Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wyczyścił mnie do zera

Rozmawiał Marek Heyza
W. IMPACT
Tematem numer jeden na warszawskich salonach jest teraz kwestia, czy aktorka Adrianna Biedrzyńska maczała palce w oszukiwaniu ludzi, którzy przez jej męża Marcina Miazgę stracili duże pieniądze - mówi się o ponad dwóch milionach złotych. Sprawę nagłośnił aktor Tomasz Stockinger, który stracił 200 tysięcy złotych. O bulwersujacej sprawie już pisaliśmy. Dziś rozmawiamy z ADRIANNĄ BIEDRZYŃSKĄ.

     - W internecie jest czarna lista dłużników. Jak powinna zareagować dorosła kobieta, która uważa, że niesłusznie tam się znalazła? Już trzeci rok jest pani na tej liście.
     
- To nieprawda, że nic nie robiłam. Poprzez adwokatów zgłosiłam sprawę w prokuraturze. To że mąż grał na giełdzie, wiedziałam wcześniej. Sama zresztą dałam mu 150 tys. zł, 20 tys. zł swoich oszczędności dała moja mama, pieniądze dali też rodzice mojego byłego męża, bo tak go już nazywam. Po opublikowaniu czarnej listy dowiedziałam się, że mój mąż podpisywał jakieś weksle. Przeprowadziłam tysiące rozmów. Zaczęliśmy poszukiwać maklera Haraburdy na własną rękę przez Londyn, bo ślady tam prowadziły, ale znikły. Próbowaliśmy też w USA poprzez biuro detektywistyczne. Cały czas byłam zapewniana, że rozmowy z firmami windykacyjnymi są w toku, że wszystko jest w porządku.
     - Sama pani tego nie sprawdzała?
     
- W jaki sposób?
     - Można po prostu osobiście z firmą się skontaktować.
     
- Jeżeli mąż mi mówi, że jedzie na spotkanie, jeśli przy mnie się umawia, to dlaczego mam go śledzić? Mam przecież tysiące innych spraw na głowie. Ma pan rację, to moja wina, że nie zadzwoniłam, nie sprawdziłam. Ufałam dorosłemu człowiekowi, który mnie zapewniał, że wychodzi na te rozmowy, pertraktuje. Osobiście pojechałam z nim do adwokata, który sporządził zobowiązanie dla Tomasza Stockingera; zobowiązanie męża do spłaty długu. Niestety, in blanco, Marcin potem to wypełnił. Po długim czasie dowiedziałam się, że Marcin zobowiązał się spłacać... po 1000 zł miesięcznie. A ja byłam przekonana w 100 procentach, że wszystko jest na dobrej drodze.
     - Skoro on był dłużnikiem, dlaczego pani znalazła się na liście?
     
- Być może posłużyli się mną jako osobą publiczną; myśleli pewnie, że w ten sposób zmobilizują pana Marcina Mizagę, liczyli na to, że mnie kocha i będzie chciał chronić.
     - A pani nie jest w stanie go zmobilizować?
     
- Ja z nim już nie jestem, 2 października mam sprawę rozwodową. Zabrał mi wszystko. Po konferencji prasowej sprawdziłam po raz pierwszy swoje konto. Było na nim 2,60 zł. Na lokacie dla Michaliny - zbierałam na córkę od lat - mam zero. Wyniesione zostały z domu przeróżne rzeczy, cała moja biżuteria, o której teraz niestworzone rzeczy prasa wypisuje, straciłam samochód. Poprosiłam go, żeby chociaż telefon komórkowy dziecka oddał i mikser Misi do owoców. Raz mówił, że to wszystko ma gdzieś złożone i nie rusza, innym razem, że wciąż na to patrzy i wspomina dom. A tydzień temu dowiedziałam się, że mąż proponował panu z Poznania spłatę długu moim domem! Zapewniał, że ja niedługo go sprzedaję. Rzeczywiście, były takie plany, bo były dwa włamania. Proponowałam kiedyś mężowi, żeby tu się zameldował, bo Michalina boi się zasypiać; ona była świadkiem włamania, widziała jak złodzieje uciekali z domu. Powiedział: kochanie, po co mam się meldować, skoro kupimy apartament? I skończyłoby się tak, że mąż, który miał pełnomocnictwa do wszystkiego, do banku, do firmy, nawet do telekomunikacji, wziąłby pieniądze za dom i poszedłby...
     - A może dlatego nie chciał się meldować, żeby sąd nie miał adresu, pod który trafiałyby wezwania?
     
- Nie mam pojęcia. Pewnie miał jakiś plan.
     - Mąż miał tyle pełnomocnictw. Skąd więc pewność, że dom jest jeszcze pani?
     
- Kupiłam go przed poznaniem Marcina, jest na mnie zapisany, sprawdziłam to.
     - W końcu zaczęła pani sprawdzać...
     
- Dopiero teraz. Moją winą jest, że było mi wygodnie z nim żyć, że on wszystko załatwiał, nie wiedziałam co to jest poczta, co to jest bank, firma, rachunki. Ja się mogłam zajmować teatrem, estradą, śpiewaniem, nagrywaniem płyty, domem. I ja się tym chwaliłam, że mam tak fantastycznego męża, że nie wiem co to jest rachunek.
     - Coś chyba się nie zgadza. Była czarna lista, były podejrzenia. Wiedząc o tym, pół roku temu wyszła pani za niego za mąż...
     
- Tak, bo nie mogłam kochanego człowieka zostawić w potrzebie. Poza tym jest Michalina - nasz ślub był dla niej najszczęśliwszym dniem w życiu. Zawsze chciałam, żeby córka miała prawdziwy dom, pełną rodzinę.
     - Czyli nie traktowała go pani jak oszusta?
     
- Proszę pana, jeszcze niedawno, na konferencji prasowej (Adrianna Biedrzyńska zwołała ją, by oczyścić się z zarzutów - red.) broniłam go! Byłam gotowa za niego głowę oddać. O wielu sprawach nie wiedziałam. Był zameldowany u rodziców, więc cała korespondencja na ich adres dochodziła. Byłam przekonana, że okradł go makler Haraburda, że Marcin próbuje długi spłacić. A na konferencji prasowej dostałam tysiące nowych wiadomości, pojawili się nowi wierzyciele, nowe fakty z prokuratury. Dowiedziałam się też o innych kobietach w jego życiu, o tym, że chodził załatwiać interesy z naszym zdjęciem, mną się posługiwał w interesach.
     - Pani weksli nie podpisywała, ale w pewnym sensie pani firmowała interesy swoim nazwiskiem.
     
- Gdzie?!
     - Stockinger krzyczał wręcz na konferencji: - Wszystkie rozmowy odbywały się w twoim domu, w twojej obecności...
     
- Nigdy nie byłam przy podpisywaniu umów, przy - jak stwierdził Super Express - biciu interesów. Oczywiście chwaliłam się, że jest fantastyczny mąż, że świetnie idą akcje, że jest świetny makler. Ale nigdy w życiu nie namawiałam do interesów. Dałam wprawdzie pieniądze, ale giełda mnie nie interesowała, nie uczestniczyłam w grze. Podejdźmy do sprawy na chłodno: byłabym samobójcą, gdybym występując na scenie, pojawiając się na estradzie pozwoliła sobie na jakieś oszustwa. To robią ludzie, którzy mogą gdzieś uciec.
     - Stockinger przypomniał: - Ada powiedziała mi wprost: masz wolne środki, wchodź w to...
     
- Nie pamiętam takiej rozmowy. Była rozmowa towarzyska o giełdzie. Jeśli mnie pytano, czy sama dałam Marcinowi pieniądze, odpowiadałam, że tak, bo dałam. Teraz, gdy odkryłam jego oszustwa, zdaję sobie sprawę, że byłam dla niego pewnym parasolem, wiarygodną osobą dla innych ludzi i rozumiem, że pod moim wpływem mogli wpłacać, ale ja nie próbowałam wpływać.
     - A więc to prawda, że gdyby Miazga nie znał pani, pieniędzy by nie dostał.
     
- Nie znałby tego środowiska i nie byłoby takich sytuacji.
     - Ale chyba odezwał się jakiś dzwonek ostrzegawczy, skoro biorąc ślub zagwarantowała pani sobie rozdzielność majątkową?
     
- W pierwszym małżeństwie też miałam rozdzielność majątkową, bo zarabiałam bardzo dużo pieniędzy i byłam samowystarczalna.
     - To jakaś paranoja. Mieliście rozdzielność majątkową, ale wspólne konto...
     
- Bo mieliśmy wspólną firmę, tak naprawdę więc rozdzielność nie miała znaczenia. To moja głupota i bałaganiarstwo umysłowe.
     - Poszukują go wierzyciele. Gdzie jest zameldowany?
     
- Nie wiem.
     - Ja znam adres: ul. Trakt Lubelski...
     
- To adres jego rodziców.
     - Teraz być może pani jest zdolna spojrzeć na wszystko na chłodno. To była miłość do pani i do Michaliny, czy po prostu wyrachowanie?
     
- Historia rachunków mówi, że to było wyrachowanie. W sobotę po konferencji sprawdziłam rachunki. Dowiedziałam się, że od 1997 roku byłam okradana. Zostałam wyczyszczona do zera - i to nie teraz. Z wyciągów wynika, że cały czas korzystał z moich pieniędzy. W niedzielę wieczorem przypomniałam sobie, że on ma również pełnomocnictwo do ZASP-u, gdzie odbieram pieniądze za powtórki. Zadzwoniłam do Zosi Czerwińskiej. Mówię: pomóż mi od rana cofnąć to pełnomocnictwo, bo ja lecę z Michaliną do szkoły na rozpoczęcie roku. Gdy wróciłam, już dzwoniła do mnie: - Skontaktuj się z ZASP-em, bo Marcin już tam był. W ZASP-ie usłyszałam, że był i zażądał pieniędzy. Awanturował się: To nieprawda, że nie jesteśmy razem, Ada mówi tak pod publiczkę, pod gazety...
     - Właśnie, ludzie mówią, że aktorka tak w tej chwili pogrywa, bo nie ma innego wyjścia, że na konferencji prasowej zagrała pani swą najlepszą rolę w życiu...
     
- Ludziom się wydaje, że aktorzy grają w życiu. To nie tak: grają na scenie, w życiu są normalni, są sobą. A ja zostałam okradziona, oszukana, zdradzona. To nie fikcja. Ten człowiek nie powinien już istnieć.
     - Ale z jego pieniędzy pani też korzystała?
     
- Jakich pieniędzy?
     - Grał, więc i wygrywał, a jak wygrywał, to były pieniądze...
     
- Miał i sukcesy, lecz nie musiałam z jego pieniędzy korzystać. Ale nie chcę, żeby pan pisał o moich przychodach, bo ludzie chociażby za to by mnie znienawidzili.
     - Czy wie pani, jak duże są długi męża? Jeszcze niedawno mówiło się o dwóch milionach złotych.
     
- Nie mam pojęcia.
     - Nie jest już pani dziewczynką, prawda?
     
- Zgadza się.
     - Więc jak to wszystko nazwać? Czy to, proszę się nie obrażać, nie infantylność?
     
- Ja się zakochałam, zaufałam człowiekowi, z którym mieszkałam tyle lat.
     - Miłość jest aż tak ślepa?
     
- Czy pana żona pyta, gdzie pan był, ile zarobił, ile wpłacił? Czy każda kobieta wie wszystko o swoim mężu? Jeżeli rano lecę na próbę do teatru, wpadam na piętnastą, żeby coś zjeść, potem wracam do teatru, albo gram wieczorami, albo wyjeżdżam na koncert, albo jadę na kilka dni do Szczecina - spotkaliśmy się przecież w pociągu - kiedy ja mam zajmować się sprawami, którymi zajmuje się mąż? Mam jeszcze na głowie dziecko, z którym odrabiam lekcje, gram na pianinie. A z drugiej strony byłam zakochana śmiertelnie, ufałam, we wszystkim.
     - Co on takiego zrobił, że tak panią zakręcił?
     
- W 1994 roku urodziła się Michalina, jak pan wie zmarł mój tato. Gdy po pogrzebie wróciłam z Bydgoszczy, dowiedziałam się, że mój mąż nie jest mną zainteresowany, ma inną kobietę. Zostałam z dziesięciodniową Michaliną. Mama była w Bydgoszczy, miała swoją rozpacz. I nagle zjawił się Marcin, opiekuńczy, który stopniowo przejmował wszystko, co przedtem ja robiłam, pomagał w zakupach, opiekował się Michaliną, przybił gwóźdź, wkręcił żarówkę. Czułam, że jestem kochana. A potem założyliśmy firmę. Woził mnie na koncerty, ustalał ceny. Powoli przejmował wszystko, a mi się to bardzo podobało. Mogłam więc grać w filmie, mogłam się zająć pracą, domem, przyjemnościami. Wszystkim chwaliłam się, że pewnie mój tato zza grobu mi takiego wspaniałego człowieka przysłał... (tu rozmowa na moment się rwie, aktorka płacze). A moje samotne koleżanki pytały, czy Marcin ma brata.
     - I ten człowiek zabrał pani nawet sokowirówkę...
     
- Przede wszystkim zabrał mi dobre imię i to wszystko, do czego doszłam po latach pracy.
     - Najgorsza jest utrata dobrego imienia. Jak je odzyskać?
     
- Nie wiem, musi mnie pan przekreślać, jeśli takie pytanie mi pan zadaje.
     - Nie przekreślam, wyobrażam sobie, w jakiej pani jest sytuacji.
     
- Mogę każdemu spojrzeć w oczy, nie mam nic do ukrycia. Nie wiem, co panu powiedzieć...
     - A co pani powiedziała mamie?
     
- To co panu. Mama mnie ostrzegała, koleżanki mnie ostrzegały, ale ja byłam tak zakochana, że myślałam że mi zazdroszczą, że jestem tak szczęśliwa. Stwarzał, jak się okazuje takie pozory, że nawet dziecko było szczęśliwe.
     - Czyli jakby odwrotna sytuacja: pani w życiu była zwykłym człowiekiem, on aktorem.
     
- Tak i złotą kurką, która przynosi pieniądze. Być może po roku znajomości, kiedy dowiedziałam się, ile naprawdę ma lat, że jest o osiem młodszy, już wtedy powinnam się zastanowić, kto to jest. Powiedział: kochanie, nie mogłem przecież ci powiedzieć, ile mam lat, bo byś nie była ze mną. I przyniósł sto róż. Omotał mnie, a ja uwierzyłam.
     - Kobiety ponoć lubią młodszych mężczyzn.
     
- Tak, ale bez przesady. Na koniec wyznam jeszcze jedno: gdy niedawno prosiłam, żeby chociaż dał na życie, bo nie mam nic, odparł: kochanie, gwiazdeczko, masz mnie. Jak będziesz ze mną, będziesz miała wszystko. O nie, dziękuję bardzo.
     

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Rewolucyjne zmiany w wynagrodzeniach milionów Polaków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska