Kurs z prowizją

     Między kantorową a bankową ceną tej samej waluty jest rozziew. Do niedawna na korzyść banków. Przynajmniej tych, które zadowalały się zarobkiem na różnicy między skupem a sprzedażą. Albo, jak jeszcze niedawno PKO BP, pobierały prowizję tylko od skupu.
     Teraz i to się kończy. Przepisy się nie zmieniły, ale banki sięgają po możliwości, z których wcześniej nie korzystały. Szczególnie ostatnio coraz większą wagę przywiązują do dochodów z rozmaitych prowizji i opłat. Ale o tym najczęściej dowiadujemy się dopiero przy okienku...
     - U nas prowizja była już wcześniej. Od kilku miesięcy wynosi 1,5 proc. Jest taka sama przy skupie i sprzedaży - mówi Irena Bąk, zastępca naczelnika w oddziale wojewódzkim BGŻ. To znaczy, że jak chcemy bankowi sprzedać walutę dostaniemy półtora procent mniej od kwoty, jaką powie nam pani w okienku, a jeśli kupić - to zapłacimy tyle samo więcej.
     1-procentową prowizję dolicza bank PBK-BPH.
     PKO BP do końca ubiegłego roku pobierało tylko 2 proc. prowizji przy skupie walut. Teraz dolicza pół procent przy sprzedaży. A dla euro - nawet półtora procent. - Bank od kantoru różni się tym, że kantor ma cenę, a bank - kurs określony na podstawie tabel bankowych - wyjaśnia Piotr Hinz, dyrektor I oddziału tego banku w Bydgoszczy. - A prowizja jest ceną za usługę.
     I tylko w oddziałach Pekao SA pozostało po staremu. Prowizja wynosi 0 proc.
     Te zasady dotyczą walut, które aktualnie są w obiegu, np. dolara amerykańskiego, funta brytyjskiego, euro. Wobec środków, które zostały zastąpione przez euro potrącane prowizje są jeszcze wyższe. Za bilon zaś możemy odzyskać połowę, albo nawet tylko 30 proc. wartości. Lepiej więc wrzucić go do skarbonki na Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. Do końca miesiąca stoi w oddziale NBP.