Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jesteśmy inni, ale kochamy tak samo - mówią Agnieszka i Grzegorz

Katarzyna Piojda
Poznali się 24 lata temu. - A dopiero niedawno się pobraliśmy - mówią Agnieszka i Grzegorz, czyli państwo Sajnajowie.
Poznali się 24 lata temu. - A dopiero niedawno się pobraliśmy - mówią Agnieszka i Grzegorz, czyli państwo Sajnajowie. Tomasz Czachorowski
Agnieszka uczyła się w ogólniaku. Koleżanka z klasy zaproponowała jej któregoś dnia: - Chodź ze mną do domu pomocy społecznej. Tam mieszka fajny chłopak. Może będzie dla ciebie? Poszła. Chłopak jej się nie spodobał. Ale zdanie zmieniła. Po latach wyszła za niego za mąż.
Fot. Archiwum prywatne============06 Zdjęcie Podpis 8.5(46721051)============Maj 2013. Agnieszka i Grzegorz powiedzieli sakramentalne "tak".
Fot. Archiwum prywatne
============06 Zdjęcie Podpis 8.5(46721051)============
Maj 2013. Agnieszka i Grzegorz powiedzieli sakramentalne "tak". Wesele zasponsorowała Anna Dymna

Fot. Archiwum prywatne
============06 Zdjęcie Podpis 8.5(46721051)============
Maj 2013. Agnieszka i Grzegorz powiedzieli sakramentalne "tak". Wesele zasponsorowała Anna Dymna

- Lekarz powiedział kiedyś mojej mamie: Niech pani go traktuje nie jak niepełnosprawnego jakiegoś, tylko jak normalnego dzieciaczka. W granicach rozsądku. No i mama tak mnie właśnie traktowała - wspomina Grzegorz Sajnaj z Bydgoszczy.

Pochodzi z Chojnic. Urodził się 52 lata temu. Diagnoza zaraz po urodzeniu: dziecięce porażenie mózgowe. Starszy brat - pełnosprawny. Młodszy też zdrowy. Tylko on, ten cały Grzesiu, inny taki. Mama pół życia mu poświęciła. Ćwiczyła z nim. Czuwała przy nim. Na wizyty do lekarzy w Gdańsku jeździła.

Miał pięć, no, może sześć lat, gdy stawiał pierwsze kroki. Akurat siedział na kanapie. Do pokoju weszła mama. Uklękła przy jego tapczanie. Spojrzała synkowi prosto w oczy: - Kiedyś jeszcze będzie dobrze - powiedziała. No i teraz Grzesiowi dobrze w życiu jest.

Przeczytaj również: Dla nas to tylko 1 procent. Dla braci Kosickich z Liszkowa aż 100 procent szczęścia!

Porażenie mózgowe

Wreszcie jest. Bo w jego życiu jest Agnieszka. Ona też ma porażenie mózgowe. Nie ubolewają nad sobą. Ciała, fakt, są niepełnosprawne. Dusze za to są sprawne.

Agnieszka i Grzegorz już są małżeństwem. Mieszkają na tym samym bydgoskim osiedlu, na Wyżynach, ale po przeciwnych stronach. Ona - w "normalnym" mieszkaniu w bloku. On - w Domu Pomocy Społecznej "Promień Życia" przy ul. Łomżyńskiej. Mogliby od dawna mieszkać u Agnieszki, ale jej mama nie pozwala. Agnieszka jest jednak uparta. To jej życie i jej wybór. Codziennie przyjeżdża do męża. Kobieta porusza się przy pomocy tzw. balkonika. - Najpierw idę na przystanek tramwajowy. Jak tramwaj się zatrzymuje, proszę kogoś obok, żeby wstawił mój balkonik do środka, a ja w tym czasie chwytam się poręczy i podciągam się - opowiada Agnieszka Sajnaj.

Tramwajem jedzie około 5 minut. Wysiadka. Znowu prosi jakiegoś pasażera, żeby pomógł jej wystawić "wózek" z tramwaju. A sama trzyma się poręczy i wychodzi. Wprawę przecież ma. Potem, podpierając się o balkonik, idzie do męża, do DPS. Grzegorz czeka na nią w swoim pokoju. Zszedłby po nią, ale ciężko mu jest. Na wózku inwalidzkim przecież siedzi. Personel DPS-u pomaga kobiecie wejść.

Żona u męża spędza jakieś osiem godzin codziennie. Przychodzi około dziewiątej rano, wychodzi mniej więcej o 17-tej. Dzień w dzień. No chyba, że mocne mrozy i wysokie śniegi by były. Ale teraz nie ma.

Mieszkanie Grzegorza to wąski, długi pokój. Z jednym oknem, z widokiem na inne budynki. Pod oknem stolik i krzesła. Obok - tapczan. Szafa stoi w minikorytarzu, obok łazienka i minikuchnia.

Post użytkownika Gazeta Pomorska.

Przeprowadzka w planach

- Też niedługo w DPS zamieszkam - mówi Agnieszka. - Czekam, aż zwolni się miejsce. W zeszłym roku byłam 21. na liście oczekujących. Teraz jestem już 8. Wytrzymam.

Pani Sajnajowa dostanie osobny pokój, tzw. jedynkę. Chciałaby, żeby to był pokój sąsiadujący z pokojem męża. Gdy wreszcie razem zamieszkają i uda im się mieć pokoje obok siebie, to mają plan: - W jednym pokoiku zrobić salonik, a w drugim sypialnię - marzy mąż. - Byłoby, jak w normalnym mieszkaniu.
- No, jest to możliwe - mówi po namyśle Marek Figiel, dyrektor DPS-u.

Grzegorz mieszka w bydgoskim depeesie od 34 lat. I ruszać się stamtąd nie zamierza. Nie przeszkadza mu, że bracia go bardzo rzadko odwiedzają. Matka i ojczym nie żyją. On sobie poradzi. Taką ma dewizę. - W moim rodzinnym domu było dobrze, ale do czasu - wspomina mężczyzna.

Mama sama wychowywała jego i dwóch braci. - Była kochana. Zabierała nas na spacery. Moi bracia biegali dokoła mojego wózka. Wstawałem z niego na prostej drodze. Próbowałem chodzić. Nawet mi się to udawało. Już gdy miałem 6 miesięcy, mama zaczęła ze mną jeździć do Akademii Medycznej w Gdańsku.

Lekarze planowali, że małemu Grzesiowi zrobią operację, coś na centralnym układzie nerwowym, ale dopiero gdy skończy 7 lat. Chłopiec stanął na nogach w wieku 5 lat. Medycy uznali, że operacja nie jest więc konieczna. Nie przewidzieli, że gdy chłopiec dorośnie, na zawsze pozostanie na wózku.

Czytaj też: Podziel się 1 procentem. Na nasze wsparcie czeka Antoś i 286 organizacji z regionu

Stare, dobre czasy

W domu dobrze było. Skończyło się, gdy pojawił się ojczym. Nie zaakceptował Grzesia. Wszystko przez tę niepełnosprawność chłopaka. - Bił mnie, popychał - dodaje Grzegorz. - Mama mnie broniła, ale męża bardzo kochała. Nie chciała z nim się rozstać.

Obrazek z dzieciństwa: Grzegorz jest z mamą na komisariacie. Mama zeznaje, że jej mąż to sprawca przemocy. Gdy wrócili do domu, ojczym znowu maltretował syna swojej żony. Któregoś dnia niepełnosprawny chłopak postanowił, że się wyprowadzi. I tak zrobił. Trafił do Domu Pomocy Społecznej w Kamieniu Krajeńskim. - Gdy się wprowadzałem, obiecałem sobie, że spędzę tam dwa lata.

Obietnicy dotrzymał. Potem jeszcze zmieniał kilka razy adresy. Aż trafił do Bydgoszczy, do "Promienia Życia". I przyznaje, patrząc na swoją Agnieszkę, że tutaj ten promień życia zobaczył.

Poznali się 24 lata temu. - Chodziłam wtedy do liceum "piątki" na Kapuściskach, niedaleko depeesu - opowiada Agnieszka, teraz już Sajnaj. Miała nauczanie indywidualne. - Koleżanka ze szkoły któregoś dnia zaproponowała mi, żebym poszła z nią do depeesu. Ona w tej placówce się udzielała - kontynuuje Agnieszka. Przyjaciółka powiedziała do Agi: - Chodź ze mną. Tam jest taki fajny Grzesiek. Może to będzie chłopak dla ciebie?

Agnieszka się zgodziła. Nie dlatego, że liczyła na super znajomość. Poszła, bo nie miała innych planów. - Zobaczyłam młodego mężczyznę. Siedział w swoim pokoju. Nie spodobał mi się - opowiada bydgoszczanka.

To znaczy: na początku jej się nie spodobał. Koleżanka zaprosiła Agnieszkę jeszcze kilka razy do placówki. Tej, w której mieszkał Grzegorz, ale wcale nie do niego. Przychodziła, ponieważ tutaj znalazła wspólny język z innymi niepełnosprawnymi. Takimi, jak ona. Coś zaczęło między Agnieszką a nim kiełkować. Łatwo jednak nie było.

Grzegorz był prezesem stowarzyszenia pomocy osobom niepełnosprawnym działającego przy DPS. Organizował wycieczkę do Wrocławia. Agnieszka też chciała jechać. Nie było już wolnych miejsc. Jankowska myślała, że Grzegorz, po znajomości, skoro ją lubi, jej miejsce załatwi. Ale nie załatwił.

Po wypadku

Kilka tygodni później ona znowu natknęła się na niego w depeesie. Grzegorz był krótko po wypadku. Przewrócił się na wózku inwalidzkim. Złamał biodro. - Przechodziłam korytarzem i zobaczyłam w drzwiach Grzegorza. Źle wyglądał. Cały poobijany.

Żal jej go nie było, ale właśnie wtedy to się zaczęło. Podeszła, a on zapytał, czy zostanie jego dziewczyną. Została. - To był mój pierwszy chłopak - przyznaje Agnieszka.
- Ale to nie była moja pierwsza dziewczyna - uśmiecha się Grzegorz. - Wcześniejsze miłości były, jednak głównie nieodwzajemnione.

Ta została odwzajemniona. - Przychodziłam do Grzegorza sama. Mama była temu związkowi przeciwna. Zgadzała się, żeby był moim kolegą. Chłopakiem - nie.

Dzień w dzień niepełnosprawna kobieta pokonywała tę samą trasę. Nadal pokonuje. Grzesiu do niej chciałby przychodzić, ale nie może. Agnieszki mama nie pozwala. No i trudniej mu jest poruszać się na wózku niż Agnieszce przy pomocy balkonika. Młoda mieszkanka miasta przychodziła do Sajnaja codziennie. Na parę godzin. Ich pierwszy wspólny wyjazd to był ten do Pawłowic pod Częstochową, na turnus rehabilitacyjny. - Dołączyłam do Grzegorza. Skróciłam sobie turnus nad morzem i przy pomocy koleżanki dotarłam do niego, prawie na drugi koniec Polski - wspomina teraz Agnieszka. Bo tak jej zależało. Jemu też. Spędzili razem, bez godziny przerwy, dwa tygodnie. Najtrudniej było się rozstać. Musieli. Mama Agnieszki nie chciała Grzegorza widzieć. Córki do niego też prowadzić nie chciała. Młoda kobieta była uparta. Sama pokonywała drogę.

W ciąży

W 1996 roku zaszła w ciążę. Szok! I niedowierzanie. - Nie było radości, tylko płacz - wspomina Jankowska. No bo jak dwoje niepełnosprawnych ludzi, jedna przy balkoniku, a drugi - na wózku, dadzą sobie radę z wychowaniem dziecka?!

Agnieszka urodziła zdrowego chłopca. Gdy wyszła ze szpitala, jej mama ją zabrała do siebie. Młoda mama z dzieckiem nie mogła dołączyć do ojca malca, bo w tym DPS-ie rodzin z małymi dziećmi nie ma. Zresztą: Agnieszka musiałaby mieć najpierw przyznane miejsce w placówce. A nie miała.

Do tej pory matka z synem mieszkają u babci. Niedoszłego zięcia starsza kobieta znać nie chce. Babcia stała się opiekunem prawnym wnuka. - W ciągu dwóch lat po porodzie Grzesiu widział syna trzy albo cztery razy - podkreśla kobieta. - Mnie trudno byłoby iść przy balkoniku, pchając jeszcze wózek z dzieckiem.

Ciągle o sobie nawzajem jednak myśleli. To znaczy: Agnieszka o Grzegorzu. I vice versa. Jak w filmie romantycznym.

Gdy ich syn skończył 8 lat, jego mama postanowiła, że wbrew swojej matce, będzie znowu odwiedzać Grzegorza. Z synem zaczęła przychodzić do niego.

Wesele sponsorowane

Dwa lata temu, gdy syn skończył 16 lat, ojciec oświadczył się matce. Ślub odbył się w kościele na Glinkach. Wesele - w Hotelu Pod Orłem. Takie było marzenie Grzegorza. Marzeniem Agnieszki była bajkowa oprawa. I taka też była.

Uroczystość, na którą zaproszono 50 gości, sponsorowała fundacja Anny Dymnej, aktorki, która działa na rzecz osób niepełnosprawnych. - Czułam się w tej złotej, długiej sukni przyozdobionej różami, jak królewna z bajki - wzdycha bydgoszczanka.

Po ślubie zaczęło się normalne życie. I niepełnosprawni małżonkowie nie narzekają, że niebajkowe. - Jeszcze mieszkamy osobno - zaznacza Agnieszka. - Ja z mamą i synem, a Grzesiu w placówce.

To się jednak wkrótce zmieni. - Czekam. Mam nadzieję, że w tym roku się wprowadzę do DPS.

Syn jest pełnoletni. Chodzi do szkoły średniej. Dobrze się uczy. Z rodzicami też ma dobry kontakt. Jest dumny, że są dzielni w walce z niepełnosprawnościami. Dalej będzie mieszkał z babcią. I odwiedzał rodziców w placówce też dalej będzie. Bo sam chce.

Teściowa nie pozwala Grzegorzowi przyjeżdżać do jej mieszkania. Nie utrudnia chociaż kontaktów żony z mężem.

Państwo Sajnajowie snują plany na przyszłość. Te dotyczące wspólnego mieszkania. I te walentynkowe też. - Mąż zabiera mnie na romantyczny obiad - zapowiada Agnieszka. Pojadą taksówką, przystosowaną do osób niepełnosprawnych. Za rok, 14 lutego spędzą u siebie, w DPS-ie.
Razem.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska