Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Samowolka w toruńskim MPO

Wojciech Giedrys [email protected] tel. 56 65 21 449
W 2009 r. prezes MPO Piotr Rozwadowski (po lewej) i prezydent Michał Zaleski z Ewą Kierzkowską, byłą wicemarszałek Sejmu otworzyli zakład unieszkodliwiania odpadów.
W 2009 r. prezes MPO Piotr Rozwadowski (po lewej) i prezydent Michał Zaleski z Ewą Kierzkowską, byłą wicemarszałek Sejmu otworzyli zakład unieszkodliwiania odpadów. Lech Kamiński
Czy zarząd MPO mógł narazić spółkę na straty? Czy mógł złamać statut, nie informując rady nadzorczej o pożyczce dla Elany i wydatkach na koncert na Motoarenie? Jakie były kulisy przetargu na wywóz śmieci w Toruniu?

Przypomnijmy: w kwietniu Miejskie Przedsiębiorstwo Oczyszczania udzieliło innej miejskiej spółce TKP Elana pożyczkę w kwocie 200 tys. zł. W sierpniu komunalna firma sponsorowała koncert muzyki pop na Motoarenie. Wydała 200 tys. zł. Okazuje się, że zarząd nie poinformował w jakikolwiek sposób rady nadzorczej o wydatkach na koncert i pożyczce.

Tymczasem zgodnie ze statutem MPO z 1992 r. "w zakresie praw i obowiązków majątkowych przekraczających wartość 100 tys. zł wymagane jest pisemne powiadomienie Rady Nadzorczej przez Zarząd Spółki".

Przeczytaj również: MPO wydało na niedawny koncert Lata Zet i Dwójki 200 tys. zł. To nie pierwszy taki przypadek

- Umowę partnerską dotyczącą organizacji koncertu podpisywaliśmy z Gminą Miasta Toruń, która jest właścicielem MPO (trzecim partnerem był Eurozet, właściciel Radia Zet - przyp. red.) - mówi Piotr Rozwadowski, prezes MPO. - Tym samym, skoro decyzję o organizacji koncertu podjął sam właściciel spółki, to działaliśmy zgodnie ze stanowiskiem właściciela spółki. Gmina gwarantowała też pożyczkę dla Elany. Jeśli umowa została podpisana przez właściciela spółki, przez zgromadzenie wspólników, czyli organ wyższy niż rada nadzorcza, nie było konieczności włączania jej w proces decyzyjny. Nigdy nie pytamy rady, jak lokować pieniądze i w jakiej wysokości.

Ręczne sterowanie miejskimi spółkami?

Czy prezydent miasta może ręcznie sterować wydatkami miejskich spółek? Czy zarząd może ominąć ścieżkę i nie informować o wydatkach powyżej 100 tys. zł rady nadzorczej?

- Nie omijaliśmy żadnej ścieżki - mówi prezes MPO. - Każdy członek rady nadzorczej ma prawo na posiedzeniu o to spytać. Dotąd takich pytań nie było. Według naszej interpretacji, jeśli umowę podpisuje właściciel spółki, nie ma konieczności pytać rady o zgodę. Stanowi o tym kodeks spółek handlowych oraz umowa spółki.

Rozmowa w cztery oczy z Paweł Modrzyńskim, przewodniczącym rady nadzorczej MPO, zastępcą kanclerza UMK, jest praktycznie niemożliwa. Kontakt ogranicza się tylko do wymiany oficjalnych pism. Chcieliśmy potwierdzić, czy na tegorocznych posiedzeniach rady nadzorczej była mowa o koncercie na Motoarenie i pożyczce dla MPO. Modrzyński nie zgodził się udostępnić protokołów z posiedzeń.

"Jestem zmuszony w tym zakresie powołać się na tajemnicę handlową (…) jak również tajemnicę przedsiębiorstwa" - pisze szef rady nadzorczej.

Zobacz: Koncert Lata Zet i Dwójki w Toruniu [zdjęcia]

Pytania Modrzyńskiemu wysyłaliśmy dwa razy. Na pytanie: "Czy zna Pan konsekwencje prawne, na które naraża się członek rady nadzorczej, który poprzez swoje działania lub zaniechania doprowadził do narażenia na stratę finansową spółkę?", Modrzyński odpowiada pytaniem: "Czy zna Pan konsekwencje prawne pomówienia lub nieuzasadnionego oskarżenia innej osoby, w szczególności członka rady nadzorczej o doprowadzenie do narażenia innego podmiotu w szczególności Spółki na stratę finansową?"

Dlaczego zarząd nie powiadomił rady nadzorczej o wydatkach na koncert na Motoarenie? "Skoro decyzję o organizacji koncertu podjął sam właściciel Spółki i był jedną ze stron umowy, to po pierwsze czynność została dokonana za zgodą i wiedzą właściciela a po drugie w tym zakresie Zarząd działał ściśle zgodnie ze stanowiskiem właściciela Spółki" - odpowiada Modrzyński. Pożyczka zaś "stanowiła formę lokaty części nadwyżki środków pieniężnych spółki".

Oprocentowanie dwa razy wyższe niż w bankach

Szef rady nadzorczej podkreśla: "Umowa została zawarta na korzystny procent a jej realizacja (zwrot środków) zagwarantowana umową cesji środków należnych TKP Elana SA w Toruniu z Gminy Miasta Toruń z tytułu przyznanej dotacji". Na kilka pytań, które zadaliśmy Modrzyńskiemu, w ogóle nie otrzymaliśmy odpowiedzi, np. o to, czy tego typu działalność finansowa jest zawarta w przedmiocie działalności spółki, czy rada brała udział w postępowaniu ostrożnościowym przed udzieleniem pożyczki, jakie działania podjęła rada nadzorcza wobec faktu, iż wierzyciel Elana odmówił spłaty 200 tys. zł, prosząc o wydłużenie terminu spłaty o rok, czy zarząd poinformował o tym radę, czy przewodniczący podjął jakiekolwiek działania mające na celu ochronę spółki przed ryzykiem utraty znaczącej sumy pieniędzy, którą zarząd wypłacił w postaci pożyczki spółce, co do której publicznie wiadomym jest, iż znajduje się na krawędzi bankructwa. Modrzyński stwierdził tylko, że "publicznie wiadomym jest, iż w stosunku do TKP Elana SA w Toruniu nie zostało wszczęte postępowanie upadłościowe. Tym samym nie czuję się upoważnionym i kompetentnym do wysuwania lub komentowania wniosków w zakresie znajdowania się na krawędzi bankructwa przez wskazaną wyżej Spółkę".

Czy zarząd MPO za zgodą i wiedzą właściciela, czyli prezydenta Torunia, może podejmować zobowiązania powyżej 100 tys. zł, nie powiadamiając o tym pisemnie rady nadzorczej? Właściciel może podejmować decyzje w miejsce uprawnionych do tego organów spółki w formie uchwał na zwyczajnym lub nadzwyczajnym zgromadzeniu wspólników. W tym roku zgromadzenie wspólników MPO zebrało się 6 czerwca, a nadzwyczajne - 19 czerwca. Czy podejmowały uchwały dotyczące wydania 200 tys. zł na koncert na Motoarenie i udzielenia 200 tys. zł pożyczki Elanie?

- Nie, nie podejmowano uchwał w tej sprawie - odpowiada Aleksandra Iżycka, rzeczniczka prasowa prezydenta Torunia.

- Zgodnie z ogólnymi zasadami, organ wykonawczy nie może ingerować bezpośrednio w bieżące działania spółki komunalnej, jest bowiem w tej sytuacji organem założycielskim i tylko takie kompetencje posiada (tzn. nie ma kompetencji władczych, administracyjno-prawnych) - podkreśla dr Mikołaj Święcki, prodziekan wydziału prawa i administracji UMK.

- Co do zasady, organ wykonawczy gminy np. burmistrz lub prezydent nie powinien ingerować w sprawowanie zarządu w spółce komunalnej i "ręcznie sterować" spółką z o.o., ponieważ narusza to ustawowy podział kompetencji organów - podkreśla prof. Stanisław Sołtysiński, który pracował nad kodeksem spółek handlowych przyjętym w 2000 r. - Wymogi ładu korporacyjnego w spółkach przemawiają za tym, aby zarząd, rada nadzorcza i walne zgromadzenie (zgromadzenie wspólników) działały w ramach swych kompetencji przyznanych przez ustawę i statut - umowę spółki.

- Każdy z organów spółki - zarówno zarząd, zgromadzenie wspólników, jak i rada nadzorcza - ma własny zakres kompetencji - zaznacza prof. Andrzej Herbet z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. - Jakkolwiek pozycja zgromadzenia wspólników w spółce jest nadrzędna, nie powinno ono wkraczać w zakres kompetencji przyznanych innym organom. Jeżeli umowa spółki wymaga poinformowania rady nadzorczej o dokonaniu czynności prawnych przekraczających określoną wartość, przestrzegając ściśle tego postanowienia, należałoby wymagać udzielenia takiej informacji. Dokonanie czynności bez przekazania stosownej informacji nie powoduje jednak nieważności czy też bezskuteczności umowy zawartej przez zarząd. Powstaje jedynie ewentualny problem odpowiedzialności organizacyjnej czy odszkodowawczej zarządu, jeśli ta czynność narażałaby spółkę na straty.

"Król Śmieciarzy" żonglował ofertami?

Podczas zbierania materiałów do artykułów o sponsorowaniu przez MPO koncertu na Motoarenie i udzieleniu pożyczki TKP Elana pojawił się też inny, interesujący wątek. Dotyczy on kulis toruńskiego przetargu na wywóz i zagospodarowanie śmieci z nieruchomości zamieszkałych. Urząd miasta ogłosił go 28 marca. Otwarcie ofert zaplanowano na 8 maja o godz. 10.30. Zainteresowanie przetargiem nie było duże. Do urzędu miasta wpłynęło zaledwie dziewięć pytań dotyczących specyfikacji. Do walki o lukratywny kontrakt na dwa i pół roku stanęła jedna firma - MPO. Zaproponowała 57,44 mln zł brutto. Zamówienie zostało udzielone 5 czerwca.

Czytaj też: Śmieci w Toruniu wywiezie nam MPO

Wróćmy na chwilę do jesieni 2012 r. Miasto wówczas zleciło zewnętrznej firmie audyt. - Firma ta oszacowała - na podstawie ilości śmieci, liczby gospodarstw itp. - że kwoty, jakich powinniśmy się spodziewać w przetargu będą oscylować ok. 30 mln zł rocznie, czyli 75 mln na dwa i pół roku - tłumaczy Iżycka. - I tyle zostało zapisane w budżecie. Oczywiście szacunki te mogły być opatrzone pewnym błędem, więc w momencie planowania przetargu podaliśmy niższy limit, żeby uzyskać korzystniejsze oferty. Zmniejszyliśmy kwotę do 55 mln zł, zachowując sobie rezerwę na ten cel. Po przetargu i uzyskaniu kwoty 57,44 mln zł mogliśmy uruchomić dodatkowe 2,5 mln, bo mieliśmy w rezerwie. Zastosowane przez nas rozwiązanie było korzystniejsze niż wskazanie za pierwszym razem wygórowanego limitu 75 mln zł.

Dopiero teraz, pół roku po rozstrzygnięciu, na jaw wychodzą kulisy tego przetargu. Okazuje się, że w dniu otwarcia kopert z ofertami coś poszło nie tak. Udało się nam "zrekonstruować" jedynie szczątki tamtych wydarzeń. Co się zdarzyło niedługo po otwarciu ofert? Od informatora dowiedzieliśmy się, że prędko po nim miało zostać zwołane posiedzenie rady nadzorczej.

- Została złożona wyższa o ok. 2 mln zł oferta od oczekiwań miasta w tej kwestii - mówi nasz informator. - Członkowie rady nadzorczej już prawie byli w magistracie. Ale w jakiś inny sposób ta sprawa została wyjaśniona.

Jak się dowiedzieliśmy od zarządu MPO, od stycznia do końca września rada nadzorcza zbierała się 12 razy. W trakcie przetargu trzy razy: 28 marca, 25 kwietnia i 29 maja. Nie udało nam się dotrzeć do protokołów z posiedzeń. Zarząd MPO tłumaczył się, że ich nie otrzymuje. A szef rady nadzorczej Paweł Modrzyński w odpowiedzi na nasze pytania stwierdził: "Właśnie mając na uwadze wyznaczone przez prawo ramy naszego współdziałania (przewodniczący przytoczył artykuły prawa prasowego i ustawy o dostępie do informacji publicznej - przyp. red.) nie mogę umożliwić Panu zapoznania z protokołami z tegorocznych posiedzeń rady nadzorczej (…)".

- Rada nadzorcza miała się zebrać, żeby odwołać prezesa MPO - ujawnia nasz informator. Tak się jednak nie stało. Znajomość Zaleskiego z Rozwadowskim jest ugruntowana wspólnymi działaniami politycznymi w ramach Toruńskiego Międzyosiedlowego Porozumienia Samorządowego - Czas Gospodarzy. To stowarzyszenie to jeden z głównych filarów komitetu wyborczego Michała Zaleskiego. Rozwadowski jest członkiem komisji rewizyjnej organizacji.

Informator wskazuje, że złożenie niższej oferty przez MPO mogłoby negatywnie odbić się na sytuacji finansowej spółki. - Ta wyższa, która została złożona, zapewnia interes spółki - zaznacza informator. W jaki sposób? MPO w ramach umowy nie tylko wywozi śmieci i zajmuje się ich zagospodarowaniem. Musiało też dostarczyć pojemniki na śmieci i zająć się ich higieną, zorganizować dwa punkty selektywnej zbiórki odpadów - przy ul. Kociewskiej i w lewobrzeżnym Toruniu, a także wkalkulować w koszty wywóz śmieci od tych torunian, którzy do tej pory nigdy nie zawierali umów na ich odbiór. Do tego trzeba dodać też możliwe zmiany cen energii elektrycznej czy paliwa w trakcie dwuipółletniego kontraktu. - Spółka nie zbija wielkich kokosów na tej ofercie - podkreśla informator.

Śmieci mogły być tańsze?

Wszystkie koszty związane z nowym systemem śmieciowym są jednak przerzucane na mieszkańców. Całość jest bowiem finansowana z podatków uiszczanych przez torunian. Przyjmując, że w toruński system obejmie w najbliższych latach ok. 190 tys. osób, przez najbliższe dwa i pół roku miesięcznie każdy mieszkaniec za usługi MPO, aby bilansowały się koszty w ramach kontraktu z MPO, musiałaby zapłacić ok. 10,07 zł. Gdyby oferta MPO wynosiła 55 mln zł, czyli tyle, ile szacowało miasto, byłoby to - ok. 9,64 zł, czyli ok. 43 gr mniej. W skali 30 miesięcy uzbierałaby się suma ok. 12,9 zł na każdego mieszkańca. To tylko przybliżone rachunki m.in. bez kosztów obsługi systemu. Toruńskie opłaty za śmieci są uzależnione nie tylko od liczby osób w gospodarstwach domowych, ale i rodzaju zabudowy.

Spotkaliśmy się tej sprawie z prezesem MPO, który często żartobliwie sam siebie nazywa "Królem Śmieciarzy".

- Ile miał pan ze sobą ofert, składając ofertę w toruńskim przetargu? Czy to normalna praktyka, że przychodzi pan na przetargi np. z dwoma ofertami? - pytam.

- Nie wiem, o czym pan mówi - odpowiada.

Próbuję opisać, co słyszałem od informatora i pytam: - Nie było takiej sytuacji?

Prezes: - Przygotowywałem różne warianty na własny użytek. Oferty opracowuję samodzielnie, analizując ze służbami ekonomicznymi MPO co najmniej cztery warianty. Robimy wyliczenia, a na końcu z pakietu różnych wariantów ofert, które mogę jak każdy mieć przy sobie, wybieram jedną i ją składam. Tak było na każdym przetargu, w którym startowaliśmy. Przetarg toruński był strategiczny dla istnienia spółki i utrzymania 320 miejsc pracy. Analiz było co najmniej cztery. Mogę mieć kilka kompletów dokumentów ofert w ręku, ale w momencie, gdy składam jeden, pozostałe przestają być aktualne. Ta oferta była na poziomie najniższym z możliwych z punktu widzenia spółki.

Rozwadowski stwierdził kategorycznie, że nic nie wie o posiedzeniu rady nadzorczej, które - według naszego informatora - miało być zwołane po otwarciu ofert. Tego dnia nie spotkał się też z prezydentem Torunia Michałem Zaleskim w sprawie przetargu. - Osoba udzielająca panu informacji z niewiadomych dla mnie względów mija się z prawdą - mówi Rozwadowski.

- Prezydent nie spotykał się w sprawie przetargu z prezesem MPO, bo nie było takiej potrzeby - wyjaśnia rzeczniczka prezydenta. - Osobą nadzorującą pracę MPO z ramienia urzędu jest zastępca prezydenta Zbigniew Fiderewicz. Prezydent spotkał się z prezesem MPO na podpisaniu umowy, czyli 6 czerwca.
Tych informacji nie potwierdza też Modrzyński. Zapytaliśmy go pisemnie, czy 8 maja dostał polecenie od prezydenta Torunia o zwołaniu posiedzenia rady nadzorczej, czy spotkał się lub rozmawiał z nim telefonicznie o przetargu na wywóz i zagospodarowanie odpadów. Nie ustosunkował się do tych pytań. W odpowiedzi przytoczył jedynie daty 12 tegorocznych posiedzeń rady nadzorczej. W jednym z ostatnich zdań odpowiedzi z 12 listopada pisze: "(...) dostrzegam u Pana usilną próbę udowodnienia przyjętej przez Pana lub wskazanej Panu przez inne osoby sytuacji, której przyjęty ogląd odbiega od mającej w rzeczywistości miejsce stanu faktycznego".

"Zainteresowani w sprawie"

Kilka dni po odpowiedzi Modrzyńskiego do redakcji "Pomorskiej" przyszedł anonimowy list podpisany przez "zainteresowanych w sprawie", który rozwija wersję naszego informatora. Widnieje na nim data 14 listopada. Autorzy listu przywołują artykuł z "Pomorskiej" z 29 sierpnia, w którym opisaliśmy kwestię sponsorowania koncertu MPO na Motoarenie. Wskazują, skąd mogły się wziąć pieniądze na tę imprezę. Sugerują, że z puli uzyskanej w przetargu na odbiór i zagospodarowanie odpadów. Dochowując wszelkich standardów dziennikarskich, nie będziemy przytaczać treści tego anonimowego listu.

Czytaj e-wydanie »
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Polacy chętniej sięgają po krajowe produkty?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska