraburda je zdefraudował?
     
- Nie wiem. Albo zdefraudował częściowo, bo gdy giełda zaczęła spadać, nie wiedział co zrobić, więc zabrał resztę i zwiał, albo całość zabrał i zwiał.
     - Tymczasem, wbrew temu co pan mówi, z różnych publikacji wynika, że pan jest winien ludziom co najmniej dwa miliony złotych...
     
- Po pierwsze nie ja wziąłem, po drugie nie dwa miliony, a milion. I to są kwoty brutto. Każdy z wpłacających 40 proc. przecież wycofał. Stockinger stracił fizycznie nie 200, a 120 tysięcy złotych. Pojawił się też na konferencji prasowej (Adrianna Biedrzyńska zwołała ją, by oczyścić się z zarzutów - red.) jakiś pan, nazwano to wejściem smoka. Jest mężem pani, która wpłaciła Haraburdzie 180 tys. zł. A on powinien trafić do aresztu, bo nasłał bandytów, którzy pobili mnie na stacji benzynowej.
     - Ale faktem też jest, że gdyby nie nazwisko żony pieniędzy by nie wpłacali...
     
- Tego nie wiem. Wejście smoka dowodzi, że niektórzy nawet nie znali Ady, więc trudno mi powiedzieć.
     - Stockinger twierdził na konferencji, że pan się ukrywa, unika kontaktu z wierzycielami...
     
- Jak ja się mogę ukrywać? Pan mnie znalazł przecież bez problemu. Ukrywa się Haraburda. Ja się nie ukrywam, bo jestem niewinny i nie zamierzam uciekać jak on za granicę.
     - Ma pan jakieś środki utrzymania?
     
- Teraz nie mam, bo firma się rozpadła. Ja tam wszystko organizowałem, organizowałem koncerty Ady, całe nasze życie. Ona nie wiedziała co to rachunek, ja wszystkie zakupy robiłem, nawet artykuły spożywcze przynosiłem. Byle tylko mogła wyspać się, być wypoczęta, uśmiechnięta, zagrać w teatrze, być zadowoloną z życia. Ja jej bardzo w życiu pomagałem. Tylko nie gotowałem, bo gotowała gosposia. Nie mam jeszcze pomysłu na nowe życie, nie doszedłem do siebie po tym wszystkim. I wciąż ją kocham. Nie jestem w stanie skupić się nad jakąś pracą. A tak się kochaliśmy! To niemożliwe, żeby odkochać się z dnia na dzień, więc myślę, że jest ustawiana. A ludzie różnie reagują. Przyznam się panu do jeszcze jednej sprawy. Mieliśmy przyjaciół, z którymi nawet w Stanach byliśmy. Ze dwa tygodnie przed tą aferą okazało się, że znajoma jest zdradzana przez męża, tak twierdziła. Załamała się, ja jeździłem po nocach, śledziłem jej męża, bo mnie o to prosiła. Chciałem pomóc tej kobiecie. Mówiła, że jestem najcudowniejszym facetem. Po całej aferze z Adą powiedziała: spieprzaj z tego domu! Oszukałeś Adę! Zdradziłeś ją. I ona w tej chwili jest obrońcą Ady. Występuje przeciwko mnie, człowiekowi, który jej pomagał. Paranoja. Jutro (2 października) w sądzie wystąpi przeciwko mnie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Rewolucyjne zmiany w wynagrodzeniach milionów Polaków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska