Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Minimaliści rezygnują z posiadania. To moda czy zmiana?

Adam Willma [email protected]
- Mam wszystko, czego potrzebuję. Więcej rzeczy - to większy bagaż. Niepotrzebny ani w podróży, ani w życiu - przekonuje Orest Tabaka. - Trudno w to na początku uwierzyć, ale można funkcjonować tylko ze 100 rzeczami wokół siebie!
- Mam wszystko, czego potrzebuję. Więcej rzeczy - to większy bagaż. Niepotrzebny ani w podróży, ani w życiu - przekonuje Orest Tabaka. - Trudno w to na początku uwierzyć, ale można funkcjonować tylko ze 100 rzeczami wokół siebie! Adam Willma
Na lotnisku w Kanadzie celnik dopytywał o bagaż. Orest Tabaka pokazał małą walizkę. - To proszę na kontrolę osobistą. W końcu celnik rozłożył ręce z powątpiewaniem: - Pracuję tu 22 lata i jeszcze czegoś takiego nie widziałem!

W walizce długości 51 centymetrów młody legniczanin przewozi cały swój dobytek: laptop, golarka, aparat fotograficzny, blenda fotograficzna, telefon, ładowarki, trochę ubrań, śpiwór i podróżne kosmetyki.

60 T-shirtów

- Ostatnio wymieniłem laptop na mniejszy. Mam jeszcze trochę rzeczy, na przykład kilkanaście książek - precyzje Orest. - Ale wszystkie puściłem w obieg. Są u ludzi, którzy sobie z nich korzystają. W razie czego zawsze mogę i ja z nich skorzystać. A ubrania? Okazało się, że koszulki do biegania doskonale sprawdzają się na co dzień. Z 13 koszul, które wisiały w szafie, pozostała jedna, na specjalne okazje.

Arek Recław z Warszawy, jak na ekonomistę przystało, swoją przygodę z minimalizmem rozpoczął od rozpiski w Excelu: - Chciałem spisać wszystkie swoje rzeczy, bo to bardzo ważne uświadomić sobie, iloma rzeczami się otaczamy. Cierpliwości wystarczyło mu tylko na ubrania. Doliczył się ponad 250 sztuk. Samych T-shirtów - 60.

Od własnej szafy zaczęła też Anna Mularczyk-Meyer, tłumaczka i przewodnik: - Teraz moje ubrania mieszczą się na kilku półkach i wieszakach, wcześniej szafy pękały w szwach, a ja i tak nie miałam co na siebie włożyć. Wielki regał niegdyś był wypełniony podwójnymi rzędami książek - teraz mam dwie półki pozycji potrzebnych do pracy przewodnika - cracoviana, dwie półki słowników. Trochę książek kucharskich i trochę powieści ulubionych autorów. Reszta wywędrowała do bibliotek i antykwariatów.

Mieć czy być

W rozmowach z minimalistami prędzej czy później pada nazwisko Leo Babauty - Amerykanina, który za pośrednictwem swojego bloga (Zen Habits), a później książek, skutecznie rozsiał wirusa minimalizmu po świecie.

Minimalizm trafił na dobry grunt - rzesze zmęczonych konsumpcyjną pogonią miały dość. Furorę zrobiło hasło posiadania nie więcej niż 100 rzeczy.

- Według mnie takie sztuczne narzucanie sobie granic dla mnie kłóci się z ideą minimalizmu. Bo liczenie rzeczy to strata czasu - mówi Anna. - Ale rzeczywiście, Babauta dał mi odpowiedź, której potrzebowałam: że łatwiej zapanować nad przestrzenią i życiem, gdy wyeliminuje się to, co nie jest potrzebne. A gdy głębiej się zastanowić, potrzebujemy naprawdę niewiele. Byłam zmęczona nadmiarem, poczuciem że nie ogarniam tego, co mnie otacza, że nie daję rady. Im bardziej starałam się wprowadzić porządek w otoczeniu, tym bardziej ono wymykało się spod kontroli.

Powinno być odwrotnie

Opróżnianie szafy to dopiero pierwszy krok do nowego życia.

Arek Recław powinien być dzisiaj dyrektorem finansowym dużego przedsiębiorstwa, tak jak niemal wszyscy koledzy, z którymi zaczynał pracę w audycie finansowym. Wymarzona robota w dużych korporacjach, zarobki idące w dziesiątki tysięcy złotych. Już w ostatniej pracy zaczął szukać innej drogi. Wywalczył sobie prawo do chodzenia w koszulce i dżinsach. - Spowalniałem trochę. Ludzie w korporacji przyjmują pozę strasznie zatroskanych byle drobiazgiem. Ja pytałem podczas narad, jakie to ma naprawdę znaczenie - wspomina. - Aż w końcu odszedłem. Mama się martwiła, brat który jest księdzem, człowiekiem bardzo poukładanym, nalegał, żebym wrócił i nie wygłupiał się. Ale ja chciałem wyskoczyć z tego młyna. Już Bertrand Russel zauważył, że wzrost efektywności pracy wcale nie zmniejsza czasu pracy.

Arek nie zerwał kontaktów z kolegami, z przyjaciółmi z korporacji. Spotykają się, organizują wspólne wyjazdy: - Ale gdy opowiadam o swojej filozofii, zapada zwykle cisza, bo ludzie nie mają zwykle czasu zastanowić się nad tymi sprawami. Jedno jest charakterystyczne - wszyscy z sentymentem wspominają czasy studiów lub stażu w firmie, kiedy człowiek miał do dyspozycji parę groszy i był szczęśliwy. Dziś ci sami ludzie mają na kontach okrągłe sumy, ale nie mają tego poczucia szczęścia. A chyba powinno być odwrotnie?

Nie musisz tego mieć

Recław żyje dziś za 1/3 tej kwoty, którą kiedyś wydawał na życie: - Ale nie jestem dogmatykiem. Mam na przykład trzy rowery. Z samochodu zrezygnowałem. Zdarza się, że auto jest mi potrzebne, ale wtedy zawsze mogę skorzystać z taksówki, a w wypożyczalniach można znaleźć samochód nawet za 100 zł na dobę. Ewentualnie mogę liczyć na samochód znajomych. To bez porównania niższe koszty niż utrzymywanie własnego auta.

Zdaniem Arka ludzie w warszawskich korporacjach traktują auta głównie jako symbol prestiżu. - Większości nie wyjeżdża w teren, więc ludzie dojeżdżają nimi tylko do pracy. Nie mogą śmignąć do biura metrem, muszą tłoczyć się w korkach, żeby ktoś nie uznał, że te samochody są im niepotrzebne. Sam miałem kiedyś piękny samochód służbowy, ale nie chcę żyć w takiej paranoi!

Kobietom trudniej przychodzi pożegnanie z przedmiotami, ale według Anny minimalizm nie musi oznaczać rezygnacji z mody: - Można zbudować sobie bazową garderobę i odświeżać ją sezonowo modnymi dodatkami (obuwie, akcesoria) - ja wolę taki wariant. Można też po prostu korzystać z możliwości, jakie dają tzw. second handy i moda na vintage. Ale trzeba uodpornić się na hasło "musisz to mieć".

Prawdziwe życie

Problem w tym, że jeśli ograniczasz liczbę swoich przedmiotów, w coraz większym stopniu zdany jesteś na cudze. - Jaki problem? - protestuje Orest. - Ludzie naprawdę bardzo chętnie pożyczają, na każdym kroku stykam się z życzliwością.

Podobne odczucie ma Arek: - Dobra materialne mają dać nam większe poczucie bezpieczeństwa. Ale paradoks polega na tym, że im więcej ludzie posiadają, tym mniej bezpiecznie się czują i tym bardziej chcą się zabezpieczać przed innymi. W efekcie oddzielają się od innych i patrzą na nich nieufnie. Tymczasem świat jest naprawdę przyjacielsko nastawiony, jeśli ty sam nie traktujesz tego świata jako zagrożenie.

Dla Arka to było olśnienie: - Wcześniej byłem zalany szumem informacyjnym. Dziś świadomie się od tego odcinam. Zwykle na 100 informacji, które mnie zalewają, tylko 2-3 mają jakieś realne znaczenie dla mojego życia.

Wyrzucił z domu telewizor, informacje czerpie głownie z gazet: - Tych lokalnych. To w ogóle fascynująca sprawa. Gdy przejeżdżam rowerem przez Polskę, zawsze kupuję lokalne gazety. Obraz, który się z nich wyłania, to zupełnie coś innego niż przekaz telewizyjny. Tu jest prawdziwe życie. W ogóle coraz mniej interesują mnie sprawy wielkiej polityki, a coraz bardziej to, co dzieje się w mojej dzielnicy i w moim bloku. O tym, co się dzieje na świecie, opowiadają mi ludzie. I to jest najlepszy filtr.

Przesuwanie chorągiewki

Każdego tygodnia nowych ludzi odkrywa też Orest. Przez internet. - Właśnie wyruszam do koleżanki z Holandii, którą poznałem przez sieć. To jest najtańsza forma podróżowania. Bilet lotniczy znalazłem za 60 złotych w tanich liniach. To tyle, ile wielu ludzi wydaje w trzy wieczory na piwo.

W ten sposób Orest Tabaka zwiedził już kawał świata. Od kilku lat walczy z braćmi (też trzymającymi się zasady "minimum rzeczy", choć podróżującymi z dodatkową walizką na sprzęt sportowy) o Rekord TBK (skrót od nazwiska). Ten, kto zajedzie dalej na południe, przesuwa chorągiewkę na mapie.

Na razie Orestowi wystarcza pieniędzy z dorywczej pracy. Nawet komórkę ma na kartę, żeby nie uzależniać się od abonamentu. Gdy nie ma pieniędzy na doładowanie, musi mu wystarczyć kontakt przez internet.

Anna utrzymuje się z tłumaczeń i oprowadzania wycieczek po Krakowie. Arek pomaga rozkręcać firmę ojcu: - Być może trzeba będzie wrócić do korporacji. Ale już nigdy na cały etat w biurze. Może pół etatu, może prace zlecone. Praca w korporacji ma swoje plusy - to jakby służba na królewskim dworze. Król jaki jest, taki jest, ale nie pozwoli umrzeć z głodu i jeszcze każe nam uszyć liberię ze złoceniami. Minimalista jest jak drobny szlachcic, który martwi się, czy plony pozwolą przeżyć zimę. Nie musi jednak tkwić za murami zamku. Może jeździć konno po polach i lasach i cieszyć się wolnością. Jak ktoś tej wolności zasmakował, to już jej nie odda za złotą liberię.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska