Po przymrozkach sadownicy na minusie, ucierpiały też winnice i plantacje truskawek. Owoców będzie mniej

- Przez trzy noce z rzędu walczyliśmy z przymrozkami - powiedział Paweł Pączka, prezes Grupy Producentów Owoców Galster w Wierzchucicach (pow. bydgoski). Jego zdaniem najgorsza była noc z poniedziałku na wtorek, bo przy spadkach temperatury do minus trzech stopni Celsjusza straty mogą być znaczące.

Jak duże? To się okaże za kilka tygodni, bo nawet zawiązki owoców, które na razie nie poczerniały, mogą nie utrzymać się na drzewach.

- Straty z powodu przymrozków mogą być szczególnie duże w gospodarstwach sadowniczych na południu Polski - stwierdził Mirosław Maliszewski, przewodniczący sejmowej Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi oraz prezes Związku Sadowników RP. - Dotyczy to przede wszystkim czereśni, wiśni, śliwek i częściowo także jabłek.

Jego zdaniem plon może być niższy w całym kraju. Dotyczy to szczególnie owoców deserowych. Można przypuszczać, że więcej będzie owoców jakości przemysłowej, z uszkodzeniami po przymrozkach, a taki towar jest gorzej wyceniany przez przetwórców.
- Dla wielu gospodarstw sadowniczych to może być tragedia, dlatego nasz związek będzie zabiegał o pomoc - stwierdził Maliszewski.

Małgorzata Kołacz, główny specjalista ds. sadownictwa i ochrony roślin z Kujawsko-Pomorskiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego w Minikowie stwierdziła, że problem mogą mieć także plantatorzy truskawek. Bo lokalnie spadki temperatury były duże.

Jej zdaniem szczególnie tam, gdzie tworzyły się zastoiska mrozowe, sytuacja nie jest optymistyczna.

- Przymrozki mogły wyrządzić spore szkody na niektórych plantacjach, szczególnie w południowej części kraju, gdzie truskawki wcześniej zakwitły - uważa Mariola Markiewicz. W ich rodzinnym gospodarstwie w Buszkowie (koło Koronowa) specjalizującym się w produkcji sadzonek i owoców truskawek, malin, jeżyn oraz czereśni, straty też są widoczne. - Na szczęście mamy mało wczesnych odmian truskawek, więc straty będą mniejsze. Większość naszych truskawek jeszcze nie weszła w okres kwitnienia, a czas chłodów wreszcie się kończy.

Zarówno właściciele sadów jak i winnic starają się przygotować do walki z wiosennymi przymrozkami.

Stosują zabiegi powodujące zagęszczenie soków komórkowych, przygotowują się do ogrzewania i mieszania powietrza. W poprzednich latach sadownicy chętniej decydowali się na polewanie drzewek wodą (z wykorzystaniem np. nawadniania nadkoronowego lub zraszaczy antyprzymrozkowych), ale w tym roku w niektórych sadach wody jest dużo jeszcze po opadach. W takich sytuacjach chętniej wybierano nagrzewanie. Ci, którzy nie mają specjalnych piecyków sadowniczych, rozpalali ogniska. Ogrzewali powietrze, mieszali je, by podnieść temperaturę chociaż o stopień.

Ogniska płonęły także na terenie winnicy Bona Terra w Krzyżówkach (pomiędzy Lipnem a Włocławkiem) należącej do Agnieszki Taraszkiewicz: - Płonęły przez trzy noce z rzędu. I tylko dlatego, że byliśmy przygotowani do walki z przymrozkami (także dzięki wcześniejszym zabiegom) straty oceniamy na 5-10 procent.

Gdy wreszcie nadejdzie ocieplenie, w winnicy zadbają o regenerację roślin, które w tym roku rozpoczęły wegetację o trzy tygodnie wcześniej.

- Obawiam się, że w maju przymrozki jeszcze powrócą - mówi Agnieszka Taraszkiewicz. - A każdy odpowiedzialny plantator powinien być na to przygotowany. Dlatego układamy już kolejne ogniska.